Pierwsze podejście Samsunga do składanych smartfonów to Samsung Galaxy Fold i już wiemy jakie ono było. Problemy z ekranem i premiera poprawionej „drugiej wersji” wyjątkowo pokazała, że czasy tableto-smartfonów dopiero nadejdą, a Fold tak naprawdę jest tym, który przeciera szalki. Ma trudne zadanie, ale fakt jest taki, że ktoś – w sensie, Samsung – musi to zrobić jako pierwszy albo jeden z pierwszych. Nie dlatego, by być pierwszym, a bardziej dlatego, że po prostu może. Tym bardziej, że plany są bardzo ambitne, bo w 2020 roku Koreańczycy chcą dostarczyć na rynek jakieś 6 milionów takich smartfonów.
Ja Samsunga Galaxy Fold widziałem przez chwilę na targach IFA 2019 i jak na złość nie udało mi się być na jego polskiej prezentacji, by pobawić się nim trochę dłużej. Ale już ta krótka chwila pozwoliła mi wyrobić sobie pewną opinię na jego temat. Nie ostateczną, ale zawsze jakąś. Nie od dziś mówię, że bardziej podoba mi się pomysł na „składaka”, który pokazał Huawei z modelem Mate X, a Galaxy Fold zrobiłby mega furorę, gdyby pojawił się jakieś 3, może 4 lata temu. Pierwsze podrygi są zawsze trudne i nikt nie mówił, że będzie łatwo. Ja wychodzę z założenia, że dopiero drugie albo trzecie podejście przekona mnie do składanych smartfonów, bo teraz ewidentnie byłbym tylko królikiem doświadczalnym i to za ciężko zarobione tysiące. Na pewno nie myślą tak ci, którzy już Folda nabyli, ale… jak to się mówi, bogatemu to i „pasek” do miliona kilometrów dojedzie.
Nikt nie wie ile było sztuk, ale to przecież bestseller? Oh wait, what?
Wszyscy piszą, że Samsung Galaxy Fold sprzedaje się jak świeże bułeczki, jak „siajomi” na wyprzedaży, jak kroksy w lidlu. Piszą, że cały zapas jakim dysponował Samsung już się skończył, a sprzedaż przeszła najśmielsze oczekiwania. Piszą, ze słupki zaskoczyły wszystkich, nawet tych, którzy już czekali na trzecią wersję z poprawkami. Podobno ludzie Tylko problem w tym, że nie do końca wiadomo ile tych egzemplarzy było rzeczywiście w sprzedaży. Trzy, osiem, może dziesięć? Sto? Do tej pory nie trafiłem na żadną oficjalną informację ze strony Samsunga, żadne potwierdzone dane, gdzie zobaczyłbym choćby jedną cyfrę określającą wielkość sprzedaży. A bez tego ciężko jest określić skalę, choć patrząc na to jak bardzo limitowany jest taki smartfon, konkretne liczby – gdyby się pojawiły – na pewno już nie zrobiłyby żadnego wrażenia. No bo jakby to brzmiało: „Sukces Samsunga, sprzedali tysiąc Galaxy Foldów!”.
Czy te 6 milionów sztuk w przyszłym roku jest realne?
I tak i nie, choć bardziej nie. Zostawiam już w spokoju sprzedaż „zwykłych” smartfonów, bo Samsung zbliża się do 100 milionów i raczej jego pozycja lidera nie jest zagrożona. Wszystko oczywiście zależy od ceny takiego wynalazku, bo umówmy się, że 9 tysięcy za bądź co bądź „konsumencki prototyp” to kwota, na którą mogą pozwolić sobie nieliczni. Mówi się, że kolejny składany smartfon ma być tańszy i bardziej dostępny, co rozumiem przez to, że cena zbliży się do cen aktualnych flagowców, a dostępność będzie przynajmniej taka jak połowa takiego Galaxy S10.
Gdyby kolejny Galaxy Fold wyglądałby jak jeden smartfon, który możemy szybko zamienić w tablet, a nie jak dwa smartfony sklejone taśmą, gdyby miał bardziej odporny wyświetlacz i kosztował przykładowo tyle co najlepiej wyposażony Galaxy Note 10+, to być może sam ustawiłbym się w kolejce po premierze. Poniekąd dlatego, że testując teraz mniejszego Note’a widzę jak dopracowany jest to sprzęt. Sęk jednak w tym, że to, gdzie teraz jest seria Galaxy Note, zajęła Samsungowi przynajmniej kilka lat pracy.
No Comments