W tym roku Huawei ze swoim flagowym smartfonem postąpił dziwnie, ale jednocześnie też trochę zaskakująco. Wszystko przez to, że pokazał dwa smartfony z serii Mate (nie licząc modelu Lite), a do Polski trafił… ten lepszy, a przynajmniej na to może wskazywać nazwa smartfonu z dopiskiem „Pro”. Akurat tak się stało, że nie mogłem położyć swoich łapek na tym smartfonie podczas oficjalnej premiery, ale na szczęście mogłem go sprawdzić już u siebie jak przyjechał na testy. I stwierdzając krótko, na takiego Mate’a warto było czekać.
Huawei od kilku lat sukcesywnie dłubał w obudowie Mate’ów, zmieniał, kombinował, ale wszystko sprowadzało się jednego – im większy ekran w jak najbardziej poręcznej i smukłej obudowie. Patrząc na specyfikację, gdzie jak byk widać przekątną w okolicach 6 cali, ciężko jest sobie to wyobrazić, ale Huawei już w przy Mate 9 pokazał, że tak duży smartfon może dobrze leżeć w ręce. W 2017 roku przyszedł czas na nowe, wydłużone proporcje ekranu i tym samym nowe możliwości w designie, co doskonale widać na przykładzie Huawei Mate 10 Pro.
Prawda jest taka, że wystarczy złapać smartfon w ręce, by od razu się o tym przekonać. O tym, że trzymając Huawei Mate 10 Pro czujemy się tak, jakby to nie był w ogóle Mate. Tak dobrze zbudowanego, zgrabnego, zwartego i poręcznego Mate’a jeszcze nie było. Mimo tego, że grubość została taka sama, to nowy model jest wyraźnie węższy i niższy od swojego poprzednika, a do tego wyczuwalnie lżejszy. To wszystko zasługa zmienionych proporcji ekranu, który rozciąga się niemal na całym przodzie, robiąc przy tym niesamowicie dobre wrażenie. I to jest dobre słowo – wrażenie – bo z pewnością Chińczykom udało się to zrobić, gdy bierzemy smartfon po raz pierwszy w obroty.
Do wykonania ciężko mieć jakiekolwiek zastrzeżenia, ale nie wyobrażam sobie innego scenariusza, skoro za smartfon trzeba zapłacić grubo ponad trzy tysiące złotych (w chwili publikowania tej recenzji cena wynosiła 3389 złotych). Obudowa jest solidna, idealnie spasowana, choć nie powiedziałbym żeby wyróżniała się czymś szczególnym na tle konkurencji. Typowa „kanapka”, gdzie mamy dwie warstwy szkła, które łączy aluminiowa rama, więc zabieg identyczny jak w przypadku większości smartfonów. Ale jest jedna rzecz, która sprawia, że Huawei Mate 10 Pro jest poniekąd inny – jest to kolor obudowy. Przyznam się, że z początku podchodziłem do tego brązowego odcienia ze sporym dystansem i nawet kilka razy powiedziałem pod nosem, że smartfon jest brzydki, ale później zmieniłem zdanie. Wszystko przez to, że obudowa ładnie mieni się w zależności od tego, jak pada na nią światło, a poza tym, od czasu „skórzanego LG G4” nie pamiętam, by ktoś tak przyeksperymentował z kolorem. I jest jeszcze niebieski kolor, który też prezentuje się ciekawie.
Rozłożenie elementów na obudowie jest raczej typowe dla Huawei’a. Przyciski głośności i zasilania na prawej krawędzi, szufladka na kartę SIM na lewej, od spodu USB Type C, jeden głośnik i mikrofon, a na górze port podczerwieni i jeszcze jeden mikrofon. Dwa aparaty ułożone pionowe, a obok nich diody doświetlające i czujnik pomiaru ostrości, odpowiednio po lewej i prawej stronie.
Jak zwykle Huawei rozłożył mnie na łopatki swoim czytnikiem linii papilarnych i szybkością z jaką działa. Co tu dużo mówić, po prostu błyskawica i ma się trochę odczucie, że czytnik szybciej rozpoznaje palec i odblokuje urządzenie niż pomyślimy. Jest szybki, a przy tym bardzo dokładny i ulokowany z tyłu, przez co palec wskazujący (bo taki najlepiej jest zarejestrować w przypadku czytnika z tyłu) od razu układa się we właściwym miejscu, już w chwili, gdy wyciągamy smartfon z kieszeni. Nie wiem czy chłopaki zajmujący się tym elementem coś jeszcze usprawnili, ale według mnie już nie muszą, bo Huawei ma najlepsze czytniki biometryczne w smartfonach. Dla mnie najlepsze jeśli chodzi o szybkość i miejsce, ale zdaje sobie sprawę, że inni użytkownicy preferują czytniki z przodu, tuż pod ekranem.
Ekran w Huawei Mate 10 Pro – petarda!
Chyba jeszcze nie miałem w testach urządzenia, przy którym musiałbym główkować nad tym, jakie minusy ma jego wyświetlacz. Skoro wszyscy idą w proporcje 18:9 to wszyscy, Huawei nie mógł postąpić inaczej i dobrze, że decyzji nie zmienił, bo taki wyświetlacz jest tym co najlepsze spotkało serię Mate. Nadal mamy ogromną przestrzeń roboczą – ekran zajmuje ponad 80% przedniego panelu – ale jednocześnie dostajemy najbardziej kompaktowego Mate’a w historii. Mnie ekran cholernie przypadł do gustu, bo nie jest zaokrąglony (nie licząc delikatnego spadku przez szkło 2.5D), świetnie reaguje na dotyk i ma warstwę oleofobową przez co łatwo utrzymać go w czystości. Nie można zapomnieć o tym, że Huawei zastosował tutaj matrycę OLED przez co jeszcze bardziej u mnie zyskał. Obraz jest bardzo ostry, kolory odpowiednio nasycone, ale prawdziwą robotę robi tutaj czerń i minimalna/maksymalna jasność. Może nie jest tak jak w Super AMOLED’ach od Samsunga, ale jest bardzo, bardzo blisko.
Do samego ekranu, od strony technicznej ciężko mieć jakieś „ale”, bo naprawdę Huawei stanął na wysokości zadania i dopieścił go pod każdym względem. Nawet rozdzielczość tylko nieco wyższa od Full HD mi odpowiada i wcale nie widzę sensu, by wsadzać tutaj 2K czy – o zgrozo – 4K. Trzeba tylko pamiętać o jednej rzeczy, żeby nie iść na pewniaka, który bez problemu ogarnie cały ekran jednym palcem. Nie ma szans, mimo tego, że smartfon mocno „odchudzono”. Niektóre opcje są w zasięgu, ale bez przemieszczania smartfonu na dłoni obsługa interfejsu jest mocno utrudniona, a spotkanie smartfonu z podłogą coraz bardziej prawdopodobne.
W ustawieniach nie zabrakło kilku opcji związanych z nowym ekranem. Obok zmiany wielkości elementów takich jak tekst czy obrazy (co też było w innych smartfonach), pojawiła się opcja dostosowania rozdzielczości „w locie” żeby smartfon jeszcze dłużej działał na baterii, ale też możliwość ustawienia na sztywno niższej rozdzielczości całego interfejsu – 1440 x 720 pikseli zamiast tej natywnej.
SPIS TREŚCI:
2 replies on “Huawei Mate 10 Pro, czyli jak to Chińczycy zrobili swój najlepszy smartfon”
„Dla mnie najlepsze jeśli chodzi o szybkość i miejsce, ale zdaje sobie sprawę, że
Ekran w Huawei Mate 10 Pro – petarda! ” Koniec zdania o czytniku wydaje się dziwny-jakby brak dalszej treści.
Dzięki za info, już poprawione 🙂