Nie od dziś wiadomo, że w średnim segmencie smartfonów dzieje się najwięcej. Mam wrażenie, że Motorola świetnie o tym wie, bo swoimi smartfonami głównie tam właśnie celuje. Nawet patrząc na taką Moto Z3 Play czy najnowszą Moto Z4 Play nie można powiedzieć, że są to flagowe modele. Najlepsze, ale nie flagowe. Teraz rozpiętość cenowa średniej półki znacznie się zwiększyła i jeśli chodzi o tytułową Motorolę Moto G7 to można śmiało stwierdzić, że należny do tych tańszych. Ale czy to źle? Tutaj przeczytacie moją opinię na temat tej Motki.
Moto G7 to jeden z czterech modeli, które zadebiutowały na początku lutego 2019 roku. Gdyby trzeba było je sklasyfikować tak „po kolei”, to tytułowa Motorola byłaby zaraz pod Moto G7 Plus, różniąc się od niej tak na dobrą sprawę tylko nieco lepszym procesorem, ciut lepszym aparatem czy szybszym ładowaniem. Różnica w cenie, zaraz po premierze? Jakieś 200 złotych.
Tym razem postanowiłem zrobić to w nietypowy sposób. Zadałem sobie siedem pytań i co najlepsze, sam sobie na nie odpowiedziałem. Tak wiem, może to być nieco dziwne, ale jestem pewien, że informacje tam zawarte pomogą wam w wyborze, a to przecież jest najważniejsze.
Jak to jest z jakością wykonania?
Motorola usilnie trzyma się pewnego designu, coś tam zawsze poprawia, coś dopieszcza, ale szczerze powiedziawszy, nowa seria nie różni się jakoś mocno względem tej poprzedniej. Gdyby ktoś spojrzał od tyłu to miałby spory problem z wybraniem prawidłowego modelu. Podobne zaokrąglenia, centralnie umieszczony okrągły moduł z aparatami czy charakterystyczne logo, tym razem z wbudowanym czytnikiem linii papilarnych, o którym nieco niżej. Smartfon jest zbudowany dobrze, nie ma żadnych niedociągnięć, choć trzymając go w ręce da się odczuć lekką „plastikowość” czego nie ma przy okazji droższych smartfonów.
Moto G7 od tyłu to totalne lustro, choć nie tak bardzo jak niegdyś było z pewną, flagową Xperią.
Możecie to zobaczyć na poniższym zdjęciu. Tutaj musimy odpowiednio ustawić telefon „do światła”, żeby odbiło się co nieco i muszę przyznać, że wygląda to efektownie. Jak nie lubiłem błyszczących telefonów to ten coś w sobie ma. Poza tym, na pewno ma jakąś warstwę przeciw paluchom, bo ciężko jest zostawić coś po sobie, ale za to strasznie przyciąga kurz. Uwierzcie mi, wcale nie było łatwo doprowadzić go do stanu jak na zdjęciach. Drobinki gromadzą się przeważnie wokół aparatu i w szczelinie głośnika z przodu, co nie wygląda estetycznie.
Smartfon jest bardzo śliski, więc trzeba uważać i Motorola pewnie o tym wie, bo w pudełku znajdziemy proste, silikonowe etui na tył. Jest kilka rzeczy, które mi się podoba, ale czy coś mocno mnie drażni w tej Motce, poza tym co już napisałem? Owszem, dwie kwestie. Po pierwsze, na dziura z tyłu (czyt. mikrofon) jest niepotrzebna i równie dobrze mogłaby wylądować na dolnej krawędzi. A tak, psuje cały wizualny efekt. Po drugie, zarysowania na bokach (pamiętacie ramkę z iPhone’a X?), które mam wrażenie, że powstały od naciągania etui.
Ogólnie całość mogę ocenić na solidne 7/10 jeśli zebrać wszystko do kupy i przyznać punkty za wygląd, wykonanie i design.
Czy wyświetlacz nie jest za duży?
Ekran to jeden z kluczowych elementów, które odróżniają nową generację od poprzedniej Moto G6. Motorola przeskoczyła na wyższe proporcje, nazwała to Max Vision i wyszło jej to dobrze… jeśli weźmiemy pod uwagę cenę smartfonu. Gdyby Moto G7 kosztowała dwa razy więcej, to zmieszałbym ją z błotem za te ogromne ramki okalające wyświetlacz, spory „podbródek” tylko po to by zmieścić napis czy kropelkowego notcha na kamerkę. A tak, za około tysiak jest całkiem przyzwoicie i mam wrażenie, że tej Motce to jakoś pasuje.
Matryca skrywa się pod Gorilla Glass, a ekran sam w sobie ma 6,2 cala. Do tego nieco więcej jak Full HD przez co nawet tak spory wyświetlacz może być zadowalająco ostry i szczegółowy. W końcu mogli dać HD+, a najwyższą rozdziałkę zarezerwować tylko dla modelu z Plusem. Tak nie zrobili, więc chwała im za to.
W ustawieniach najbardziej przydatną funkcją będzie podświetlenie nocne, czyli nic innego jak ochrona wzroku przez wyświetlanie cieplejszych kolorów. Przydatne, tym bardziej, że możemy to w pełni zautomatyzować – albo określić przedział czasowy kiedy opcja ma być aktywna albo zdać się na działanie od wschodu do zachodu słońca. Nie rozumiem z kolei ciemnego motywu urządzenia (innej opcji z ustawień wyświetlacza), który zmienia przyciski i tło w menu na ciemniejsze, a ustawienia z kolei pozostają jasne i „walą po oczach”.
Jak jest z tym Androidem?
Motorola Moto G7 od początku ma Androida 9.0 Pie i niewiele od tamtej chwili się zmieniło. Poprawki bezpieczeństwa są nadal ze stycznia tego roku i nie pamiętam, by pojawiły się jakieś znaczące aktualizacje. Gdyby smartfon był w programie Android One, to pewnie wyglądałoby to zupełnie inaczej. Nie odbierajcie jednak tego źle, bo poza tym co przed chwilą napisałem, systemowi nie można nic zarzucić.
Android wygląda niemal tak jakby był czyściutki, bezpośrednio od Google. Wszystko jest oparte na usługach od Google, są okrągłe ikony aplikacji, wszędzie widać prostotę i tak naprawdę jedynym dodatkiem stricte od Motoroli jest apka Moto gdzie znajdziemy informacje i opcje związane z gestami, wyświetlaczem i poleceniami głosowymi.
Najistotniejsze jest jednak to, że system działa bardzo płynnie, żwawo i mnie podczas używania nigdy się nic nie zacięło czy spowolniło. Nawet w trakcie aktualizacji programów w Google Play, system działał tak jakby w tle nic znaczącego się nie działo. Na pewno do takiego OnePlusa mu trochę brakuje, ale i tak jestem pozytywnie zaskoczony, że smartfon za około tysiąc złotych działa aż tak dobrze.
Czy robi dobre zdjęcia?
Od razu napiszę, że tak, ale bez dokładniejszego wyjaśnienia się tutaj nie obędzie. Moto G7 robi naprawdę bardzo dobre zdjęcia jak na smartfon za tysiąc złotych z hakiem i zaryzykuję nawet stwierdzenie, że kilkaset złotych droższe modele wypadają gorzej. Dostajemy tutaj dwa aparaty z tyłu, ale ten drugi, w zasadzie, odpowiedzialny jest tylko za rozmazywanie tła. Nie mamy tutaj ani szerokiego kąta ani dwukrotnego przybliżenia i jeśli ja miałbym wybierać, to wolałbym właśnie więcej zmieścić w kadrze niż robić portrety z funkcją bokeh.
Na przykładowe zdjęcia możecie zerknąć niżej:
W każdym razie, aparat radzi sobie niespodziewanie dobrze. Mamy HDR, mamy tryb manualny, a do tego jeszcze kilka trybów jak chociażby ruchome zdjęcie (tworzy krótki gif) czy wycinek zdjęcia. Jest też tryb koloru spotowego, gdzie wybieramy kolor, który chcemy zostawić, a reszta zdjęcia jest w odcieniach szarości (przykład poniżej). Możliwe, że komuś się przyda, choć ja to traktowałem bardziej jako „funkcja do sprawdzenia”.
Krótko, jeżeli ktoś nie jest wymagający, to aparatem będzie zaskoczony. Jeśli dacie ten smartfon młodszemu bratu czy mamie, to będzie pstrykać i cieszyć się z efektów. Jeśli jednak ktoś wcześniej używał czegoś lepszego to zobaczy różnice, szczególnie podczas ujęć nocnych.
Trzeba też wspomnieć, że Moto G7 nagrywa w 4K i 30 klatkach, ale bez elektronicznej stabilizacji obrazu – ta działa tylko przy Full HD.
Jak długo działa na baterii i jak szybko się ładuje?
Bateria 3000 mAh nie obiecuje nic dobrego jeśli spojrzymy na ponad 6-calowy wyświetlacz. Sądziłem, że będzie lepiej, ale jedyne co nasuwa mi się na język to słowo – przeciętnie. Używałem smartfonu tak jak zawsze, czyli tak jak każdego innego telefonu, który przewinął mi się przez ręce. Niemal te same aplikacje, zbliżone ustawienia, cały czas włączone LTE, synchronizacja poczty i codziennie wieczorem podłączałem Motkę do ładowarki. Pewnie dobiłaby do rana, ale potem kłopotliwie doładowywałbym ją w samochodzie albo dojeżdżał do pracy na ostatnich procentach.
Z baterią powinno być lepiej i szkoda, że Motorola wykastrowała ten model z szybszego ładowania. Znaczy, TurboPower jest, ale 15 W, a nie tak jak w wersji Plus, gdzie mamy moc prawie dwukrotnie większą (27 W). W efekcie, akumulator jesteśmy w stanie napełnić w około półtorej godziny, co nie jest jakimś nadzwyczajnym wynikiem. Gdyby było jednak bliżej godziny to już przymknąłbym oko na pojemność.
Gwoli ścisłości, w zestawie mamy ładowarkę sieciową z TurboPower, Moto G7 ma USB type C i nie ma ładowania bezprzewodowego.
Co z tymi gestami?
Testując kiedyś Motorolę Moto Z3 Play strasznie narzekałem na funkcję Moto Display, która włączała się w niespodziewanych momentach, znacznie częściej wtedy, gdy nie chciałem niż było to potrzebne. Widzę, że w Moto G7, a raczej po prostu w jej oprogramowaniu to poprawili. Trzeba przejechać ręką nad ekranem albo złapać telefon, by ekran się podświetlił, a nie jak wcześniej, że telefon leży metr od nas i wystarczy szybciej ruszyć myszką, by „zaskoczyło”.
W Motoroli Moto G7 znajdziemy jednak masę innych gestów, które przydadzą się w mniejszym bądź większym stopniu – zależy kto czego potrzebuje. Trzema palcami można zrobić szybki zrzut ekranu (to znamy), przesunąć po ekranie żeby go zmniejszyć (to też znamy) czy podnieść telefon podczas dzwonienia, by go wyciszyć (to również znamy). Mnie natomiast zaskoczyły dwie kwestie. Pierwsza, możemy potrząsnąć telefonem żeby włączyć latarkę lub przekręcić nadgarstkiem (trzymając telefon w ręce) żeby włączyć aparat. Druga, nie ma funkcji podwójnego dotknięcia w ekran, by go wybudzić albo przygasić – niektórzy tego potrzebują.
Jest też coś takiego jak nawigacja jednym przyciskiem, co oznacza, że wirtualne trzy przekształcają się w wirtualny jeden „do wszystkiego”. Szczerze? Coś nie mogę się przestawić, kompletnie nie podchodzi mi takie działanie, bo w mojej ocenie jest niewygodne, dlatego preferuję klasyczny układ przycisków i jednocześnie żałuję, że w Motce nie ma obsługi gestami na wzór tej z OnePlusa.
Czy warto?
Znowu odpowiem krótko – tak. Warto jeżeli mamy do dyspozycji kwotę w okolicach tysiąca złotych. Warto jeżeli chcemy mieć pewny smartfon, działający bez zająknięcia, przycięć i niepotrzebnych dodatków w sofcie. Warto jeśli chcemy od czasu do czasu zrobić dobrej jakości zdjęcie. Warto jeżeli chcemy mieć smartfon z dużym, zadowalającym ekranem. Warto jeśli chcemy mieć tani telefon z NFC (jest, ale trzeba tą opcję włączyć w ustawieniach) i innymi łącznościowymi funkcjami, których czasami brakuje w droższych modelach.
Mnie z tego smartfonu korzystało się dobrze, choć było kilka rzeczy, których mi brakowało czy takich, które mnie nieco irytowały. Do tych wspomnianych w tekście mogę dorzucić jeszcze brak diody powiadomień, do której najnormalniej w świecie się przyzwyczaiłem, a której w Moto G7 nie ma.
Nie mniej, warto ten smartfon polecić, jeżeli na zakup chcecie przeznaczyć nie więcej niż 1200 złotych, a z racji tego, że pojawił się na rynku kilka miesięcy temu, można liczyć na obniżki. Jeśli spadnie poniżej tysiąca to inwestycja będzie jeszcze bardziej opłacalna.
No Comments