Było już kilka smartfonów, które przyciągały uwagę przede wszystkich jedną rzeczą – pojemnością baterii. Nie chodzi tutaj o modele z 5000, może 6000 mAh, a prawie dwa razy tyle. Na pewno pamiętacie taki smartfon jak Oukitel K10, który pod obudową miał 11000 mAh. Już niedługo pojawi się HiSense King Kong 6 z baterią 10010 mAh.
Mama wrażenie, że takie firmy jak Hisense, która raczej niewielu osobom kojarzy się ze smartfonami, zawsze ma „pod górkę”, niezależenie od tego jaki smartfon by zrobili. Dlatego jedyne co mogą zrobić, by choć na chwilę zwrócić na siebie uwagę, to pójść w cyferki i jeszcze to odpowiednią czcionką zakomunikować na grafikach. Tak jak właśnie stało się z King Kongiem i jego baterią. Tylko jest drobny szczegółów – ten smartfon wcale tak dużego akumulatora nie ma. W rzeczywistości jest 5510 mAh, a dodatkowe 4500 mAh pochodzi etujo-baterii, którą przyczepia się do obudowy. Rozwiązanie żywcem zerżnięte od Motoroli i modułów Moto. To trochę tak jak napisać, że mój samochód przejedzie 5000 km, a to dlatego, że trochę benzyny mam w baku, a resztę w zbiornikach na stacji.
Czy King Kong 6 może czymś nas jeszcze zaciekawić? Cytując klasyka – no, tak średnio bym powiedział. Ma sporawy wyświetlacz 6,52 cala i mizerną rozdzielczość HD+. Ma trzy aparaty – 12 megapikseli jako główny i dwa „pomocnicze” po 2 megapiksele – i pewnie tylko po to, by głupio nie wyglądało jakby miał tylko dwa. Do tego zero informacji o innych danych, zero o cenie czy dostępności. Smartfon ma pojawić się „wkrótce” i to byłoby na tyle.
Czy rzeczywiście potrzebujemy smartfon z tak ogromną baterią? Tak naprawdę to temat na osobny, znacznie obszerniejszy artykuł, a tutaj muszę z całą odpowiedzialnością napisać tylko, że nie – nie potrzebujemy takich smartfonów. Spokojnie wystarczy 4500 mAh, a do tego szybkie ładowanie po kablu albo bezprzewodowo. W dobie ultra-hiper-szybkich ładowarek, które naładują smartfony w niecałą godzinę, powerbanków, które też są „szybsze” czy po prostu przyzwyczajenia do tego, że i tak ten smartfon codziennie ląduje pod ładowarką, „klocek” w kieszeni wcale nie jest nam potrzebny.
Plus w sumie tylko za ciekawą nazwę – King Kong.
No Comments