Teraz kilka słów o testach praktycznych. Sprawdziłem mysz nie tylko w grach takich jak Star Wars: Battlefront II czy najnowszym, drugowojennym Call of Duty, ale też podczas codziennych, typowo biurowych czynności. Po prostu korzystałem z niej jak z każdej innej myszy, którą miałem kiedyś podłączoną do peceta. Nie podziewałbym, że mysz jest nastawiona tylko na jedno, czyli nie jest tylko do grania, a tym bardziej nie jest tylko do biura. Według mnie, można jej śmiało używać jako głównego urządzenia wskazującego, mimo tego, że na pierwszy rzut oka jest to sprzęt gamingowy.
Dla mnie mysz była za niska. Widocznie przyzwyczaiłem się do bardziej wyrośniętych konstrukcji z wyższym grzbietem i może nawet ciut szerszych. Nie mniej z Rivala 110 korzystało mi się wygodnie, choć z myszami jest trochę tak jak z ubraniami, że trzeba je po prostu dopasować pod siebie. Jak już wspomniałem na poprzedniej stronie, myszka ma symetryczną budowę (nie biorąc pod uwagę przycisków bocznych), ale mnie trochę brakowało wyprofilowania pod prawą dłoń, co dałoby większą pewność w działaniu i lepszy chwyt. Od wielu lat mam takie przekonanie (być może mylne, a jeśli tak to poprawcie mnie), że do pracy lepiej jest wybrać mysz bezprzewodową, a do grania obowiązkowo na kablu. I jeżeli o ten kabel właśnie chodzi to nie jest opleciony materiałem, ale może to i dobrze, bo jest trochę cieńszy i bardziej elastyczny. Nie wiem ile jest w stanie przetrwać, bo przy mojej intensywności grania, musiałbym wrzucić recenzję dopiero w 2023 roku, by sprawdzić czy się przetrze w jakimś miejscu.
Wcześniej tego nie robiłem, ale tutaj postanowiłem w końcu bardziej szczegółowo przetestować mysz, skupiając się na kilku najważniejszych pojęciach – akceleracji, szybkości raportowania, interpolacji czy LOD (ang. lift-off distance, precyzuje wysokość na jakiej mysz przestaje działać, gdy ją podniesiemy do góry od podkładki). Dlatego też użyłem kilku programów, by to wszystko sprawdzić: Mouse Rate Checker do określenia częstotliwości próbkowania, zwykłego, windowsowego Painta do sprawdzenia czy występują szumy, VMouseBench do wykrycia interpolacji i Enotus Mouse Test v0.1.4 do kilku innych rzeczy. Mysz testowałem na podkładce Corsair P9 Gaming DKT i SteelSeries QCK.
Akceleracja – jeśli występuje to bardzo, bardzo minimalna. Sprawdziłem działanie w Call of Duty WWII strzelając w jednym punkcie, obracając się o 360 stopni, a potem szybkim ruchem myszy wracając do punktu początkowego. Różnica „na oko” wynosiła mniej niż pół centymetra.
LOD – w przypadku myszy gamingowej, im mniejsza odległość tym lepiej, tutaj około 2,5 mm.
Interpolacja – nie występuje
Szumy (Jittering) – do około 3200 CPI można uznać, że jest w porządku, powyżej tej wartości można zaobserwować wahanie/wibrowanie.
Precyzja i szybkość – precyzja na poziomie 97,6%; przy szybkości nie do końca jestem pewien czy wynik jest prawidłowy, bo Enotus pokazał maksymalną szybkość na poziomie 9,87 m/s. Producent deklaruje maksymalną szybkość w okolicy 6 m/s.
Oprogramowanie SteelSeries Engine3
Nieodzowny element każdego gamingowego produktu od SteelSeries. Oprogramowanie „zagada” nie tylko z myszkami, ale też klawiaturami czy słuchawkami, więc jeśli mamy podstawowy ekwipunek gracza od tego producenta, to wszystko pojawi się w jednej apce i będzie dało się konfigurować. Akurat tak się stało, że w jednym czasie miałem podłączonego Rivala 110 i Sensei 310, obydwa gryzonie były widoczne w zakładce „My Gear”.
Oprogramowanie oferuje sporo opcji, które są dobrze rozmieszczone, interfejs jest czytelny i praktyczny. Aplikacja nie wpływa negatywnie na system, także podczas grania, siedząc sobie cicho w pasku i zjadając około 18,5 MB pamięci.
W Engine3 możemy niemal dowolnie ustawić mysz „pod siebie”. Począwszy od przypisania konkretnej opcji pod każdy klawisz (przypomnę, że mamy ich 6; ja zostawiłem wszystko domyślnie), dodatkowo skorygowania akceleracji, ustawienia wartości próbkowania (od 125 do 1000 Hz), przez tworzenie rozbudowanych makr z czasowym opóźnieniem między klawiszami czy wczytaniu odgórnie określonych konfiguracji znanych e-sportowych graczy, a na ustawieniu konkretnych wartości CPI kończąc (zmiana co 100). W zasadzie mam tylko jedno zastrzeżenie, które związane jest właśnie z czułością myszy – możemy ustawić na sztywno tylko dwie czułości, które przełączamy przyciskiem pod rolką. Szkoda, bo pewnie znajdą się osoby, które potrzebują więcej.
SteelSeries Engine3 może aktualizować się automatycznie, a u mnie w trakcie testów pojawiła się jedna aktualizacja.
Może się wydawać, że SteelSeries Rival 110 ma nudną konstrukcję i coś w tym jest, ale nudę przełamuje podświetlenie, które jest w dwóch miejscach. Świeci się logo producenta i scroll, ale nie cały tylko po obu stronach, dając wrażenie jakby oświetlenie wydobywało się ze szczelin w obudowie. Podświetlenie jest mocne i równomierne, ale to akurat możemy przestawić. Patrząc na poniższe zdjęcia, może nie wydawać się to takie oczywiste, ale możemy ustawić dowolny kolor podświetlenia z palety RGB, a także tryb podświetlenia jak np. oddychanie czy przechodzenie wszystkich kolorów lub całkowicie je wyłączyć. Ograniczeniem w najtańszym Rivalu jest tylko takie, że kolor podświetlenia znaku na obudowie i rolki musi być taki sam – nie można ustawić dwóch różnych kolorów.
SteelSeries Rival 110 – czy warto?
Rival 110 to najtańsza mysz od SteelSeries, ale w tym przypadku wcale najtańsza nie oznacza, że najgorsza. Po kilku tygodniach testowania mogę śmiało stwierdzić, że to bardzo dobry gryzoń zarówno pod względem uniwersalnej konstrukcji i wykonania, ale przede wszystkim sensora, który jest nowy i wiele wskazuje na to, że udoskonalony względem poprzednika (tego w Rivalu 100). Ma wszystko czego oczekuje gracz, który nie chce wydawać równowartości dobrze zachowanego Seicento na porządną myszkę. Ta nie dość, że ma jeszcze podświetlenie to jeszcze rozbudowane i funkcjonalne oprogramowanie Engine3.
Szukasz naprawdę dobrych słuchawek? Już nie musisz. Recenzja SteelSeries Arctis 3
I teraz krótko, czy warto zainteresować się Rivalem 110 jeśli aktualnie mamy Rivala 100? Według mnie nie, bo różnic nie ma na tyle, by ponownie kupować mysz, która wygląda niemal identycznie i ma tylko trochę gorszy sensor (ale nadal bardzo dobry). W tej sytuacji lepiej jest pomyśleć o SteelSeries Sensei 310, który między innymi ma gumę po bokach i jeszcze lepszy sensor TrueMove 3.
Cena SteelSeries Rival 110 w chwili publikacji recenzji wynosiła 150 złotych.
Pros
Plusy
- Dobre wykonanie i uniwersalny, wygodny kształt
- Lekka, ale jednocześnie wytrzymała konstrukcja
- Sensor TrueMove1, precyzyjny, lepszy niż u poprzednika
- Podświetlenie RGB w dwóch miejscach
- Świetne, kompletne oprogramowanie Engine3
- Atrakcyjna, przystępna cena
Cons
Minusy
- Pseudo-symetryczna, bo przyciski boczne ma tylko po lewej stronie
- Tylko dwie zmiany CPI w przycisku
- Brak gumowych wstawek po bokach (są w wyższych modelach)
SPIS TREŚCI:
Rival 110 vs Rival 100
SteelSeries Rival 110
SteelSeries Rival 110 test
Tania mysz dla graczy
TrueMove1
One reply on “SteelSeries Rival 110 – recenzja myszy dla graczy, którzy nie chcą przepłacać”
Uprzedzam, że nie jestem graczem i oceniam sprzęt po ich trwałości. Otóż wpadł mi w ręce egzemplarz Rival 100 w którym przestał działać prawy przycisk. Po rozebraniu myszki zobaczyłem ułamany element przycisku, ten który naciska na mikro-przełącznik i jednocześnie jest ogranicznikiem podnoszenia się przycisku (to taka ramka, bramka wielkości około 6mm). Moja ocena tego elementu jest taka-zbyt kruche lub słabe tworzywo, zbyt delikatna ta ramka-bramka. Poszli za daleko w oszczędność. Akurat ten element powinien być wyjątkowo mocny !!!! A nie jest !!!!