Huawei Mate S miał swoją światową premierę na tegorocznych targach IFA w Berlinie i w sumie od tamtego czasu jest też ze mną. Chińczycy po raz kolejny pokazali, że potrafią robić smartfony, które są ładne i funkcjonalne, ale też nie gonią innych flagowców, a są dla nich mocną konkurencją. Mate S utwierdza mnie w tym, że Samsung, LG czy Apple mają się czego obawiać. Przyszedł zatem najwyższy czas, by podzielić się z Wami opinią o najnowszym smartfonie od Huawei po ponad dwóch tygodniach solidnego używania.
Premiera
Smartfon Mate S był oczkiem w głowie Huawei na tegorocznych targach IFA w Berlinie i tam też został oficjalnie pokazany światu. Było to dokładnie 2. września 2015 roku na specjalnie zorganizowanej konferencji. Huawei Mate S to pierwszy smartfon z technologią ForceTouch, gdzie ekran rozpoznaje siłę dotyku, ale ta nowinka jest zarezerwowana tylko dla złotej wersji Luxury ze 128-gigabajtową pamięcią na dane. Do mnie trafiła nieco uboższa wersja w srebrno-białym kolorze (Mystic Champagne) z 32 GB pamięci wewnętrznej i niestety bez ForceTouch. Przyjrzałem się jednak jej z bliska na targach IFA, więc jeśli ktoś chce zobaczyć jak działa, zapraszam do tego wpisu.
Mate S do tanich nie należy, bo jego ceny rozpoczynają się od około 649 euro. Gdzieniegdzie można go już spotkać w ofertach zagranicznych sklepów, ale jeśli już na niego trafimy to przeważnie zobaczymy obok napis „Out of Stock”. Data premiery w Polsce nie jest jeszcze znana. Cena na polskich półkach tym bardziej, choć gdzieś obiło mi się o uszy, że za tą samą wersję, którą testuję zapłacimy 2499 złotych.
Opakowanie i zawartość zestawu
Dla jednym zaglądanie do pudełek produktów jest jak rytuał, a tak zwane unboxingi na YouTube, które trwają po kilkanaście minut po prostu mijają się z celem. Ja jestem raczej po tej drugiej stronie, bo nie chcę się rozdrabniać nad tym, co dostajemy oprócz urządzenia, ale w przypadku Huawei Mate S wyjątkowo muszę rozwinąć tę kwestię. Zestaw, który dostałem jest pisany przez duże „Z”, bo robi wrażenie nie tylko zawartość, ale też sposób pakowania. Zresztą, Huawei już nas poniekąd do tego przyzwyczaił, patrząc na Huawei P8 czy TalkBand B2. Pewnie Chińczycy wychodzą z założenia, że jeśli jest to urządzenie Premium, to ma o tym dawać znać jeszcze przed dostaniem się do środka.
Swojego Mate S dostałem w bardzo eleganckim, płaskim, ale sporym pudełku, które zostało wykonane z solidnego kawałka tektury i pokryte matowym, czarnym kolorem. W zasadzie poza niewielkim, złotym logo Huawei na wierzchu i znanym już z opakowania poprzedniego flagowca napisem „Huawei Design” nie dostrzeżemy nic innego. Dopiero po uchyleniu wieka (tak jakbyśmy otwierali książkę) najpierw zauważymy smartfon, a dopiero pod nim pozostałe elementy zestawu. Tam też wszystko ma swoje miejsce. Z tych bardziej standardowych akcesoriów znajdziemy przewód USB, adapter sieciowy o mocy 10W (5V 2A) z europejską wtyczką i szpilkę do wysuwania szufladki na karty. Spore wrażenie robią dołączone w osobnym, plastikowym pudełku słuchawki, które zostały częściowo wykonane z aluminium, ale w mocnym stopniu nawiązują do EarPods’ów od Apple.
Mnie natomiast bardzo przypadło do gustu dedykowane, skórzane etui w złotym kolorze, które dodatkowo posiada na froncie okienko umożliwiające podstawową obsługę smartfonu bez konieczności otwierania klapki. Jest świetnie wykonane, idealnie pasuje do Mate S i jeszcze bardziej podkreśla jego pozycję, jako smartfonu z najwyższej półki. Trzeba podkreślić też to, że na ekranie Mate S znalazła się fabryczna folia, która chroni go przed zarysowaniami.
Wygląd i wykonanie
Huawei już kilka lat temu przy okazji premiery modelu P7 udowodnił, że umie w ładne i świetnie wykonane smartfony. Wtedy połączenie metalowego korpusu z hartowanym szkłem wyszło na dobre. W przypadku Huawei Mate S szkło jest tylko na ekranie i poniekąd smartfon łączy wszystko to, co było dobre w Huawei P8 i Mate 7. Obudowa stanowi monolityczną konstrukcję, która niemal w całości została wykrojona z jednego kawałka aluminium, a jedynymi elementami, które zakłócają nieco harmonię są poziome paski, czyli miejsce dla anteny GSM i Wi-Fi. Nie rozprasza to jednak tak jak w innych smartfonach z podobnym rozwiązaniem, może dlatego, że wstawki są w kolorze zbliżonym do koloru smartfonu. W smartfonie nie dostaniemy się do baterii, ale przy obecnej technologii i tym, że coraz częściej wymieniany swój telefon (i prędzej wymienimy telefon niż baterię w nim), nie powinno stanowić dla nikogo problemu. Można założyć, że powierzchnia obudowy jest matowa, ale mieni się pod wpływem padającego na nią oświetlenia. Całość dopełnia obustronnie zeszlifowana ramka, która z kolei jest błyszcząca.
Obudowa ma nieco ponad 7 mm grubości i może nie jest to rekord, to smartfon można zaliczyć do tych smuklejszych. Dodatkowo obudowa z tyłu została delikatnie zaokrąglona, co znacznie poprawia chwyt sporego urządzenia, ale nie na tyle, by czuć się w pełni pewnie. Kilkukrotnie przeżyłem chwile grozy, gdy podczas wyciągania telefonu z kieszeni czy odkładania go na biurku wysmyknął mi się z ręki. Na szczęście ani razu nie upadł, ale trzeba mieć się na baczności, bo obudowa choć jest świetnie wykonana, jest też po prostu śliska. Jak radzi sobie z zarysowaniami? Od początku używam smartfon bez etui i żadnej rysy jeszcze nie złapałem, choć to w głównej mierze zależy od tego, jak obchodzimy się ze smartfonem – czy zwracamy uwagę na to, gdzie i jak go odkładamy czy może wrzucamy smartfon do kieszeni razem z drobnymi i kluczami. Smartfon wyjątkowo dobrze leży w dłoni, co jest zapewne zasługą odpowiedniego wyważenia. Mimo sporego rozmiaru, waga Mate S wynosi tylko 156 gramów, co w porównaniu z takim Galaxy Note 4 (176 g) czy iPhone 6 Plus (172 g) jest świetnym wynikiem. Smartfon można co prawda trzymać i obsługiwać jedną ręką, ale tylko wtedy, gdy aktywujemy właściwy tryb i „przykleimy” interfejs do jednej z krawędzi. Bez tego ani rusz.
Najciekawiej prezentuje się tył smartfonu, bo tam też umieszczono element, z którego Huawei jest bardzo dumny. Mam tu na myśli czytnik linii papilarnych, który pojawił się wprawdzie w Ascend Mate 7, ale w Mate S został znacząco ulepszony. Od teraz skaner błyskawicznie rozpoznaje nasz palec, niezależnie od tego w jaki sposób go przyłożymy i jest znacznie dokładniejszy. Działa nawet dużo sprawniej niż w Honor 7, a już podczas testów tego smartfonu byłem pod sporym wrażeniem. Nad czytnikiem ulokowano główny aparat, który delikatnie wystaje z obudowy, ale został zabezpieczony przez szafirowe szkło, więc zarysowania mu nie straszne. Tuż obok aparatu jest dwutonowa dioda LED, a niemal na samym dole skromne logo producenta i trochę szpecące oznaczenia.
Jeśli odwrócimy Mate S o 180 stopni to spojrzymy na przedni panel i znajdujący się tam spory, bo 5,5-calowy wyświetlacz. Ekran jest genialny o czym dowiecie się trochę niżej. Nad wyświetlaczem też sporo się dzieje, bo patrząc od lewej mamy tam kilkukolorową diodę powiadomień, diodę doświetlającą LED, głośnik, 8-megapikselową kamerkę oraz czujnik zbliżeniowy i oświetlenia. Na dolnej przestrzeni znajdziemy tylko logo Huawei, bo Mate S (podobnie jak inne smartfony od tej firmy) ma przyciski dotykowe na ekranie.
Pozostały nam krawędzie, ale tutaj dość standardowo i można się doszukać podobieństw do chociażby Honora 7. Górna krawędź to miejsce dla jednego z mikrofonów i złącza mini jack 3,5 mm, a dół to z kolei złącze microUSB i dwie obiecujące maskownice głośników. W rzeczywistości jednak głośnik umieszczono tylko w jednej i w przeciwieństwie do poprzednich smartfonów Huawei, jest on po prawej stronie. Taką zmianę odczują przede wszystkim miłośnicy gier, bo nie będą zakrywać głośnika, trzymając telefon poziomo. Dolną krawędź ozdabiają jeszcze dwie śrubki serwisowe. Spoglądając z kolei na boczne krawędzie, nic nie powinno nas zaskoczyć. Na prawej mamy dobrze wyczuwalne przyciski do głośności i przycisk Power, a na lewej krawędzi osamotniona szufladka na karty. Dostałem Mate S bez dual SIM, więc po wysunięciu tacki mamy miejsce dla jednej karty SIM w standardzie nano i karty microSD do 128 GB.
To oczywiście kwestia gustu, ale Mate S wygląda świetnie i na pewno nie skłamię jak napiszę, że to najlepszy i najlepiej prezentujący się smartfon od Huawei, jaki kiedykolwiek się pojawił. Mimo tego, że śmiało można go zaliczyć do tzw. phabletów, to nie sprawia problemów z obsługą i zaskakująco dobrze leży w dłoni. Cały telefon jest perfekcyjnie spasowany i nie ma mowy o jakimkolwiek trzeszczeniu czy wyginaniu się obudowy. Nawet ten wystający aparat mi już tak bardzo nie przeszkadza, pewnie dlatego, że wystaje minimalnie, a do tego ma szafirowe szkło, które go zakrywa.
SPIS TREŚCI:
- PREMIERA | OPAKOWANIE I ZAWARTOŚĆ ZESTAWU | WYGLĄD I WYKONANIE
- EKRAN | OPROGRAMOWANIE | CZYTNIK LINII PAPILARNYCH
- APARAT | WYDAJNOŚĆ I MULTIMEDIA | BATERIA
- PODSUMOWANIE