Wygląd i wykonanie
Co tu dużo pisać. Wystarczy dosłownie kilka minut przeżyć z Galaxy S6 edge+, by przekonać się jaki postęp Samsung osiągnął w kwestii wykonania swoich smartfonów. Zapoczątkował to już przeszło pół roku temu, gdy na mobilny świat przyszły dwa nowe flagowce z serii Galaxy S6 i Galaxy S6 edge+ idzie tą samą, dopiero co wydeptaną drogą. W zasadzie edge+ wygląda tak jak klasyczna wersja Edge’a z obustronnie zakrzywionym ekranem, tylko jest od niego większy i w rzeczy samej cięższy. Zarówno z przodu jak i z tyłu mamy do czynienia z 4. generacją szkła Gorilla Glass, które dobrze spaja metalowa, matowa ramka.
Już kilku producentów próbowało swoich sił łącząc szkło z aluminium, ale mam wrażenie, że Samsung zrobił to najlepiej, mimo tego, że dopiero teraz.
Smartfon jest wykonany perfekcyjnie i nie ma mowy tutaj o jakimkolwiek trzeszczeniu czy złym spasowaniu obudowy. Po prostu trzymając go w ręcę czujemy, że to smartfon klasy Premium, a nawet Premium+, dopóki go nie… pobrudzimy. No właśnie, zastosowanie szkła ma też swoje przykre konsekwencje, bo obudowa zbiera odciski palców w równie szybkim tempie co ksiądź datki na mszy w pobliskim kościele.
Galaxy S6 edge+ jest dużym smartfonem, ale mimo swojego rozmiaru jest zaskakująco lekki i o dziwo smuklejszy od chociażby Galaxy Note 5, z którym zaliczył swój światowy debiut. Smartfon ma tylko 6,9 mm grubości, a kładąc go na wadze wskaźnik pokaże zaledwie 153 g wagi. Do tej pory zastanawiam się jak przy tak solidnych materiałach udało się to wszystko złączyć w całość, by osiągnąć tak dobry wynik. Głównie przez to edge+ dobrze leży w dłoni, choć wiadomo, że obsługa jedną ręką jest praktycznie niemożliwa (no chyba, że włączymy specjalny tryb, o którym niżej), a nieco cieńsze metalowe krawędzie po bokach ze względu na wygięty ekran czuć pod palcami. Trzeba też zaznaczyć, że obudowa jest śliska, gdy mamy suche ręce, więc trzeba naprawdę uważać i zwarcie chwytać urządzenie, gdy wyjmujemy je z kieszeni.
Przód jest wizytówką tego telefonu, ale nie tylko dlatego, że znajduje się tam 5,7-calowy ekran wykonany w niedoścignionej jak dotąd technologii Super AMOLED. To także przez to, że szkło i ekran zostały z obu stron zakrzywione, co nadaje unikatowości i sprawia, że drugiego takiego smartfonu po prostu nie znajdziemy. Zakrzywienie jest identyczne jak w mniejszym Edge’u, więc jeśli kiedykolwiek mieliście go w dłoniach, to wrażenie z edge+ będzie podobne. Przód to także typowy dla Samsunga zestaw czujników nad ekranem, gdzie mamy kilkukolorową diodę sygnalizującą LED, czujnik zbliżeniony i światła, a także głośnik i całkiem spore „oczko” przedniego aparatu. Poniżej wyświetlacza centralnie ulokowano trochę wystający przycisk Home, w których wczepiono czytnik linii papilarnych, a także dwa miejsca dotykowe, odpowiedzialne między innymi za skrót do ostatnich aplikacji czy opcję wstecz.
Kładąc smartfon na ekranie możemy dostrzec niemal w pełni płaską, szklaną powierzchnię, która została zakłócona przez tylko jeden element – wystający obiektyw aparatu. Podobnie jak w mniejszym Edge’u, aparat wygląda tak, jakby był doklejony do całości na końcu taśmy produkcyjnej i wystaje około 2 mm ponad obudowę. Uniemożliwia to więc, położenie smartfonu całkowicie na płasko, ale z tym chyba trzeba już się pogodzić, bo każdy flagowiec ma tą przypadłość. Miejsce po prawej stronie od aparatu zajmuije dioda doświetlająca LED, która dzieli miejsce razem z pulsometrem. Z tyłu można doszukać się jeszcze logo producenta i oznaczeń, które w przypadku ciemnej wersji są ledwo widoczne.
Zostały jeszcze krawędzie i trzeba przyznać, że w porównaniu do poprzednich Galaxy całkiem sporo się pozmieniało. Wspomniałem, że w zestawie jest specjalna szpilka, która otwiera slot na kartę SIM, a ten z kolei ulokowano na górnej krawędzi, w pobliżu jednego z mikrofonów. To raczej oczywiste, biorąc pod uwage wszystkie smartfony Galaxy edge, bo boczne krawędzie są za cieńkie, by zmieścić coś więcej niż przyciski od głośności i Power. Te pierwsze nie są już jednym przyciskiem, a zostały rozbite na dwa mniejsze, co według mnie jest zmianą na lepsze. Skoro została tylko jedna krawędź do omówienia to musi to być ta na dole, gdzie podziała się cała reszta. Cała reszta, czyli mini jack 3.5 mm, gniazdo microUSB 2.0 i głośnik. a gdzieś pomiędzy wciśnięto też drugi z mikrofonów. Takie rozmieszczenie jest według mnie najlepsze, bo pozwala ogarnąć kable, jeśli jednocześnie ładujemy telefon i korzystamy też ze słuchawek. Wszystko jest wtedy z jednej strony.
Ramka jest matowa i została wykonana z szarego aluminium, ale w czterech miejscach możemy doszukać się wstawek w innym, jaśniejszym kolorze, które drażnią niektórych użytkowników. Jest to jednak niezbędne, bo Samsung umieścił tam anteny i po prostu trzeba to zaakceptować, bo innego wyjścia nie było. Ja już na to uwagi nie zwracam.
Ekran
Przechodząc szybko do ekranu trzeba sprecyzować, że na tafli o przekątnej 5,7-cala wyświetlany jest obraz w rozdzielczości QHD (2560 x 1440 pikseli), co z kolei przekłada się na spore zagęszczenie pikseli wynoszące aż 515 punktów na cal. Super AMOLED to jakość sama w sobie i raczej szczegółowo nie trzeba jej przedstawiać. Wiadomo, że mamy bardzo dobrze odwzorowane kolory, świetne kąty widzenia, niezwykle głęboką czerń i jasność, która co ciekawe, jest jeszcze wyższa niż w Galaxy Note 4. Ekran pracuje w trybie adaptacyjnym, który automatycznie dostosowuje kolory, nasycenie i ostrość, ale dla grymaśników przygotowano opcje, gdzie można zmienić ten tryb i dostosować wyświetlany obraz do swoich upodobań. Za sprawą czujnika jasność określana jest automatycznie, dzięki czemu w nocy ekran „nie wali po oczach” rażącym światłem, a w słoneczny dzień tak podbija parametry wyświetlacza, by ten był jak najlepiej widoczny. I to sprawdza się genialnie, bo nie miałem jeszcze w swoich rękach urządzenia, które miałoby lepszy wyświetlacz.
Ale Galaxy S6 edge+, jak sama nazwa wskazuje to przede wszystkim ekran krawędziwowy i to w dodatku zaokrąglony przy dwóch krawędziach oraz wiekszy niż w Galaxy S6 edge. Owszem, jest to element, który z pewnością wyróżnia ten smartfon w tłumie i sprawia, że poniekąd jest wyjątkowy (nie licząć już S6 edge), ale ja biję się tutaj z różnymi myślami.
Rzeczywiście smartfon wygląda świetnie i nie spotkamy innego z takim ekranem, ale z drugiej strony mam wrażenie, że Samsung najpierw zrobił ten ekran, a potem dopiero wymyślił do niego funkcje.
Samsung pokazał swoje największe możliwości, że można zrobić zagięty ekran w smartfonie, bo po prostu mógł to zrobić i dlatego też ekran trzeba rozpatrywać głównie w aspekcie wizualnym. Funkcje krawędziowe są, ale nie sądzę, by ktoś często z nich korzystał. Ja tak miałem i przez czas testów Apps Edge czy People Edge nie były wykorzystywane. Mało tego, patrząc na ekran na wprost można dostrzec nieco ciemniejszy obraz na krawędziach, a czasami nieprzyjemne odbicia światła.
O szczegółach funkcji ekranu krawędziowego napisałem jednak nieco niżej, w akapicie o oprogramowaniu.
SPIS TREŚCI:
2 replies on “Recenzja Samsung Galaxy S6 edge+ (Edge Plus) – to jak dotąd najlepszy smartfon Samsunga”
Mam go od wczoraj po sprzedaży Flex 2. Uczucia mieszane. Po przygodach z serwisem to pierwszy Samsung po 3 latach. Bateria taka sobie, 12% zużycia po nocy. Palcuje strasznie, bez etui strach się bać. Za tą cenę szaleństwa nie ma. Dobrze, że robi ładne zdjęcia i na słuchawkach fajnie się brzmi muzyka.
nie obyło się bez wpadek. mój egzemplarz od wyjęcia z pudełka rzuca na ekran dziwne cienie widoczne w słońcu na jasnym tle. czeka mnie wizyta w serwisie z nowym urządzeniem. jak na urządzenie za tą cenę to wielki minus dla Samsunga.