Historia z życia wzięta, a przyjęło się, że takie są najlepsze. Co prawda sytuacja wydarzyła się już kilka tygodni temu, ale myślę, że jest na tyle nietypowa i tak bardzo niespodziewana, że warto o tym napisać. Tym bardziej, że nic nie wskazywało na to, że sprawy potoczą się tak jak się potoczyły, a BLIK wyciągnie mnie z niezręcznej sytuacji i uratuje mi, wspomniane już w tytule dupsko. O co poszło?
Prawda jest taka, że nigdy do tego całego BLIKA nie przywiązywałem większej uwagi. Gdzieś tam przed oczami pojawiały się informacje prasowe, że BLIK staje się coraz bardziej popularny, że coraz więcej punktów go obsługuje, że to jedna z lepszych opcji jeśli chodzi o płatności mobilne. Było tego sporo, ale w większości przypadków czytałem tylko tytuł, no, może pobieżnie przeglądałem, nie zagłębiając się za bardzo w szczegóły. Stwierdziłem, że nigdy nie będzie mi to potrzebne i nigdy z tego nie skorzystam, ale jak się okazało, w myśl polskiego przysłowia, przyszła kryska na matyska.
Gdy później zdałem sobie sprawę z całej tej sytuacji, śmiałem się jak głupi.
A było to tak. Godzina późna, gdzieś po 21. Ja czuję się tak jakby mnie słoń drugą stroną wystrzelił, bo długa zmiana w pracy. Ci, którzy jeszcze nie wiedzą, dojeżdżam do „bunkra” z przedmieścia Kielc, czyli inaczej mówiąc, ze Skarżyska. Szczęście w nieszczęściu jest takie, że kilometrów robię dziennie około 30 w jedną stronę, ale po ekspresówce, więc kwadrans i jestem na miejscu. Tamtego wieczoru akurat wracałem do domu, a że samochód dźwięcznie dał do zrozumienia, że już pora karmienia, to postanowiłem zatankować gdzieś w połowie drogi, na stacji, którą odwiedzam raz na ruski rok. Jakiś czas temu stwierdziłem, że tankowanie na raty jest bez sensu, więc niczym właściciel firmowego passerati, wziąłem pistolet do ręki i wlałem 95-tke do pełna, myśląc jednocześnie jak spierniczają mi ciężko zarobione złotówki z portfela. Zadowolony, dziarskim, ale też trochę zmęczonym krokiem idę do kasy. Drzwi się rozsuwają, a że jedyny wtedy z klienteli byłem w promieniu kilkuset metrów, to wzrok jakże urodziwych pań spotkał się z moim wzrokiem. Osoby, która klepiąc się energicznie po kieszeniach zdaje się półgłosem mówić pod nosem jakże wymowne w tej sytuacji „O ku*wa!”. Panie kasjerki zaskoczone, gdy w tej samej chwili odwróciłem się na pięcie, mając nadzieję, że jak wrócę do samochodu to portfel będzie grzecznie leżał na siedzeniu pasażera, no, ostatecznie czekał na mnie wciśnięty gdzieś do torby od laptopa. Na moje szczęście, taka wizja się nie sprawdziła. Wróciwszy do kasy (ruchu nadal tyle co na pustyni), grzecznie poinformowałem miłe panie, że:
„Mam mały problem, zalałem do pełna, a portfel zostawiłem w pracy. Co możemy z tym zrobić?”.
Panie spojrzały się na siebie, potem na mnie, potem znowu na siebie i uprzedzając pytania, nie, nie był to wcale wstęp do niskobudżetowego filmu porno. Z naciskiem na niskobudżetowy, bo przecież portfela nie miałem. Usłyszałem krótkie „A kartą?”. Owszem, jest to jakiś pomysł, ale karta też jest w portfelu – odparłem. Jednak gdzieś z boku głowy pojawił się pomysł rozwiązania tej niezręcznej sytuacji – może faktura z jakimś terminem zapłaty, bo kiedyś słyszałem, że jest to możliwe. Owszem, jest, tylko za zgodą kierownika stacji, który jak na złość, około 22 nie chciał odebrać telefonu. I wcale się gościowi nie dziwię, bo pewnie też miałbym ważniejsze rzeczy do roboty. To może ktoś Panu dostarczy te pieniądze tutaj na stację? Pomysł całkiem dobry, ale nie do wykonania. No, ale próbujemy i szukamy rozwiązania, aż tu nagle pojawia się magiczne słowo w ustach tej z prawej:
No to może BLIKiem?
Ja z początku odpowiedziałem, że nie da rady, bo nigdy z tego nie korzystałem, ale potem zapaliła się lampka w głowie, że przecież mamy czas i mogę zaraz to wszystko skonfigurować. Oparłem się o stolik i stukałem coś na telefonie, co jakiś czas patrząc się z uśmiechem na kasjerki. One chyba nie odwzajemniały tego samego, bo owszem też co chwilę zerkały, ale chyba tylko dlatego, by szybko zablokować drzwi, gdybym chciał prysnąć. Ja? Po 12 godzinach pracy? Za niecałe 250 złotych? Przecież nie mam na imię Seba żeby takie akcje uskuteczniać, ale z drugiej strony, w końcu one tego nie wiedziały.
No dobra, po kilkunastu minutach dłubania, czekania na wiadomości aktywacyjne, aż w końcu uruchomienia pełnej wersji strony banku na ekranie smartfona, by aktywować aplikację, udało się. Tak nawiasem mówiąc, pech chciał, że miałem wtedy testowy egzemplarz i nie wszystko jeszcze było poinstalowane. Ok, apka banku jest, BLIK razem z nią, więc nadszedł czas próby. Podchodzę do kasy, nadal głupio się uśmiechając i nie wierząc w tą całą sytuację. Ok, działamy – powiedziałem, jakbym przynajmniej zaraz miał zdecydować czy nacisnąć czerwony guzik do zawładnięcia światem czy nie. Przyłożyłem, wprowadziłem 6-cyfrowy kod, potwierdziłem, piknęło i krótko mówiąc, byłem w domu. Blik załatwił sprawę. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jaki byłem szczęśliwy, że się udało, a ja w końcu, po pół godzinie kombinowania na stacji mogłem stamtąd wyjść. Uff.
Jakie wnioski można wyciągnąć z tej całej sytuacji? Po pierwsze, zawsze pamiętaj żeby zabierać ze sobą portfel albo przynajmniej kartę, którą swoją drogą można też wrzucić gdzieś do etui i mieć przy telefonie. Po drugie, trzeba sobie powiedzieć jedno – płatności mobile są fajne i warto z nich korzystać. Ja o wszystkich profitach wynikających z używania BLIKA już wiem i przekonałem się na własnej skórze, że taka alternatywa od gotówki czy karty jest cholernie przydatna. W sumie może być nawet tak, że większość użytkowników częściej zabiera ze sobą smartfon niż portfel, a patrząc bardziej przyszłościowo, skoro w przyszłym roku mają wprowadzić elektroniczne dokumenty to portfel może okazać się po prostu zbędny. Ale jeszcze nie teraz, jak widać po wyżej opisanej sytuacji.
Dajcie znać czy Wam przytrafiła się podobna sytuacja i jak z niej wybrnęliście. Nadmieniam też, że wpis nie jest sponsorowany przez żadną firmę i żaden bloger nie ucierpiał podczas pisania tego tekstu.
13 replies on “Sytuacja pod korek, czyli jak BLIK uratował mi dupsko ”
Gdyby dzisiaj poinformowano, że w każdym sklepie w naszym kraju, w którym jest terminal, mogę zapłacić BLIKiem, to karta została by w domu już na zawsze 🙂
Mam straszną alergię na gotówkę. Nienawidzę jej po prostu. Jak gdzieś nie można zapłacić zbliżeniowo lub blikiem to po prostu tam nie robię zakupów
Niestety, tam gdzie można zapłacić zbliżeniowo (kartą) nie zawsze można płacić BLIKiem (patrz. Biedronka, Lidl…) 🙁
Niestety Blik jest jeszcze bardzo egzotyczny dla niektórych sprzedawców. Jak pytam się czy można płacić blikiem to patrzą na mnie jak na kosmitę
Blik owszem – do wypłaty z bankomatu, do płatności w internecie (coraz częściej). Ale sklepy nie mają pojecia jak to stosować.
Też się z tym spotykam 😀 Najzabawniejsze jest to w sytuacji, gdy dany sklep wspiera płatność BLIK (naklejka na drzwiach), a sprzedawca nawet o tym nie wie 😉
Nie trudno o takie absurdy. Ostatnio potrzebowałem naklejki z numerem rejestracyjnym na szybę. Kasa zamknięta, ale na drzwiach info, że można kartą. Wchodzę, od razu zostałe poinformowany, że kasy sa nieczynne. Chciałem kartą. Nie dało się, bo… nie. Tłumaczenia wiekowego Pana nie zrozumiałem.
Blik jest świetny do płacenia w necie. W sklepi szybsza jest karta zbliżeniowa lub karta mobilna HCE prze NFC. Ale fajnie że jest tyle możliwości bo w razie „W” większa szansa że coś przy sobie mamy 🙂 Blik jest świetny (w Polsce) również jak zabraknie na kasy gdzieś z dala od domu a mamy blisko bankomat. Wtedy można zadzwonić do kogoś zaprzyjaźnionego i dostajemy kod (lub czek SMS) Blik i szybki dostęp do gotówki.
Ja najczęściej płacę przez NFC i portfel rzadko wyciągam z kieszeni.
U mnie jednak ciągle najczęściej używana jest karta 😉
Moze nie z Blikiem, ale podobna akcja z platnosciami zeszlego grudnia:
Wracam z Chin do domu na Święta, lądowanie w Warszawie na Szopena późnym wieczorem i sprawdzam „jakdojadę” jak dostać się do hotelu na starówce – wypadło na pociąg. No to idę w kierunku pobliskich peronów i zastanawiam się jak tu nabyć bilet.. Jest biletomat! Ale problem – u mnie banknotów brak, a po kilku miesiącach nieużywania, jak na złość, nie potrafię przypomnieć sobie PINu do karty. A pociąg już czeka.
Wtedy przypomniałem sobie o appce SkyCash i rach ciach do pociągu – ten już odjeżdża a ja szybciutko download, install, register, activate, transfer cały czas zezując jednym okiem na drzwi wagonu czy pzypadkiem kanar nie idzie. Uff, udało się – zostałem szczęśliwym posiadaczem pierwszego w moim życiu elektronicznego biletu. Dzięki Bogu, że żyjemy w przyszłości!
Viva la płatności mobilne 😀
Autor artykułu jest jakimś debilem. Jeśli opis dokonania płatności zaczyna od słowa ” przyłożyłem” , to oczywiście w ogóle nie zapłacił blikiem tylko kartą mobilną w telefonie. Przy płatności blikiem telefonu się nie przykłada do terminala. Nie zdziwił się że pin jest sześciocyfrowy, osoba płacąca blikiem po raz pierwszy zawsze o tym pisze, bo to bardzo specyficzne. Poza tym nie jest to tak że piknęło i jesteśmy w domu, trzeba jeszcze przeczytać na komórce czy zgadzają się szczegóły transakcji i jeszcze raz je zatwierdzić. Albo system blik przeszedł w ostatnich miesiącach ogromną metamorfozę, bo przyznaję że od około roku nie używam go już do płacenia w sklepach stacjonarnych ( ale w Internecie i w bankomatach nic nie zmienili) albo autor jest na poziomie umysłowym przeciętnego polaka. Zapłacił kartą mobilną, zapewne w technologii hce, i nawet sam nie wie co zrobił.