Bardzo dobrze wspominam testy Ninebot miniPRO od firmy Segway i musiałbym się długo zastanawiać, gdybym miał wybrać między takim transporterem, a hulajnogą elektryczną (której akurat od Segway’a jeszcze nie testowałem). Jedno jak i drugie ma swoje plusy i minusy. Teraz dochodzi jeszcze trzeci produkt – Segway Drift W1. To rolki elektryczne, które firma pokazała w tracie targów IFA 2018. Udało mi się z nich trochę pojeździć i napisać jak było.
Segway Drift W1 to elektryczne rolki, chociaż firma w swoich komunikatach usilnie chce nam wmówić, że to jednak łyżwy (Skates to z angielskiego właśnie łyżwy). Ale mniejsza o nazwę. Ważne, że to kolejny pojazd z baterią w środku, który pozwoli nam się przemieszczać. No właśnie, ale gdzie, po co i najważniejsze – jak się na tym jeździ?
Długo jeździłem na miniPRO, więc pewne nawyki zostały. Najważniejsze w przypadku tego typu sprzętów jest to, by zachować wyprostowaną postawę (nie garbić się, nie pochylać, nie kucać i tak dalej), znaleźć odpowiedni balans i złapać równowagę. Wszelkie energiczne ruchy, przynajmniej na początku zabawy, nie są wskazane, bo może skończyć się to źle dla naszego tyłka, łokcia czy gorzej, głowy. Jeśli się to uda, to połowa sukcesu za nami.
Mimo tego, że nie jest to mój pierwszy kontakt z takimi elektrycznymi pojazdami, to oczekując w kolejce na swoją próbę, kłębiły mi się różne myśli i muszę przyznać, że miałem pewne obawy. Przeważały te, że przy pierwszej próbie „wejścia” na te kółka, po prostu ceremonialnie się wywalę i zamiast zdjęć z elektroniką z targów będą wszędzie moje zdjęcia w dziwnej pozycji i z głupim uśmiechem na twarzy. Na szczęście, tak się nie stało, chociaż kilka razy zabujało mną do przodu o do tyłu – wspomniałem o złapaniu równowagi, prawda? Gdy już to wyczujemy to potem pozostaje nam tylko ćwiczenie techniki jazdy.
Wystarczyły trzy minuty żeby ogarnąć jak się na tym jeździ
Drift W1 składa się z dwóch urządzeń (nazwijmy je prościej, rolek), które nie są ze sobą w żaden sposób połączone, nawet bezprzewodowo. Nie jest jednak tak, że działają jak chcą, bo wszystko tak naprawdę zależy od użytkownika. Naprawdę trzeba mieć niezłe zdolności, żeby nogi nam się rozjechały czy jedna pojechała nam do przodu, a druga do tyłu. Przeważnie, jeżeli stracimy równowagę, będziemy się bujać, raz w jedną, raz w drugą stronę i jeżeli tego nie opanujemy, to jedyne co nas ratuje to zeskok.
Czy łatwiej się na tym jeździ niż na miniPRO? Od razu mogę napisać, że nie, bo miniPRO jednak jest bardziej stabilny i czujemy się na nim pewniej. Na Driftach jest inaczej, są bardziej ruchliwe, szybciej reagują na nasz ruch, ale jeśli tylko załapiemy o co chodzi, to będziemy szaleć na nich tak jakby ich w ogóle pod nogami nie było. Najlepsi robią piruety, wchodzą w zakręty wyprzedzając jedną nogą (w sumie można to porównać trochę do jazdy na nartach), a nawet próbują jeździć na jednej nodze.
Nie powiem, ja na początku byłem bardzo spięty i po 10 minutach jazdy czułem mięśnie i zmęczenie, ale… bardziej w jednej nodze. Wszystko dlatego, że nie miałem jeszcze takiej wprawy, by podczas jazdy poprawić jej ułożenie. Trzeba też nauczyć się też na nie wchodzić i z nich schodzić. Trzeba to robić spokojnie, podobnie do tego jakbyśmy chcieli wejść albo zejść ze schodka/stepera. Wyprostowana postawa i cyk, krok w dół lub w górę.
Jak jest z wykonaniem tego Segway Drift W1?
Drifty wyglądają na małe urządzenia i objętościowo rzeczywiście takie są, ale pozory mogą mylić, bo każda rolka waży około 3,5 kg. Dwie to już około 7 kilogramów, więc może dużo miejsca nie zajmują, ale są niezbyt wygodne do przenoszenia. Dobrze, że mają wbudowane mocne paski po jednej stronie, co zawsze ułatwia przenoszenie. Podnieść można, ale to trochę tak jakbyśmy wracali z siatami ze sklepu dzień przed niehandlową niedzielą.
Są solidne, dobrze spasowane, i wykonane starannie z podobnych jakościowo materiałów co inne urządzenia Segway’a. Na wierzchu kawał prążkowanej gumy, pod spodem walcowate szerokie koła i po bokach jeszcze po kawałku tworzywa, żeby przy chwili słabości Drifty nie obiły tego, co mogłyby obić. Po prostu widać, że to sprzęt z najwyższej półki.
Drift W1 mają też wbudowany paski z ledami z trzema trybami oświetlenia. Podobnie jak inne urządzenia Ninebot, także to można podłączyć do aplikacji, by sprawdzić parametry i zmieniać ustawienia.
Na koniec, trochę specyfikacji
Segway Drift W1 mogą udźwignąć ciężar do 100 kilogramów i podjechać maksymalnie pod nachylenie o kącie 10 stopni (raczej nie próbowałbym jeździć po nierównościach). Mogą rozpędzić się do 12 km/h, choć to zależy od wielu czynników jak waga jeżdżącego, pogoda czy ukształtowanie terenu. Każda e-rolka jest napędzana silnikiem o mocy 250 W. Mają też IP57, więc powinny przetrwać przejazd, gdy w trakcie jazdy trochę pokropi. W środku każdej z nich siedzi akumulator o pojemności 44,4 Wh, co zapewnia zabawę na około 45 minut. Ciekaw jestem jak to przekłada się na dystans i ile kilometrów tak realnie można na tym przejechać.
Tak, hulajnogi też były, a wśród nich model Ninebot ES2, który kiedyś chciałbym przetestować.
Sprzęt za Oceanem wyceniono na 399 dolarów, czyli niecałe 1500 złotych. Cena w Polsce nie jest jeszcze znana, ale trochę zaskoczyło mnie to, że Segway Drift W1 można znaleźć w GearBest i to w jeszcze niższej cenie niż ta sugerowana przez producenta (przynajmniej w chwili pisania tego tekstu). Jeżeli macie 329,99 dolarów (ok. 1200 złotych) to są wasze.
No Comments