Plantronics to dla mnie swego rodzaju zaskoczenie. Nie sądziłem, że firma, która do tej pory była mi znana z tanich zestawów głośnomówiących z marketów jest w stanie po pierwsze, zorganizować miłe spotkanie dla redaktorów na ósmym piętrze jednego z berlińskich hoteli, po drugie może w interesujący sposób poprowadzić krótką i treściwą prezentację produktową i w końcu po trzecie, może stworzyć tak dobrze wykonane i grające słuchawki. BackBeat Sense i Voyager Focus UC – mimo sympatycznej DJ’ki, to ten sprzęt grał pierwsze skrzypce na imprezie.
Nowe słuchawki od Plantronica to najwyższa półka, biorąc pod uwagę zarówno jakość wykonania jak i wydobywający się z nich dźwięk. Słuchawki to bardzo ładne połączenie dobrego jakościowo tworzywa sztucznego z metalem i prawdziwą skórą. Obydwa zestawy są bezprzewodowe i choć nie mają dużych nauszników to dzięki systemowi redukcji szumów nieźle radzą sobie z tłumieniem dźwięków z otoczenia. Wyglądało to tak, że po założeniu ich na głowę i puszczeniu jakiegoś kawałka, kompletnie nie słyszałem co mówi do mnie osoba stojąca obok mnie. Słuchawki należą też do tych lżejszych, bo ważą około 150 gramów i mniejszych, więc nie będziemy w nich wyglądać dziwacznie jak przybysz z innej planety.
Zacznijmy od modelu BackBeat Sense. To słuchawki o szerokim spektrum zastosowania, które za pośrednictwem łączności Bluetooth możemy podłączyć do smartfonu, tabletu lub dwóch urządzeń mobilnych w jednym czasie. Co ciekawe, słuchawki mają działać nawet w odległości do 100m od smartfonu, który puszcza muzykę. Sense’y mają wbudowany mikrofon (a w zasadzie to dwa) i litowo-jonową baterię, która według producenta pozwoli na aż 18 godzin ciągłego, bezprzewodowego odtwarzania muzyki i trzy tygodnie w trybie „standby”. Jeśli bateria dotrze do zera to naładujemy ją w około 2 i pół godziny. BackBeat Sense posiadają pasywną redukcję szumów, ale dzięki skórzanym nausznikom całkiem dobrze oddzielają nas od tego co nas otacza.
Voyager Focus UC to już dużo bardziej zaawansowany model, a co za tym idzie droższy. Słuchawki też są bezprzewodowe, ale dodatkowo mają adapter USB, który możemy włożyć do złącza w komputerze, zatem możemy je wykorzystać zarówno do słuchania muzyki z urządzeń mobilnych jak i komputera stacjonarnego, laptopa czy chociażby urządzenia 2w1, które ma pełnowymiarowe złącze USB. Mimo tego, że słuchawki Voyager Focus UC oferują krótszy, bo 12-godzinny czas pracy i są w stanie pracować do 45 metrów od nadajnika, to mają aż trzy mikrofony do dynamicznego wyłapywania szumów i aktywną redukcję zakłóceń ze środowiska zewnętrznego.
Ważną rzeczą w Voyager’ach jest system inteligentnych czujników, które rozpoznają położenie słuchawek i dostosowują ich pracę do sytuacji, w jakieś się znajdujemy. Przykładowo, idąc ulicą i słuchając muzyki, gdy ktoś nas zaczepi, a my zdejmiemy słuchawki z głowy, wówczas muzyka automatycznie się zatrzyma, a gdy założymy je z powrotem na głowę, automatycznie się włączy. Podobnie będzie to działać podczas połączenia głosowego. Jeśli trzymamy słuchawki na szyi i ktoś do nas zadzwoni, wystarczy nałożyć je na głowę i uszy, by z automatu odebrać połączenie. To mi się najbardziej podoba, ale fajne jest też to, gdy ktoś podczas rozmowy nas zagada, a my zdejmiemy na chwilę słuchawki, to w tym samym czasie wyłączy się mikrofon. Świetną sprawą jest też wskaźnik online na muszli z mikrofonem, który sygnalizuje innym kiedy z kimś rozmawiamy przez słuchawki.
Obydwa zestawy słuchawkowe mają w pudełku dedykowany pokrowiec, a w przypadku Voyager’ów jest jeszcze stacja dokująca, która służy jako stojak i ładowarka. Słuchawki są już dostępne na stronie producenta, stąd też poznaliśmy ich ceny, ale na razie w dolarach. I tak za BackBeat Sense zapłacimy 179,99 dolarów, a za Voyager Focus UC 299,95 dolarów. Słuchawki będą też do nabycia w Polsce, bo już w najbliższy czwartek odbędzie się ich polska premiera. Wtedy też poznamy sugerowane ceny jakie będą obowiązywać w polskich sklepach.
Który model bardziej Wam się podoba?
No Comments