Paradoks niemal każdych większych targów elektroniki jest taki, że im głębiej tym bardziej „chińsko”. Poważnie, przechodząc przez wszystkie hale w końcu dochodzimy tam, gdzie jest mnóstwo dziwnych urządzeń od dziwnych chińskich firm. I nawet jeśli tego nie chcemy to i tak tam w końcu trafimy. Choć niektóre stoiska trzeba obejść wielkim łukiem tak czasami można trafić na niespotykane wynalazki, jak kiedyś przeróbkę Galaxy Note II z anteną do telewizji w miejscu rysika. Mam wrażenie, że podobnie jest z chińskimi sklepami internetowymi, bo im dłużej w nich siedzimy tym dziwniejsze przedmioty znajdujemy. I dzisiaj będzie właśnie o nich, o tych nietypowych, czasami dziwnych i absurdalnych, ale też przydatnych, głównie związanych z urządzeniami i technologią.
Prawda jest taka, że lubię zaglądać do oferty chińskich „allegro”, bo często spotykam tam gadżety czy ogólnie rzecz ujmując rozwiązania, których nie ma w Polsce, a nawet jeśli są to i tak u Chińczyka będzie taniej. Skupię się na sklepie GearBest, bo raz, że z nimi współpracuje i czasami przysyłają coś do testu, a dwa, mam wrażenie, że mają jakoś lepiej ogarnięty dział tech, który, bądz co bądź, najbardziej nas interesuje. Przecież nie będę tutaj pisał o przelotce, dzięki której kobieta może załatwić potrzebę na stojąco, stojaku na tacos w kształcie cziłałki czy trofeum w kształt martwej wiewórki.
Obiektyw JINJULI 35 x 50
To jeden z tych sposobów jeśli chcemy ze smartfonu zrobić fotograficzną lunetę przez, którą sciagniemy tą niezbyt ostrożną sąsiadkę z naprzeciwka. To nic innego jak coś w rodzaju lornetki do smartfonu, która pozwala na 30-krotne przybliżenie tego co obserwujemy i przykładowo zrobienie zdjęcia. Mimo tego, że na zdjęciu ewidentnie można rozpoznać iPhone’a, którego logo zostało usunięte niczym serduszko WOŚP z kurtki posła Myrchy, to obiektyw będzie pasował do niemal każdego smartfona. Mocujemy go na klips i w zasadzie musimy tylko pamiętać, by zrobić to równo, tak by nie zasłonić aparatu w telefonie.
JINJULI 35 x 50 ma w zestawie zatyczkę na obiektyw, etui i z tego co widzę też krótką smyczkę. JINJULI waży jakieś 320 gramów, więc wcale nie mało.
Aktualne ceny:
JINJULI 35 x 50 Monocular (czarny)
Uchwyt magnetyczny na kable bcase T’UP
Kolejny sprytny i przydatny patent, tym razem żeby w końcu zrobić porządek z tymi wszystkimi kablami przy biurku. Oczywiście można je wszystkie schować, ale można je też schludnie poukładać, by nie wadziły, ale jednocześnie były łatwo dostępne pod ręką. Ładowarka od smartfona, jakaś przedłużka od USB czy nawet słuchawki. No i z pomocą przychodzi magnetyczny system na uporządkowanie kabli.
To coś w rodzaju niewielkiej listewki, którą mocujemy na skraju biurka i okrągłych nakładek przypinanych do kabli, które trzymają się wspomnianej listwy. Na magnes oczywiście. Takie rozwiązanie zdaje się być bardzo wygodne, bo w każdej chwili możemy odpiąć i potem przypiąć interesujący nas przewód. A kosztuje tak naprawdę grosze, niecałe trzy dolary. Zestaw składa się z listwy i trzech magnetycznych krążków.
Aktualne ceny:
bcase T’UP (czarny) | bcase T’UP (zielony) | bcase T’UP (różowy) | bcase T’UP (granatowy)
Najmniejsze USB OTG jakie widziałem
Jeśli mówimy o adapterze USB OTG to zazwyczaj mamy na myśli krótki kabelek z odpowiednim złączem do naszego urządzenia i żeńskim USB z drugiej strony. Takie coś pozwala nam podłączyć przykładowo pendrajwa czy mysz do smartfonu, o ile smartfon taki tryb w ogóle obsługuje. Ale załóżmy, że tak i akurat takiego adaptera szukamy, bo jeszcze nie mamy. I ten co widzicie to taki mały spryciarz.
Adapter pochodzi od firmy MIXZA, jest miniaturowy i tworzy zwartą konstrukcję, która jest zawsze przy telefonie. Co prawda w niektórych sytuacjach może się nie sprawdzić (USB na kablu można wygiąć czy jakoś inaczej położyć telefon), ale jest idealnym rozwiązaniem jeśli chcemy coś na szybko podpiąć do telefonu. Warto zerknąć, tym bardziej, że kosztuje tyle co puszka coli.
Aktualne ceny:
MIXZA 2 in 1 OTG USB
Ręczna ładowarka USB
Tego się nie spodziewałem, że w dobie tak rozwiniętej technologii i gniazdek dostępnych nawet w kościele, znajdę gdzieś ręczną ładowarkę USB. Niewielkich gabarytów przedmiot, który na upartego można nawet do kluczy przyczepić, który może uratować nam tyłek w najgroszej sytuacji. Jeśli tylko będziemy mogli ruszać rękami i trochę pomachamy, bo wszystko opiera się na zasadzie korbki i niewielkiego generatora, to możemy naładować baterię chociaż do takiego stanu, by można było wykonać jedno alarmowe połączenie. Według zapewnień, minuta machania przekłada się na około 3-5 minut rozmowy.
Jest jedno złącze USB, a na wyjściu możemy mieć maksymlanie 5,5 V i 600 mAh. Nie będzie to może bardzo szybkie ładowanie, ale we wspomnianych kryzysowych sytuacjach lepiej takie niż żadne. Ładowarka waży jakieś 60 gramów i ma wbudowaną diodę LED sygnalizującą stan ładowania.
Aktualne ceny:
Ręczna ładowarka USB (czarny) | Ręczna ładowarka USB (granatowy) | Ręczna ładowarka USB (zielony)
SPIS TREŚCI:
No Comments