7 to taka ładna liczba. W kalendarzu 7 dni daje nam odstęp tygodnia, w trakcie którego wszystko może się zmienić. Tak zmieniły się nastroje większości graczy (i nie tylko) po premierze Cyberpunka 2077. Tytułu, który miał zmienić twarz CD Projekt Red. Nie chcieli być tylko „tymi od Wiedźmina”. Jak widać, trochę nie wyszło.
Na obecną chwilę jesteśmy po jednym hotfixie. Redzi starają się częściowo ugasić też ogień buchający nad wersją na konsole poprzedniej generacji, publikują przeprosiny i pomagają w zwrocie pieniędzy. Gracze bombardują Metacritica, akcje na giełdzie lecą, strony z memami dla graczy jeszcze przez miesiąc będą miały materiałów do codziennych podśmiechujek. Czyli wszystko w normie. Serio.
Premiera Cyberpunk 2077. Hype-Train dojechał na stację końcową, chociaż nie było łatwo
Pomnik trwalszy niż z cyberspiżu
Sami jesteśmy sobie winni. Człowiek lubi znane historyjki. Mity, baśnie, opowiadania które głęboko pod warstwą tekstu i wyobraźni kryją podobny rdzeń. Jednym z takich rdzeni jest mit „Od zera do bohatera”. Herkules (w pewnym uproszczeniu), Spider-Man, większość postaci jakie tworzymy do gier RPG. Problem w tym, że są to postacie fantastyczne. Życie nie do końca tak funkcjonuje, a graczom chętnie w głowie utkwiło zdjęcie stoiska Redów na E3 w 2004. Tylko że nie są jedyni w branży. Przykładowo, taki id Software (Carmack i Romero). Miejsce debiutu: akademik, może mały pokój. Origin Systems (Richard Garriot i jego seria Ultima). Garaż w Houston, Texas. Kilka przykładów jeszcze by się znalazło. Origin System w pewnym momencie działało pod skrzydłami EA, id Software do dziś tworzy duże tytuły, już bez swoich założycieli na pokładzie.
Wykreowaliśmy sobie Mesjasza gamingu, który miał stać w opozycji do diabłów takich jak Activision czy EA.
A CD Projekt Red po prostu zatrudnił lepszych ludzi od relacji na linii producent-gracze. Chyba nie wierzymy już, że 15 DLC na premierę Wiedźmina powstało, gdyż grupa zapaleńców w firmie z pobudek altruistycznych po wielomiesięcznym crunchu chciała jeszcze graczom wynagrodzić czekanie. Gwint nie był spełnieniem marzeń kilku zapaleńców, a wykalkulowaną próbą walki z Hearthstonem itd. To normalne, że firma wydaje produkt żeby zarobić, a od graczy zależy, czy dadzą się nabrać na „zupełnie nową FIFĘ 2077”.
Płotka w akwarium
Ale czego się spodziewaliśmy? Wiedźmin 3 był wstęgą na mecie wyścigu „Droga Do Sławy”. Faktycznie, CDPR od tego momentu jest traktowany jako potężny gracz. Gigant branży. Czy aby na pewno powinien być? Według mnie liczby się nie zgadzają. Weźmy na tapet jedną z cech Cyberpunka: gra z otwartym światem. W tym roku takie gry wydał również Ubisoft (Assassin’s Creed Valhalla, której recenzja jest tutaj), Activision (WoW: Shadowlands), Rockstar (RDR Online. Trochę naciągane, wiem). Po kolei zatem:
Ubisoft Montreal – ponad 3500 pracowników, Activision Blizzard – ok. 8500, Rockstar – ok. 2000
Ktoś mógłby skontrować: „Ale przecież są i studia poniżej 1000 pracowników robiących gry open world”. Owszem, są. Bethesda ma 600 pracowników i wydała Fallouta 76… CD Project Red podjęło się arcytrudnej misji i wyłożyło się na wielu miejscach. Ale można się było tego spodziewać. Tak długi okres produkcji, zmiany koncepcji i powiększanie gry musiało ponieść za sobą jakieś konsekwencje. I tu w ciągu ostatniego roku, dwóch nie pomogłoby 50, 150, 250 nowych pracowników.
Eurodolary w ruchu
A Cyberpunk 2077 na poprzednią generację musiał wyjść.
Z perspektywy współczesnego gamingu cztery lata to dużo. Cztery lata temu zachwycaliśmy się Overwatchem, czwartym Uncharted, a pod koniec roku otrzymaliśmy poprawione PS4 (dużo tych czwórek). Dziś ogrywamy trzecią część Assassin’s Creed po wielkim restarcie, The Last of Us 2 dzieli graczy na rozdaniach nagród, a PS5 to towar deficytowy na polskich półkach. Cztery lata temu Cyberpunk 2077 wszedł do pre-produkcji. Nie jestem game developerem, ale domyślam się, że możliwość napisania swojego dzieła na konsole nowej generacji CDPR otrzymał wystarczająco wcześnie, że przerzucili swoje wysiłki na te platformy. A głupio byłoby kasować tę wersję gry i wtopić w ten sposób kilkanaście milionów złotych. Wierzę, że ktoś na górze wykalkulował, że lepiej obiecać poprawę Cyberpunka na stare konsole i wydać średnio grywalny tytuł niż kasować projekt.
I po co te nerwy
Argumentów do obrony CD Projekt Red jeszcze by się znalazło. Choćby to, że gracze pecetowi raz na kilka lat dostają takiego niedopracowanego kaszalota jak konsolowcy teraz. Dark Souls, Batman Arkham Knight, GTA IV. W tym roku takim rodzynkiem na PC jest zapewne Horizon: Zero Dawn. Albo corocznie odkopywany frazes „No Preorders”? Że pierwszy tytuł firmy, który jest miksem RPG i FPS’a ma prawo być miejscami nieidealny. Ja się cieszę.
Taka premiera to kubeł zimnej wody dla graczy i dla CD Projekt Red.
Zwroty kopii gier raczej nie wpłyną w dłuższej perspektywie na zyski a nasi „Giganci znad Wisły” zaczną wydawać gry częściej niż co 5 lat. Mam nadzieję, że CD Projekt Red zatrudni więcej ludzi, skorzysta ze zdobytej wiedzy i kto wie, może następne gry będą równie wielkie jak Cyberpunk 2077, ale bardziej dopracowane, a ludzie skruszą ten pomnik „Najwspanialszych Developerów na Świecie” i potraktują autorów Wiedźmina jako normalne studio, któremu warto pozostawać nieufnym aż do pierwszych recenzji, zamiast dmuchać bańkę 8 milionów zamówień przedpremierowych.
No Comments