Nothing Phone (1) jest już po swojej oficjalnej premierze i co ważne, od razu trafił też do Polski. Co jeszcze ważniejsze, w takiej cenie, której raczej nikt się nie spodziewał. Sam myślałem, że będzie to coś koło trzech tysięcy bez złotówki. Ale ważniejsze od samego smartfonu jest to, co dzieje się wokół niego. Carl Pei, czyli ten gościu od OnePlusa, na spółkę z działem marketingu nieźle sobie to wszystko wymyślił. Nie można napisać, że Nothing Phone to… nic, bo jest go wszędzie pełno.
Nothing Phone (1) jest wszędzie
O tym smartfonie było sporo szumu jeszcze przed premierą. A to takie zdjęcie, a to inne, a to troszkę specyfikacji, a to jeszcze jedna fota i tak dalej. I gdy już wybiła godzina zero i zwolniła się embargowa blokada, to nie brakowało pierwszych wrażeń przede wszystkim z zagranicznych serwisów. Do pieca dołożyli setką limitowanych sztuk Nothing Phone (1), gdzie każdy miał wybity numer na boku i trzeba było wyłożyć na niego nawet kilka tysięcy „zielonych”. Nawet się odważyłem i napisałem zapytanie do Nothing o testową sztukę (oczywiście nie tą limitowaną), ale szanse na jej zdobycie były takie pół na pól – ja bardzo chciałem, a Nothing niekoniecznie. Wierzę jednak, że w niedalekiej i oby nie alternatywnej przyszłości jakiś egzemplarz do mnie trafi. Albo może nie jakiś, a biały, bo osobiście ten bardziej mnie zainteresował na tych wszystkich materiałach. Dlaczego? Bo jest inny i na swój sposób oryginalny.
No dobra, w obecnych czasach ciężko jest „wymyślić smartfon na nowo” i wyróżnić się na tyle, by kogoś zainteresować na dłużej niż trzy i pół minuty. Dlatego też pojawiły się składane smartfony, bo ileż można klepać taką samą formę jakoś od 2007 roku. Ale jak dla mnie Nothingowi się udało. Na tyle, by poświęcić mu tak siedem minut, no może w porywach piętnaście. Wszystko przez minimalistyczną, ale też trochę surową formę i charakterystyczne paski ledowe na obudowie z tyłu zwane Glyph. Mogą rozświetlić się w różnej kolejności i w różny sposób, a konkretne segmenty można dopisać np. do aplikacji czy kontaktów. Będą świecić, gdy dostaniemy powiadomienie, więc to taka trochę nowoczesna dioda powiadomień. Mam też pewne podejrzenia, że ten pioniowy pasek przy dolnej krawędzi będzie wskazywał poziom baterii podczas ładowania. Tylko kto tak często odkłada telefon ekranem do dołu? Zastanawiam się też czy diody są na tyle mocne (szczególnie te przy aparacie), by robiły za lampę doświetlającą podczas zdjęć. Diody zaświecą się też, gdy położymy np. słuchawki i skorzystamy z funkcji zwrotnego ładowania. Gdyby kogoś jednak to męczyło, to mam dobrą wiadomość – system oświetlenia można wyłączyć w ustawieniach.
I stąd też powstał poniższy mem. Skojarzenie było jednoznacznie. Podświetlenie i cała klawiatura w Nokii 3100 też pulsowały i rozświetlały się, gdy ktoś do nas dzwonił.
Może to Nothing, a może… iPhone 12
W świecie androida nie ma bardziej wyróżniającego się z tłumu smartfonu, ale tą „oryginalność” trochę podważa film, który możecie zobaczyć poniżej. No dobra, przyznam, że uśmiechnąłem się mocno, bo nie zdawałem sobie sprawy, że podobnych elementów jest tak dużo. Już pomijam dwa okrągłe i wystające aparaty czy niemal tak samo wykonaną i zaokrągloną ramkę. Ale żeby jeszcze te przyciski tak zrobić i umieścić je w tych samych miejscach? Ej, no naprawdę ktoś może pomyśleć, że Nothing Phone (1) to taki iPhone 12, ale z przezroczystą obudową. Albo z drugiej strony, jakby ktoś nakleił jabłuszko z tyłu, to ktoś mógłby się zdziwić, że to jakaś limitowana wersja iPhone’a. Dobrze chociaż, że w Phone (1) nie mamy tego okropnego notcha i przód jest po prostu piękny, bo jest symetryczny.
No i jeszcze jedno. Napiszcie mi, bo może mi się już w oczach coś robi. Czy tylko ja widzę z tyłu coś przypominającego logo Apple? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Teoretycznie jak na mocnego średniaka to nic mu nie brakuje
Nothing Phone (1) nie miał być flagowcem konkurującym z takim Samsungiem Galaxy S22 Ultra, Huawei P50 Pro czy vivo X80 Pro. W zasadzie w cenie jednego z tych topowych modeli można mieć dwa te telefony i jeszcze trochę zostanie. Specyfikacja jest mocna i wystarczająca. Jest procesor Snapdragon 778G+, jest 6,55-calowy OLED z rozdzielczością 2400 x 1080 pikseli i – co najważniejsze – odświeżaniem 120 Hz. Bateria z kolei ma sensowne 4500 mAh i naładujemy ją w miarę szybko, bo 33-watową ładowarką. W miarę, bo pół baterii dostaniemy po około 30 minutach ładowania. Jest też ładowanie bezprzewodowe (15 W) i zwrotne (5 W), ale ładowarki sieciowej w pudełku nie znajdziemy.
Osobiście nie wierzę w aparat, bo nawet już przykładowe zdjęcia pokazują, że na czymś zaoszczędzono. Albo inaczej wykalkulowano. Ale cieszę się, że mamy tu dwie porządnie zapowiadające się „pięćdziesiątki”, a nie trzy czy cztery marne aparaty. Główny aparat oparty jest na sensorze Sony IMX766 i ma optyczną stabilizację obrazu. Drugi robi za szeroki kąt.
Smartfon ma Androida 12 z nakładką Nothing OS i producent twierdzi, że będzie wspierał swój produkt przynajmniej przez trzy lata od premiery. Jest czytnik biometryczny w ekranie, głośniki stereofoniczne, jakaś tam odporność na zachlapania dzięki normie IP53, ale nie włożymy do niego karty i mini jacka.
Na Nothing Phone (1) w naszym kraju trzeba wyłożyć minimum 2299 złotych, co jest ceną zaskakującą chyba wszystkich
Sam zakładałem, że zobaczymy kwotę, która mocno zbliży się do trzech tysięcy. Nie spodziewałem się też, że będą aż trzy wersje. Ta najtańsza ma 8 GB RAM i 128 GB pamięci wewnętrznej. Tylko stówkę dołożymy do wersji z 256 GB, a za 2619 złotych dostaniemy 12/256 GB. Według mnie ta środkowa jest najbardziej rozsądna. Cenowo i „pamięciowo”. Smartfon kupimy na początku w trzech sklepach: x-kom, Amazon i ten od włączania niskich cen, który jest na mojej czarnej liście.
Jak dla mnie jest to coś nowego, coś wyróżniającego się z tłumu i na swój sposób intrygującego. Nie kosztuje fortuny i przez to może się dobrze sprzedać. Chciałbym sprawdzić go „w praniu”, szczególnie pod kątem systemu i aparatu.
A was interesuje czy raczej #nikogo?
No Comments