Mówi się, że jeśli coś jest do wszystkiego to tak naprawdę jest do niczego. W elektronice użytkowej takie powiedzenie nie zawsze się sprawdza, bo są chociażby ładowarki sieciowe z powerbankiem czy komputery dwa w jednym. Pomysłowym projektem okazuje się też Lumonitor, czyli przenośny monitor z własną baterią, który można wykorzystać do wszystkiego. Co w przypadku tego monitora oznacza do wszystkiego?
Zwykły monitor, poza tym, że możemy go wziąć pod pachę, to nie oznacza, że można nazwać go przenośnym. Żeby tak było to musi mieć kilka funkcji jak tytułowy monitor – własny akumulator, smukłą i w miarę lekką konstrukcję, wystarczającą ilość portów, wbudowane głośniki czy ogólnie rzecz ujmując szeroką uniwersalność. I wszystkie te cechy ma Lumonitor. Ma raptem 6 milimetrów grubości i niecałe 600 gramów wagi, w obudowie znalazło się miejsce dla dwóch baterii 4000 mAh (na około 2-6 godzin w zależności od obciążenia), są głośniki stereo i można go podłączyć do niemal każdego urządzenia. Monitor ma dwa USB-C i HDMI.
Lumonitor, czyli monitor do wszystkiego
Lumonitor może działać w takim klasycznym ustawieniu, czyli jako główny monitor czy drugi ekran do komputera stacjonarnego lub laptopa. Patrząc jednak na to czym jest to urządzenie, to pomysł z drugim ekranem rozszerzającym przestrzeń roboczą jest dla niego bardziej uzasadniony. Zamiast komputera może to być też konsola, właściwie każda o ile tylko będziemy ją w stanie podłączyć. Tutaj przykładem jest Xbox i PlayStation, ale mnie szalenie podoba się też to, że bez problemu podepniemy do monitora też Nintendo Switch. Zostają jeszcze smartfony, zarówno na Androidzie jak i iOS. Z tym też sobie poradzi, a jak taki Samsung ma jeszcze tryb DeX to już w ogóle będzie idealne połączenie. Ciekawostką jest też to, że monitor podładuje podłączone do niego urządzenia.
Monitor ma dotykowy ekran 4K, więc zastosowań jest pewnie więcej niż urządzeń, które możemy do niego podłączyć.
Kilka przykładów podaje producent i trudno się z nim nie zgodzić. Lumonitor może rozszerzyć miejsce do pracy (o czym już wyżej wspomniałem), przykładowo pomagając programistom klepać kolejne znaki kodu czy pomóc twórcom przeróżnych treści zapanować nad materiałem. Mogą z niego korzystać też youtuberzy czy streamerzy, który podłączą monitor do np. aparatu czy kamery. Urządzenie sprawdzi się też w rękach przedstawiciela, grafika czy projektanta, by pokazać coś komuś na większym ekranie. Sprawdzi się też w typowo domowych czynnościach, do filmów, do grania czy nawet wyświetlania przepisów podczas gotowania. Pomysłów jak wykorzystać taki monitor jest sporo i pewnie każdy kto to czyta już ma przynajmniej jeden w swojej głowie. Pomysł, nie monitor.
Od strony technicznej Lumonitor wypada całkiem znośnie. Mamy 15,6-calową przekątną i matrycę IPS LED z warstwą dotykową. Jasność na poziomie 400 cd/m2, 100-procentowe pokrycie palety sRGB i wsparcie dla HDR. Napisałem, że ekran jest dotykowy i tak jest, a do tego obsługuje do 10 poziomów dotyku jednocześnie, więc gesty też można na nim robić. Monitor ma rozdzielczość 4K, ale będzie też tańsza wersja z Full HD.
Lumonitor – kiedy, gdzie i za ile?
Aktualnie trwa jeszcze kampania na Kickstarterze i w chwili opublikowania tego tekstu pozostało około dwa tygodnie do jej końca. Ale to raczej nic nie zmienia, bo próg pieniężny został już dawno przekroczony, choć nie był jakoś szczególnie wysoki – aktualnie to około 735 tysięcy dolarów. Według opisu, wariant z Full HD wyceniono na 225 dolarów, a do rozdzielczości 4K trzeba dorzucić jeszcze stówkę.
Wysyłki pierwszych zamówionych egzemplarzy mają ruszyć w październiku, ale jak na razie nie ma za wiele szczegółów. Może to być kwota w przedziale 15-30 dolarów. Zastanawiające jest też to, że etui i podstawkę, które widać na zdjęciach będzie trzeba dokupić osobno.
Ciekawy projekt, prawda? Ciekawe też jest to jak sprawdza się w rzeczywistości. Może kiedyś pojawi się sztuka do testów.
Artykuł powstał we współpracy z Lumonitor
3 replies on “Lumonitor, czyli przenośny monitor praktycznie do wszystkiego”
Zgadza się, jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego. Ani to porządny monitor ani wygodny powerbank. Na plus zasilanie przez USB-C. Warstwa dotykowa też OK. Tyle, że jest dość ciemny i dlatego nie nadaje się się dla żadnego grafika, designera itp. Nawet filmy na Netflix wolałbym oglądać na ekranie telefonu. Mniejszy rozmiar ale lepsza jakość. I takich rozwiązań jest już sporo dostępnych. Jakby to przynajmniej miało Miracast wbudowane miałoby więcej sensu jako monitor pomocniczy. Laptopy (te lepsze) z Win i DeX mogą działać bez kabli. Sprzęt bez rewelacji jak za tę cenę.
Jasność maksymalna 400 cd/m2 to mało? Dobre! Sam mam monitor Samsunga, gdzie według specyfkacji jest 250 cd/m2 i to już jest poziom, który „daje po oczach”. Filmy na smartfonie? Ponownie zabłysnąłeś. Wolałbym oglądać trochę rozpikselowany film na małym monitorze niż męczyć się na kilku calach na smartfonie, nawet jakby to miało być w 8K. Jedyne z czym się mogę zgodzić to wbudowana funkcja stresmowania obrazu jak właśnie miracast czy chromecast, przydałby się.
Cóż, najwyrażniej wolę jakość od pikselozy a Tobie nic do tego. Usiądź kiedyś w ogródku, tam gdzie jest jasno, ze swoim monitorem Samsunga i zobaczysz, że 400cd/m2 to mało. I Panie Błyskotliwy, mówimy o sprzęcie więc guzik Ci do tego jaki mam peferencje i oczekiwania, takie uwagi zachowaj dla swoich koleżków, nie dla czytelników.