Wygląd i wykonanie

Do tej pory miałem styczność tylko z klasycznymi, dużymi rzutnikami. Kiedy pierwszy raz otworzyłem pudełko z PicoPixem byłem mile zaskoczony. Oczywiście nie można tego urządzenia bezpośrednio porównywać do typowego projektora, bo po pierwsze różnią się zastosowanymi komponentami (lampa, chłodzenie itd.), a po drugie choć działają podobnie wyświetlając większy obraz, to ich zastosowanie i grupa docelowa jest zupełnie inna. Nie mniej, to pierwszy przenośny projektor w moich rękach i szczerze nie sądziłem, że to urządzenie będzie takie małe. Rzeczywiście, biorąc pod uwagę mobilność, poręczność i wygodę przenoszenia sprzętu, Philips wykonał swoje zadanie perfekcyjnie. Projektor mieści się na dłoni i nie bez powodu został nazwany kieszonkowym. No, może do jeansów slim-fit czy rurek popularnych wśród młodzieży się nie zmieści, ale myślę, że znalazłyby się takie spodnie, gdzie projektor wpasowałby się bez problemu. Do tego dochodzi jeszcze niska waga samego projektora, który waży około 280 gramów.

Philips PicoPix PPX3610 / fot. 2po2.pl
Philips PicoPix PPX3610 / fot. 2po2.pl

 

Urządzenie jest w formie kwadratu z mocno zaokrąglonymi rogami, gdzie długość boku wynosi trochę ponad 10 centymetrów. Możecie zatem sobie już wyobrazić, jak mało miejsca zajmuje projektor albo… jeszcze raz spojrzeć na powyższe zdjęcie. Obudowa urządzenia została wykonana z dobrej jakości tworzywa sztucznego, które na wierzchniej części jest połyskujące, a z boku matowe. Nie trudno zauważyć, że boki są „dziurawe” jak szwajcarski ser, ale to tylko dlatego, by ciepłe powietrze, które wytwarza się podczas pracy, miało prostą drogę ucieczki. Tak, trzeba przyznać, że projektor już po kilku chwilach rzucania obrazu na ścianę robi się ciepły, ale z drugiej strony… który projektor tego nie robi?

Spójrzmy na górę. Tam, obok naklejki z oznaczeniami (którą można odkleić, ale wiadomo, egzemplarz testowy) znajduje się element, którego na próżno jest szukać w innych projektorach. Jest to touchpad z trzema przyciskami – Home, menu i wstecz, podobny do tego jaki można spotkać w laptopie. To za jego pomocą poruszamy się po w menu, wybieramy konkretne opcje czy kontrolujemy dźwięk suwakami. Jest to wygodne rozwiązanie, choć ja proponuję inżynierom Philipsa popracować nad dokładnością gładzika. Touchpad nie zawsze wykonuje to czego chcemy i w efekcie żeby wykonać jakąś operację, musimy spojrzeć na gładzik i wybrać daną opcję jeszcze raz. Bliżej krawędzi umieszczono jeszcze pokrętło, które służy do ustawiania ostrości.

Z przodu bliżej lewej krawędzi i tuż obok logo producenta wkomponowano najważniejszy element – obiektyw projektora. Ten został otoczony srebrnym ringiem i ma średnicę zbliżoną do dwuzłotówki. Niestety jest narażony na zabrudzenia, bo w zestawie nie znajdziemy żadnej maskownicy.

Ok, to teraz tył projektora, który stanowi miejsce dla niemal wszystkich złączy jakie są dostępne w urządzeniu. A jest ich trochę za co należy się ogromny plus. Jest tam gniazdo zasilania, złącze mini USB i centralnie umieszczony slot na kartę w standardzie SD/MMC. Idąc dalej w prawą stronę natrafimy na pełnowymiarowe złącze HDMI i wyjście audio w postaci 3,5-milimetrowego mini jacka. Nie ma starszego, analogowego złącza VGA i dobrze, bo po pierwsze zajmowałoby sporo miejsca, a po drugie mamy już 2015 rok i skoro w laptopach powoli się z niego rezygnuje, to czemu ma być w projektorze. W PicoPix można natrafić też na port USB, ale on wyjątkowo znalazł swoje miejsce na lewej krawędzi, tuż obok małego wiatraczka, który został skrzętnie ukryty w obudowie. Na drugim boku jest z kolei włącznik z diodą sygnalizującą pracę urządzenia i złącze Audio/Video.

Spód projektora to nie tylko gumowa podstawka, która ma za zadanie trzymać go w miejscu. Jest tam też otwór, gdzie możemy przymocować statyw, a co za tym idzie, ustawić projektor w dogodnej dla nas pozycji. Ja skorzystałem ze statywu ze standardowym gwintem 1/4, który używam z aparatem i muszę przyznać, że takie połączenie jest jak whisky z colą. Projektor nie ma żadnej podpórki czy pokrętła to zmiany nachylenia, więc, aby ustawić PicoPix tak jak chcemy, stojak w postaci statywu jest niezbędny. Co więcej, projektor jest na tyle lekki, że możemy nawet obrócić go o 90 stopni, tak by wyświetlał obraz na suficie. Wtedy pozostaje nam tylko się położyć i włączyć film.

Projektor jako telewizor?

Jest tam jeszcze jedno ważne złącze, które znacznie może ulepszyć projektor. To coś na wzór złącza do stacji dokującej z baterią, które było montowane w niektórych biznesowych laptopach od Sony czy Lenovo. Szeroki łącznik umożliwia podłączenie stacji telewizyjnej DVB-T lub stacji dźwiękowej z dodatkową baterią. Co prawda nie było mi dane przetestować dodatkowych akcesoriów, ale wierzę, że znacznie rozbudowują nasze „przenośne kino”.

Pierwsza dostawka pozwala oglądać kanały telewizyjne w cyfrowej jakości, które są na ogólnodostępnych MUX’ach. Poza tym posiada wbudowany akumulator o pojemności 3600 mAh, który wydłuża pracę projektora o 2 godziny i ma dwa głośniki stereo o mocy 2W. Stacja muzyczna to z kolei wykastrowana stacja telewizyjna, pozbawiona tunera DVB-T. Wygląda niemal identycznie, ma wbudowaną baterię i dwa głośniki o identycznej mocy.

Stacja telewizyjna do PPX3610 / fot. Philips
Stacja telewizyjna do PPX3610 / fot. Philips

 

Świetnie, że projektor może służyć jako telewizor, ale zaporą nie do przejścia jest cena. Za obydwie dodatkowe stacje przyjdzie nam zapłacić ponad 1000 złotych, co stanowi dwie trzecie ceny nowego projektora. Są jednak tańsze rozwiązania. Równie dobrze możemy skorzystać z jakiejś usługi streamowania kanałów przez Internet, bo przecież projektor ma wbudowane Wi-Fi i to umożliwia. Drugą alternatywą jest zewnętrzny dongle z Android TV na USB, który też współpracuje z PicoPix.

 


SPIS TREŚCI:

  1. Opakowanie i zawartość zestawu
  2. Wygląd i wykonanie | Projektor jako telewizor?
  3. Wyświetlany obraz
  4. Multimedia | Android | Bateria
  5. Podsumowanie

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

One reply on “Recenzja projektora kieszonkowego Philips PicoPix PPX3610 – mały wariant z Androidem”

  • Marian Proniewski
    19 kwietnia 2015 at 17:24

    Bardzo ciekawa i pełna informacja. Można tylko gratulować solidności analizy !!