Aparat
No i tu się znajduje największy problem, jaki znalazłem w czasie testów. Przedni aparat, niby tylko 5 megapikseli, ale zaskakująco fajnie robiący zdjęcia. Za dnia nie ma się czego przyczepić. Każdy kaczy dzióbek wygląda wysoce poprawnie. W warunkach nieco obniżonego oświetlenia też tragedii nie ma. Zdjęcia co prawda wychodzą nieco ziarniste, ale na pewno nie ma takiego dramatu, jakiego można się spodziewać w sprzęcie z tej półki cenowej. Tylny, to 13 megapikseli, zdjęcia robi szybko, sprawnie, opcji w bród, daje możliwość nagrywania w 4K (szkoda tylko, że w 3GP), dzięki zastosowanemu w nim sensorowi Samsunga S5K3L8. W tandemie z przednim, samo dobro.
Kłopot polega na komunikacji z pamięcią, która jest mocno zachwiana i gubi zdjęcia. Tak. Nie pomyliłem się. Możliwe, że ta przypadłość dotyczyła tylko wersji testowej i tylko tego urządzenia, które miałem, ale nie można tego puścić płazem. Zdjęć natrzaskałem grubo ponad setkę, z zamiarem umieszczenia ich w recenzji. Przejrzałem galerię, wywaliłem zawczasu te, które nie wyszły, z takich a nie innych względów, po czym schowałem telefon do kieszeni i podreptałem w stronę domu, gdzie dzięki normalnemu łączu internetowemu miałem zgrać wspomniane zdjęcia na kompa. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy po powrocie galeria wypełniona była szarymi prostokątami. Po zdjęciach – ani śladu. Dzięki wysiłkowi Naczelnego i restartowi telefonu dało się odzyskać część, ale niestety, po jakimś czasie znowu przepadły, tym razem już bez możliwości ich odzyskania.
Poniżej kilka przykładowych zdjęć, na szybko, które udało się jakimś cudem zapisać. Aby zobaczyć je w pełnej rozdzielczości wystarczy otworzyć w nowym oknie.
Wydajność i multimedia
Umi Plus E, w którym E oznacza Extreme, ma aż 6 GB pamięci operacyjnej (LPDDR4) i 64 GB wbudowanej pamięci magazynowej. Jeśli mamy życzenie, to możemy to rozbudować o dodatkowe miejsce za pomocą karty microSD (według producenta, nawet o 256 GB), choć osobiście sądzę, że jeśli dasz radę zapełnić 64 GB miejsca na telefonie, to jest z tobą ewidentnie coś nie tak. Oczywiście telefon obsługuje Dual SIM, ale przez to, że jest oparty na gnieździe combo, włożenie karty pamięci skutecznie uniemożliwi używanie dwóch kart, w formacie nano, naraz. Rzecz jasna jest obsługa wszystkiego, od 3G do RWPG, Umi Plus E nie boi się ani LTE, ani KGB, łączność działa bez najmniejszych problemów.
Sercem tego telefonu jest procesor Helio P20 od MediaTeka, ośmiordzeniowiec, taktowany zegarem 2,3 GHz, z którym współpracuje układ graficzny Mali-T880, cykający 0,9 GHz. Przyznam się szczerze, że trochę to straszne. Jak mówiłem, potwór nie telefon. Do tego dołóżmy baterię o pojemności 4000 mAh, którą można całkiem szybko naładować – dopełnia się obraz trwogi w oczach konkurencji. Takie parametry, to nie w kij dmuchał i jak pisałem we wstępie, to sporo więcej, niż laptop, na którym powstaje ten tekst.
Jeśli chodzi o wydajność, to jest pierwszorzędna, ale na takim sprzęcie raczej ciężko wymagać, żeby było inaczej. Nieważne jaka ilość aplikacji była uruchomiona w jednym czasie, nic się nie zacinało, telefon chodził bardzo płynnie. Dzięki bardzo mocnemu układowi graficznemu zasuwało wszystko, co tylko zachciałem odpalić. Nieważne jak skomplikowana graficznie i wymagająca trafiła się gra, śmigała jak dobrze naoliwiony świniak na festynie w Alabamie. Nawet po kilkunastominutowym graniu nie zdarzyła mi się sytuacja, by telefon nagrzał się jakoś specjalnie. Nie ma się co czepiać, bo wydajność najwyższa i temperatura w normie.
A jak z graniem? – spytacie. Trochę nierówno. Dlatego, że przez wspomniany wcześniej 3,5 mm jack da się naprawdę posłuchać muzyki w dobrej jakości, aż dziwne. Może to zasługa chipu audio, bo ponoć wsadzili tam coś lepszego – HiFi AW8738. Gorzej jest z głośnikami. Jak zwykłem mawiać – nie urywają żadnej z kończyn. Imprezy na tym nie rozkręcimy, bo grają niezbyt głośno, jak na mój gust, a do tego, koło basu nawet nie leżały. Grają czysto, nie „popierdują”, ale jakoś przesadnej rewelacji nie ma. Jeśli o jakość odtwarzanej muzyki idzie, to mój zdecydowany faworyt na rynku w tej chwili.
Bateria
Tutaj jedna z zalet UMi Plus E. Pod aluminiową, rzecz jasna nierozbieralną bez odpowiednich dłubadeł, obudową znajduje się akumulator (ponoć od Sony) o deklarowanej przez producenta pojemności 4000 mAh. I patrząc na to jak zachowywał się smartfon podczas codziennego używania, jestem w stanie w to uwierzyć. Maksymalnie dwie doby były w zasięgu, ale tylko w sytuacji, gdzie było wyłączone niemal wszystko, oprócz transferu danych. Półtorej doby na „samym” Wi-Fi, a jakieś 15 godzin, gdy smartfonowi dało się w palnik i włączyło się wszystko, nawet to o czym przeciętny użytkownik nie ma pojęcia. Najkrótszy czas, czyli jakieś 7 godzin smartfon wytrzymał podczas grania, co i tak można uznać za bardzo przyzwoity wynik.
UMi Plus E ma wsparcie dla szybkiego ładowania Quick Charge PE+ i stąd też w zestawie znajduje się nieco grubszy przewód USB Type C. Półgodzinne podpięcie do ładowarki powinno wystarczyć na jeden dzień pracy, a po 100 minutach od podłączenia bateria powinna być pełna. I rzeczywiście jest w tym sporo racji, bo smartfon poinformował, że już nie chce więcej prądu po niecałych dwóch godzinach.
SPIS TREŚCI:
4 replies on “Recenzja UMi Plus E. Potwór. Niestety z każdej strony”
A co myślisz o tych nowych Mediatekach Helio – po prostu zmienili nazwę czy faktycznie pojawił się godny konkurent dla Snapdragonów?
Z tego co kojarzę, najnowszy obecnie układ od MediaTeka to Helio X27. Akurat taki układ ma UMi Z, którego mam na testach, więc sprawdzę niebawem jak sobie radzi. Ale wracając do układu, tak naprawdę to ta sama technologia co Helio X20 czy X25, a producent podkręcił tylko rdzenie i grafikę. To bardziej konkurent dla takiego Snapdragona 820 niż najnowszych jednostek, ale być może zmieni tą sytuację Helio X30.
szczerze to zraziłem się do tego telefonu, i nie zamierzam go już kupić, dzięki za recenzje, dobra była, i dzięki temu uchroniłeś mnie przed „stratą” kasy na to urządzenie 😀
I prawidłowo, nie dziękuj 🙂 Recenzje takie właśnie powinny być, powinny pokazać czy coś warto kupić czy obok czego przejść obojętnie, a nie „weź to kup, bo mi zapłacili żeby tak napisać”.