Smartfony gamingowe pojawiają się jak emeryci na promocji w lidlu, ale mimo tego, że jest ich coraz więcej (smartfonów, nie emerytów), to mnie ciężko jest się do nich przekonać. Może dlatego, że jakoś nie wyobrażam sobie bym godzinami siedział przy kilkucalowym ekranie mając na półce Switcha i peceta z całkiem sensownymi bebechami. Kolejny raz do tematu gamingowego smartfona podchodzi Xiaomi ze swoim ulepszonym Black Shark Helo. Do dwóch razy sztuka czy czekamy na trzeciego?
Pierwszy smartfon Black Shark był efektowny, ale można było mu sporo zarzucić w kwestii samego projektu, który nie do końca był przemyślany. Brak możliwości dołożenia pamięci, brak mini jacka czy w końcu jednostronna dokładka w formie pół-pada? To najczęściej trafiało do minusów i nie trudno się z tym zgodzić. Xiaomi postanowiło pokazać drugą generację smartfona dla graczy i co nieco zmieniło.
Black Shark jest bardziej gamingowy niż Black Shark
Każdy myślał, że będzie to Black Shark 2, a tu nagle pojawił się… Black Shark Helo. Dlaczego Helo? Nie do końca wiadomo, ale być może chodzi tutaj o paski z LED’ami po obu stronach obudowy. Tak, wincyj leduff!!1! Nowa wersja ma nie tylko świecące logo z tyłu, ale też boki obudowy, co poniekąd wyróżnia ją na tle poprzednika. Ogólny design raczej został zachowany, smartfon nadal przyciąga uwagę, ale ma bardziej regularną bryłę, a z tyłu pojawiło się nawet trochę szkła.
Osobiście „dwójka” podoba mi się bardziej. Na taką ocenę ma wpływ też większy wyświetlacz, pod którym nie ma już przycisku z czytnikiem. To dobra zmiana, bo trzymając smartfon poziomo wreszcie możemy podziwiać symetryczny przedni panel ze sporymi atrapami głośników po obu stronach. Głośniki stereo w smartfonie dla graczy to według mnie podstawa.
Ale to nie obudowa jest tutaj najważniejsza. W Black Shark Helo liczą się dla mnie przede wszystkim dwie rzeczy, które Xiaomi poprawiło – chłodzenie i komfort grania.
Black Shark Helo w przeciwieństwie do innego, wydajnego smartfonu ze Snapdragonem 845 ma być o kilkanaście stopni chłodniejszy. To w dużej mierze zasługa systemu chłodzenia cieczą składającego się z dwóch rurek odprowadzających ciepło. Wygląda to mniej więcej tak, jak na poniższej grafice. Sęk w tym, że dopiero po pierwszych, poważnych testach okaże się, jak rzeczywiście smartfon radzi sobie „w stresie”.
Druga rzecz to udoskonalony gamepad (o ile można go tak nazwać). Jak pamiętacie, w pierwszym Black Sharku trzeba było doczepiać specjalną ramkę i uchwyt z analogiem, który był tylko z lewej strony. Widać, że „O Najwyższy” wysłuchał naszych lamentów i w pocie czoła wymyślił drugą część pada. Nigdy nie będzie to Nintendo Switch, ale komfort grania na Black Shark Helo na pewno został podniesiony. Trochę przypomina mi to Steam Controller, głównie przez gładzik zamiast analoga czy przycisków na prawym padzie.
Ale jest jeden haczyk. Nie wiem co za zmęczony pracą Chińczyk to wymyślił, ale dwa kontrolery, na lewą i prawą stronę, będą dołączane tylko do najbogatszej wersji, czyli jednocześnie do najdroższej. Tej z 10 GB RAM (tak, 10 GB!) i 256 GB pamięci wewnętrznej za bardzo dużo juanów i nie wiadomo jeszcze ile złotych.
Poza tym najlepszym wariantem, który tak nawiasem, ma więcej RAM’u i pamięci na dane niż mój Surface Pro 4, będą dwa. Obydwa z 128 GB i 6 lub 8 GB pamięci operacyjnej.
I na koniec, oczywiście trochę filozofowania. Czy takie urządzenie ma sens, skoro to nadal smartfon z niektórymi niedociągnięciami z poprzednika, w dodatku z ograniczoną dystrybucją i lichym zapleczem z grami?
No Comments