Oj musiało zaboleć. Zaswędziało konto bankowe wcale niekiepsko, bo według doniesień Samsung jest w plecy jakieś 17 miliardów dolarów, czyli na nasze, budżet małego państewka w okolicach Gujany Francuskiej, albo jakieś 20% polskiego na cały 2016 rok. Zwyczajowo nie zaglądam nikomu ani na konto, ani do portfela, ale w tym wypadku, w drodze wyjątku, pospekulujmy. Co z tym wybuchowym Samsungiem Galaxy Note 7?
Przyczyny całej sytuacji?
Jak to się stało, że Galaxy Note 7 rozeszły się jak pieczone w ognisku ziemniaki po wykopkach, a jak się później okazało, że parzyły tak samo? No tutaj dyplomu Wyższej Szkoły Strażackiej, żeby wykombinować dlaczego wysoce łatwopalny elektrolit w bateriach, po podgrzaniu, staje w płomieniach w mniej lub bardziej spektakularny sposób. Założę się o sporą czekoladę (i litra), że obecna sytuacja sprawiła, że w dziale Research and Development poleciały głowy. Hurtem. Wymyślenie takiego ustrojstwa jak Galaxy Note 7 nie kosztowało tyle co dwa czteropaki i kilo krakowskiej suchej, więc taka spektakularna porażka nie pozostała bez echa wśród załogi. Rzecz jasna, na chwilę obecną za wiele nie wiadomo, ale prawda wyjdzie za kilkadziesiąt lat, po odtajnieniu archiwów. Rzecz jasna nie obeszło się bez, jak zwykle w takich sytuacjach, osób, które radośnie siedząc w czapeczkach z folii aluminiowej, doszukiwały się z każdej strony spisku, działań polegających na szpiegostwie i sabotażu przemysłowym, szczególnie ze strony Apple. Całe szczęście, na chwilę obecną nie ma ani potwierdzenia żadnej z tych teorii, ani zarzutów prokuratoskich, ale, jak to mawiają, nie uprzedzajmy faktów.
Nuklearna zima
Sytuacja taka jak ta nie zdarzyła się w ostatnich latach żadnemu z liczących się producentów elektroniki, a jeśli podobne incydenty miały miejsce, to raczej jako pojedyncze egzemplarze. Nic na taką skalę. Co mógł zrobić Samsung? No właśnie niewiele opcji pozostało. To, jak się zachował zasługuje poniekąd na pochwałę, bo mogli w sumie się wypiąć na ludzi, którzy wydali równowartość trzech średnich pensji pracowników baru mlecznego Cesia z Kręcichwostów Dolnych i liczyć na to, że po wybuchu telefonu nie będzie im się chciało podawać nikogo do sądu i ubezpieczalnia załatwi sprawę. Szkoda tylko, że z marketingowego punktu widzenia to blamaż tak straszny, że konkurencja przez dobre kilka dni nie mogła przestać przecierać oczu ze zdumienia, że do czegoś takiego mogło w ogóle dojść. Smród się zrobił taki, że farba ze ścian schodzi, więc Samsung, zgodnie z protokołem dyplomatycznym, wycofał trefne sztuki, bo jak już ustaliliśmy, niewiele więcej mógł zrobić.
W sumie, to na tym historia mogłaby się skończyć, ale pojawił się kolejny zonk. Po wymianie znowu się zaczęły palić. A miało być tak pięknie, zapiekanki, autografy… Szkoda. Kolejna decyzja Samsunga? Całkowite wstrzymanie produkcji i dystrybucji.
Co dalej z Samsungiem Galaxy Note 7?
Właśnie nie do końca wiadomo. Z jednej strony Samsungów Galaxy Note 7 naprodukowane jest tyle co zwykle, w proces technologiczny wpompowane zostały nieprzyzwoicie wielkie pieniądze i co? Mam uwierzyć, że Samsung się nie pochyli nad górą zielonych, które stracił? No właśnie. A co będzie z tym, co już zostało wyprodukowane? Konia z rzędem temu, co wpadnie na to, jak się sprawa zakończy. W internetach też wyczytałem, że wszystkie dotychczas wyprodukowane modele pójdą na przysłowiowy przemiał, więc nie wiadomo jak na to patrzeć.
Zważywszy, jak już wspominałem, na górę pieniędzy, jaka poszła z dymem, nie wierzę, że nie odbije się to na klientach. Nie wiadomo co dalej z serią Note. Wychodziłoby na to, że najlepszym wyjściem dla Samsunga, byłoby wydanie nowej wersji Note’a, w szalenie niskiej cenie, z porządnym testowaniem pod kątem zamiany telefonu w materiał pirotechniczny, jak najszybciej. Albo jakiś program wymiany. No chyba, że przejdą całkowicie na stronę mocy, według zasad której, na Note nie ma miejsca i Galaxy zacznie rządzić niepodzielnie. Jak się to skończy dla klientów? Pewnie tak jak zwykle. Czkawką, jak po stanowczo za szybko wypitym trunku. Jak już Samsung odzyska zaufanie klientów, którzy z czasem pewnie przestaną się bać pożaru w kieszeni, to bankowo się odkuje. Miejmy nadzieję, że nie przez wydawanie co roku tego samego odgrzewanego kotleta. Chociaż… Kto wie? Czas pokaże jak się sytuacja rozwinie.
Nie ma pośpiechu, przecież się nie pali…
5 replies on “Samsung Galaxy Note 7, czyli historia z cyklu „Szefie, jaka piękna katastrofa!””
Zamiast wyprodukowane sztuki wyrzucać, mogą mi jedną dać, ja się nie obrażę a z baterią sobie jakoś poradzę, się kupi chińską i wymieni 🙂
To wcale nie jest takie proste 😛 Ja bym nie ryzykował gdybym dostał taki tykający „prezent”.
Na prawdę w to wierzycie?
Przecież nikt or tak nie wywala sprzętu.
Oni po prostu cześć rzeczy wrzucą do #GalexyS8, a man będą mówić, że wszystko zostało utylizowane.
Nareszcie napisaliście. Dziękuję.
Musieliśmy. W końcu zapłacone. Ale nie przez Samsunga, tylko przez tajną organizację bojowników o dostęp Tadżykistanu do nowoczesnych technologii „Duszambe Rulez”. Poza tym nie było pośpiechu. Przecież się nie pali 😛