Od kiedy Apple kilka lat temu pokazało całkowicie bezprzewodowe AirPodsy inni producenci mniej lub bardziej udolnie próbują swoich sił w tej kategorii. Całkiem niedawno do tego peletonu dołączyło chińskie Meizu. Przyjrzyjmy się bliżej temu co ma do zaoferowania ze swoimi słuchawkami Meizu POP.
Bycie 33-latkiem nie jest takie złe jak może się wydawać. Można na legalu zapuścić wąsa, a kasjerki co raz rzadziej dopytują się o dowód przy zakupie napojów rozrywkowych. Do tego wiek jest bardzo łatwy do zapamiętania, a to wraz z postępującymi latami robi się coraz istotniejsze. No i wreszcie sam fakt obchodzonych urodzin daje pole do popisu dla najbliższych chcących utrafić w nasze gusta z prezentem. Od żony na ten przykład dostałem słuchawki Meizu POP.
Już wkrótce zatem będziemy mieli okazję otrzymać odpowiedź na pytanie – Kocha czy nie kocha? Żeby nie było – to co tutaj przeczytacie to jeszcze nie jest recenzja, a co najwyżej jej zapowiedź. Takie pierwsze wrażenia. Abym mógł się obiektywnie wypowiedzieć będą mi potrzebne minimum dwa tygodnie słuchania muzyki, podcastów i oglądania filmów z użyciem tego sprzętu.
Druga ważna sprawa to cena. 499 chińskich juanów (około 270 złotych) to, wydawałoby się, kwota dość rozsądna jak za słuchawki. Za te pieniądze można kupić już całkiem porządne modele. Tylko, że tutaj mamy do czynienia nie tylko ze słuchawkami BT, ale też z takimi całkowicie bezprzewodowymi. To wszystko sprawia, że przyrównując pchełki Meizu do bezpośredniej konkurencji od uznanych marek łatwo zauważyć, że Chińczycy są najtańsi*. A to niewątpliwie zaowocuje pewnymi kompromisami.
* – tak właściwie to są i bardziej budżetowe modele, ale umówmy się, że Meizu to jednak dość znana firma, która dba o swoją markę i nie wypuszcza oczywistych bubli. Kupując tańszego konkurenta od firmy krzak sami prosimy się o kłopoty.
„Wypudełkowanie”, tudzież unboxing słuchawek dobrze rokuje – opakowanie jest dobrej jakości, zaś instrukcja wielojęzyczna (w tym angielski, ale brakuje języka polskiego). W zestawie otrzymujemy same pchełki wraz z pudełkiem do ładowania – umiejętnie skopiowanym od Apple. Niby różnice są, ale już na pierwszy rzut oka wiemy na czym się wzorowano.
I tutaj ogromna pochwała dla Meizu za wykorzystanie nowatorskich rozwiązań. Ja wiem, że zarówno USB typu C jak i ładowanie indykcyjne, w które wyposażono pudełeczko to nie są najnowsze wynalazki. Tym niemniej konkurencja często o tym zapomina sięgając do przestarzałych standardów. Dlatego ogromne wyrazy wdzięczności dla projektantów. Kudos!
Oprócz samego sprzętu dostajemy również krótki (50 cm) kabelek USB/USB-C do ładowania oraz cztery silikonowe gumki w które można włożyć słuchawki. Dzięki nim podobno mają jeszcze pewniej siedzieć w uchu. Bardzo sprytne – w końcu takie pizdryki znacznie łatwiej zgubić niż tradycyjne.
Specyfikacja Meizu POP:
- Bluetooth 4.2
- częstotliwość: 20 Hz – 20 kHz
- moc: 5 mW
- impedancja: 16Ω
- głośność słuchawek: 101 dB/1 kHz
- czułość mikrofonu: -38 dB/1 kHz
- bateria: 85 mAh (3 godziny muzyki, słuchawka), 700 mAh (pudełko)
- bateria/ładowanie: 1,5 godziny (słuchawki), 2,5 godziny (pudełko)
- waga: 5,6 g (słuchawka), 48 g (pudełko)
- wodoszczelność IPX5
Pierwsze wrażenia odnośnie wygody oraz obsługi są pozytywne. POP-y mocno siedzą w moich małżowinach, ale jednocześnie nie powodują dyskomfortu. Przynajmniej nie przez pierwsze kilkadziesiąt minut, bo prawdziwe testy dopiero się zaczną.
Chciałbym również pochwalić dotykowe sterowanie – jest intuicyjne i (dość) precyzyjne. Wystarczy np. tapnąć lekko w prawą słuchawkę, aby zatrzymać odtwarzanie, a podwójne klepnięcie przerzuci nas do kolejnego utworu. Jeśli zaś chcemy zwiększyć głośność to należy w tym celu przyłożyć palec i przytrzymać aż do uzyskania pożądanego efektu. Lewa strona działa analogicznie – do cofania i ściszania.
Kolejna mała wada to niemożność całkowitego wyłączenia pchełek bez wkładania ich do pudełka.
Kilka utworów na szybko odsłuchanych ze Spotify to zbyt mało, aby wyrobić sobie właściwą opinię, ale przyznam, że jest spoko. Nie zauważyłem żadnych niepokojących trzasków, pisków czy przycięć – zarówno samo połączenie jak i jakość odtwarzanego dźwięku stoją na uczciwym poziomie. W pełnej recenzji planuję przyrównać je do Xiaomi Sports Mini, których używałem do tej pory oraz przewodowych Brainwavz Delta. Te ostatnie są dla mnie wzorem tego ile dobrego można wycisnąć z pchełek do 100 złotych.
Do testów zostawiam również baterie – zarówno tę w pudełku jak i te w samych POP-sach.
Na dzisiaj to tyle
Jeśli macie jakieś konkretne pytania odnośnie tego co uwzględnić w recenzji to zapraszam do sekcji komentarzy. Pełny tekst powinien pojawić się gdzieś na początku sierpnia, lecz jeśli już teraz chcielibyście złożyć zamówienie to nowy gadżet Meizu POP dostępny jest między innymi w sklepie GearBest. Aktualna cena 335 złotych, może się różnić wraz z wahaniem kursów walut.
2 replies on “Bezprzewodowe słuchawki Meizu POP (TW50) – rozpoczynamy testy!”
Nie wypadają z uszu podczas biegania, gwałtownych ruchów? Miałem śmieszną sytuację podczas lotu do Barcelony. Na pokładzie samolotu, mój sąsiad sobie tak kichnął, że pomagałem mu szukać lewego AirPodsa 😀 Może to być problemem w przypadku tych słuchawek? 😛
No właśnie siedzą idealnie, jakbym miał magnes w uchu. A do tego można je włożyć w dołączone silikonowe gumki a wtedy jest jeszcze lepiej. To jednak wyjątkowo subiektywna opinia bo przecież każdy ma nieco inne uszy. W recenzji spytam żony jak ona się z nimi czuje.