Widziałem BlackBerry KEYone, w końcu! Z tym smartfonem sprawa jest na tyle dziwna, że był już kilka razy pokazany, na CES 2017 mogli go zobaczyć niektórzy dziennikarze, a tak naprawdę to dopiero na tegorocznym MWC smartfon miał swoją oficjalną premierę. I mimo tego, że nie udało mi się dostać na konferencję, pomimo tego, że smartfon nie byl w żaden sposób tajemniczy biorąc pod uwagę wygląd i specyfikacje, to i tak bardzo chciałem go zobaczyć. No i udało się.
BlackBerry KEYone to ten smartfon, którego jeszcze do niedawna znaliśmy pod nazwą Mercury. Nie wiem czemu producent zdecydował się na taką zmianę, ale mnie jakoś nawiązanie do jednej z planet naszego układu pasowało bardziej. Ale ok, to tylko nazwa, a najważniejsze było to, jak smartfon rzeczywiście się sprawuje i wygląda na żywo. I muszę Wam powiedzieć, że warto było w pierwszej kolejności pójść właśnie na stoisko BlackBerry żeby przekonać się na własnej skórze jak dobry jest to smartfon. Nie będę Was zanudzał technikaliami, bo od tego jest specyfikacja, którą dodałem na samym dole, ale skupię się przede wszystkim na tych aspektach, które są kluczowe w tym modelu. Z tym smartfonem spędziłem najwięcej czasu na targach (choć wcale tak dużo go nie miałem), dlatego też możecie potraktować to jako pierwsze wrażenia, takie prosto z MWC 2017.
Pierwsze zaskoczenie było wtedy, jak wziąłem go pierwszy raz do ręki, bo smartfon wygląda na masywny i nie boję się powiedzieć, że toporny, a potem jest tylko wielkie łał, że to tylko wrażenie. Mimo tego, że było przypięte zabezpieczenie, to smartfon wydawał się być lżejszy niż to co napisano w specyfikacji. Smartfon przez metalową obudowę, która swoją drogą przypomina mi trochę Passporta w wersji srebrnej, jest solidny i pewny. Dobrze się go trzyma, co poprawia też gumowana powierzchnia z tyłu, choć można było zauważyć, że trochę zbiera tłuste zabrudzenia (nie odciski i zarysowania, bo tego nie dostrzegłem). Tak zwany „feeling” jest naprawdę świetny i już nie mogę doczekać się aż dłużej go poużytkuję.
Najważniejszym elementem w smartfonie jest oczywiście mechaniczna klawiatura QWERTY, która ma 4 rzędy klawiszy, jest podświetlana na biało i umieszczona tuż pod ekranem i paskiem z trzema dotykowymi przyciskami systemowymi. Ogólnie pisze się na niej dobrze, choć mam nieodparte wrażenie, że nie aż tak dobrze jak było to w przypadku BlackBerry Passport. Klawisze mają odpowiedni feedback, ale chyba są zbyt płaskie, więc to wymaga przyzwyczajenia żeby szybko pisać. Ale poza tym jednym mankamentem, klawiatura spisuje się genialnie, tym bardziej, że działa też jako pewnego rodzaju gładzik. Przyciski są aktywne, więc przykładowo przesuwając palcem w bok możemy przełączać się między pulpitami, a przesuwając nim w górę i w dół mozemy przewijać dłuższe wiadomości, maile czy strony internetowe. Genialna sprawa. Tutaj obowiązkiem jest, by napisać o czytniku linii papilarnych, który umieszczono w spacji – widać to przez delikatne wgłębienie. Trochę się tego obawiałem, bo to pierwsze podejście BlackBerry do czytnika, ale na całe szczęście, moje obawy okazały się bezpodstawne. Czytnik jest aktywny, więc nie trzeba podświetlać ekranu, by go odblokować, a reakcja jest tak samo szybka jak w innych flagowcach (choć Huawei P10 pod tym względem wypada nieco lepiej). Jedyne co mnie trochę męczyło to długie wczytywanie palca, choć z drugiej strony, wpływa to na dokładność, bo rzeczywiście czytnik działał za każdym razem.
Na koniec zostawiłem sobie ekran i aparat. Ekran mimo 4,5-calowej przekątnej wygląda na całkiem spory i pasuje do całokształtu smartfona. Nie jest kwadratowy jak w Passporcie, ale można powiedzieć, że przez fizyczną klawiaturę ma nietypowe proporcje i rozdzielczość, odpowiednio 3:2 i 1680 x 1080 pikseli. Takie trochę „ucięte” Full HD. Ekran jest pokryty szkłem Gorilla Glass 4 i póki co nie zauważyłem, by czymś mnie do siebie zniesmaczył. Sporo oczekuje też po aparacie, bo BlackBerry zdecydowało się na ten sam sensor, który jest w Google Pixel. Liczę na naprawdę dobre zdjęcia, choć zauważyłem już, że trzeba będzie przyzwyczaić się do obsługi interfejsu, który zapewne przez BlackBerry Luancher wygląda troch inaczej. Na całe szczęście jest tryb profesjonalny, który uruchamiamy podobnie jak np. w Huawei P9, wyciągając pasek z opcjami.
Jedynym problemem BlackBerry KEYone może być jego cena. Mam wrażenie, że taki PRIV głównie przez swoją wysoką cenę miał problem z dotarciem nawet do biznesowej klienteli i obawiam się, że z KEYone może być podobnie. Pierwsze informacje wskazują na 599 euro, co daje nam około 2500 złotych, tak prosto to przeliczając. Jeśli cena oscylowałaby wokół tej kwoty, jeszcze jest szansa na jakąś tam sprzedaż, ale jeśli będzie wyższa i bliższa 3 tysięcy, to nikt go po prostu nie kupi i podzieli los swojego poprzednika.
No Comments