Sporo osób czekało na OnePlus 6 i w końcu się doczekało. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że to jeden z najbardziej wyczekiwanych smartfonów pierwszej połowy tego roku. Przed premierą pisałem, że chciałbym, by coś mnie zaskoczyło, mimo tego, że na kilka dni przed oficjalną konferencją wiedzieliśmy niemal wszystko. Jak to się mówi, nadzieja umiera ostatnia, choć w tym przypadku bardziej pasuje powiedzenie, że nadzieja jest matką głupich. OnePlus 6 to kolejny bardzo poprawny, obiecująco szybki smartfon w przystępnej cenie, ale tym razem, bez efektu zaskoczenia.
OnePlus 6 był drugim produktem, który pokazano na konferencji, ale nie oznacza to, że nie był tym głównym. Po prostu na pierwszy ogień poszły słuchawki OnePlus Bullets Wireless, a przecież ile można gadać o słuchawkach? Bezprzewodowe Bullets były poniekąd takim wprowadzeniem, które miało rozgrzać albo obudzić tych, którzy byli na konferencji. Ale skupię się na smartfonie, od którego oczekiwałem odrobinę więcej.
Kluczową zmianą w wyglądzie smartfonu jest to, że jedna wersja jest wykończona na wysoki połysk, a druga jest matowa. Wreszcie ktoś o tym pomyślał i szanuję OnePlus za taką odważną, ale też rozsądną decyzję. Z jednej strony pokazali, że w końcu odkryli szkło (nie biorąc pod uwagę modelu OnePlus X, gdzie tył był ceramiczny), które w pewnych kręgach uznawane jest za bardziej premium, ale z drugiej, przygotowali też wersję w stylu Matte Black Everything, dla tych, którzy preferują bardziej praktyczne, stonowane rozwiązania. Ja osobiście wybrałbym tą druga opcję, bo nie mam zamiaru co chwilę przecierać telefonu o koszulę, ale jak kto woli. Mam też wrażenie, że ludzie za bardzo przyzwyczaili się do designu znanego z poprzednim modeli i w słupach sprzedaży wyżej będzie wariant Midnight Black niż ten „lustrzany”. Porównując Szóstkę do OnePlus 5T można też zauważyć inne ulokowanie obiektywów aparatu, trochę spłaszczony i według mnie mniej wygodny czytnik linii papilarnych czy przycisk wyciszania przerzucony na drugą stronę, tuż nad przyciskiem zasilania.
OnePlus 6 w kolorze Midnight Black / fot. OnePlus
Pojawił się też nowy wyświetlacz z małym wycięciem. Znaczy się, nowy w smartfonach OnePlusa, bo przecież gdzie nie spojrzeć to jest smartfon z „notch’em”. Drażni mnie, ale co zrobić, taki mamy design smartfonów w tym roku, więc jedyne co nam pozostaje to czekać co przyniesie rok 2019 albo… kupić Samsunga. Ekran w najnowszym OnePlusie ma dokładnie 6,3 cala, ale co ciekawe nie wpłynęło to na wielkość urządzenia. Smartfon jest nawet odrobinę węższy niż OnePlus 5T, ale trochę mu się przytyło, bo waży 177 gramów. Wracając do ekranu, tutaj zaskoczenia nie ma – jest notch, jest AMOLED, jest rozdzielczość FullHD+ i raczej z technicznego punktu widzenia udoskonaleń nie widać. Na szczęście, osoby, które nie przepadają za wcięciem, będą mogli je softwarowo zamaskować, podobnie zresztą jak z przyciskami na ekranie, które będzie można wyłączyć i przerzucić się na gesty.
Dla przypomnienia, OnePlus 6 działa pod kontrolą systemu OxygenOS, który jest oparty na Androidzie w wersji 8.1 Oreo. Oprócz wspomnianych gestów, trybu gamingowego czy wszystkich innych opcji, które przynosi Oreo, w systemie będzie można zmienić motyw na ciemny, co akurat jest fajne, biorąc pod uwagę matrycę AMOLED.
Nie będę wymieniał wam tego, ile rdzeni ma procesor czy jaką przysłoną charakteryzują się aparaty, bo są to tylko suche fakty, o których pewnie już wiecie. Mnie podoba się to, że w smartfonie mamy najszybsze pamięci jakie na obecną chwilę można zastosować, mamy błyskawiczne szybkie ładowanie Dash Charge (choć z pojemnością baterii mogliby się bardziej postarać) czy w końcu optyczną stabilizację obrazu przynajmniej w jednym obiektywie. No właśnie, skoro o aparacie mowa, widać, że jest lepiej, producent obiecuje lepszą jakość portretów czy zdjęć w nocy, ale ja jestem niemal pewien, że znowu smartfon będzie odstawał od innych tegorocznych flagowców. Pokazuje to choćby fakt, że jest slow-motion w HD, ale „tylko” w 480 klatkach.
Wiadomo, że wszystkie dotychczasowe przemyślenia opierają się tylko na tym co pojawiło się w sieci i na ostateczną opinię będzie trzeba poczekać aż smartfon trafi na warsztat, ale już teraz jestem przekonany, że przesiadka z OnePlus 5T póki co nie ma sensu. Jak pisałem, OnePlus 6 zapowiada się bardzo dobrze, jest przemyślanym smartfonem, w którym wykorzystano najnowsze technologie, ale ewidentnie zabrakło mu efektu „wow”, na co po cichu liczyłem. Gdyby wrzucili większy akumulator (w P20 Pro jakoś udało się zmieścić 4000 mAh), jeszcze bardziej skupili się na aparacie czy w końcu zaskoczyli czymś tak, żeby ludziom spadły kapcie, to wyglądałoby to zupełnie inaczej. Gdyby chociaż wrzucili czytnik biometryczny pod wyświetlacz zostawiając cenę w spokoju, to już mogliby mówić o sobie „ej, jesteśmy świeżakami, ale patrzcie, udało nam się to zrobić!”. A tak, wciąż zastanawiam się co zrobią w odświeżonym modelu 6T, o ile taki w ogóle się pojawi.
OnePlus 6 w kolorze Midnight Black i Mirror Black trafi do sprzedaży już 22 maja, a wersja biała (tak, taka też jest) będzie dostępna od 5 czerwca. Polskie ceny nie są jeszcze znane, ale możecie chociaż zerknąć na te w dolarach, funtach i euro-gąbkach.
źródło: OnePlus
No Comments