Ze smartwatchami bywało różnie. Kilka lat temu miały swój „boom”, a teraz zostało raptem kilku producentów, którzy jeszcze robią coś godnego uwagi. Na czele? Apple i nic nie wskazuje, by w najbliższym czasie coś się odmieniło (włącznie z designem tego smartwatcha). Wśród nieapplowych urządzeń mamy trochę większy wybór. Jest cośtam od Samsunga, jest choćby Huawei Watch GT 2 Pro, którego już testowałem. Aktualnie jednym z ciekawszych (tak sądzę) jest Mobvoi TicWatch Pro 3 GPS. Używam go już kilka miesięcy, więc to najwyższa pora, by napisać to, co w nim jest dobrego, a co nie.
Jak TicWatch Pro 3 do mnie trafił?
Akurat w przypadku TichWatcha sprawa była prosta – zamówiłem go prosto z oficjalnego sklepu internetowego Mobvoi. Wtedy była to jedyna rozsądna i pewna opcja. Fakt, udało się go wyrwać nieco taniej niż sugerowana kwota widoczna w sklepie, ale od razu napiszę, że to ani trochę nie wpłynęło na zawartą tutaj opinię. Zegarek przyjechał do mnie w kilka dni DHL’em. W chwili opublikowania tej recenzji zegarek kosztował 299 euro i od czasu zamówienia (a było to jakoś w listopadzie 2020) niewiele się zmieniło. To znaczy, było kilka promocji, ale akurat nie na ten model. Ten jak na razie mocno trzyma swoją cenę.
Początkowo TicWatch Pro 3 pojawił się w wersji GPS, czyli bez wbudowanego modemu 4G LTE. Wersja z łącznością pojawiła się później i była też droższa o około 60 euro. Ja, jak już wiecie, przetestowałem wariant GPS, ale z komentarzy użytkowników wynika, że TicWatch bez problemu działa z usługą Orange Flex eSIM. Można dzwonić i wysyłać SMS’y, a zasięg LTE w zegarku jest niewiele gorszy niż ten w smartfonie.
Mobvoi przyzwyczaił nas do tego jak wyglądają ich smartwatche i raczej nie eksperymentuje w ich wyglądzie. Mamy już kolejną generację tego zegarka, a ta najnowsza niewiele różni się od tej pierwszej. Ale to w sumie dobrze, bo już jedynka była bardzo klasyczna i raczej na design nikt nie narzekał. TicWatch Pro 3 w porównaniu z modelem z 2018 roku ma być o około 30% lżejszy i jeszcze bardziej wytrzymały, choć ciężko mi to sprawdzić, bo pierwszego TicWatcha nie miałem i nie mam. Mogę napisać, że testowany egzemplarz jest wykonany dobrze, nic w nim nie trzeszczy, ale materiały mogłyby być lepsze. Stalowa jest tylko koperta na górze i zapięcie paska. Pozostała część obudowy została wykonana z tworzywa sztucznego, co producent opisał na stronie jako „high-strength nylon with glass fiber”, cokolwiek to znaczy. Od takiego Huawei Watch GT 2 Pro dzielą go lata świetlne, mimo tego, że jest podobnie wyceniony.
Wcale tego zegarka nie oszczędzałem, używałem go niemal codziennie. Czasami z nim spałem, by przetestować monitorowanie snu. Normalnie myłem ręce mając go na nadgarstku i przez większość czasu trzymałem „na zewnątrz”. W sensie, nie kryłem go pod rękawem koszuli czy swetra. Miałem go na ręce podczas montażu sprzętu IT, więc zdarzyło się czegoś się dotknąć czy gdzieś puknąć lub zawadzić. Na ekranie jest prawdopodobnie szkło hartowane, ale to nie zmienia faktu, że nie ma na nim żadnych rys. Na obudowie, tej stalowej, owszem, znajdzie się kilka zarysowań, ale ekran – czyściutki. Zegarek przetrwa też deszczową pogodę czy dłuższe zanurzenie – ma IP68.
W TicWatchu 3 Pro najgorsze są dwie rzeczy – sposób ładowania i wykonanie paska.
Sposób ładowania jest rodem z tanich opasek sportowych. Mamy doczepiane, magnetyczne „coś”. To coś to kawałek plastiku z dwoma małymi magnesami i pinami na środku. Trzyma to się nawet mocno (magnesy trzymają nawet jak podniesiemy zegarek za przewód) ale trzeba trafić, bo pasuje tylko w jednym ułożeniu. Nie lubię nieustandaryzowanych rozwiązań, bo trzeba pamiętać, by zawsze zabierać ze sobą ładowarkę na dłuższy wyjazd. A jak gdzieś się zawieruszy to trzeba kupić nową.
Pasek z kolei to najsłabsza rzecz w wyglądzie TicWatcha. Takie trochę udawane premium, bo mamy silikonowy pasek przeszyty prawdziwą, pomarańczową nicią. To trochę tak jakby wziąć fiatowskiego Tipo, przemalować go na niebiesko, dodać białe pasy pośrodku i mówić, że jest jak Mustang. To nie przystoi, tym bardziej w smartwatchu za, lekko przeliczając, około 1400 złotych. Fakt, pasek jest elastyczny, a to przekłada się na bardziej dokładne dopasowanie niż same dziurki, ale jednak skóra to skóra. Na szczęście paski mają 22 mm szerokości i są na klasycznych teleskopach, więc zawsze można wymienić pasek na coś innego. Coś ze skóry czy czego tam się chce.
Ale żeby nie było tak, że ten pasek to od razu po zakupie jest do wymiany, można z nim żyć. Przede wszystkim jest bardziej odporny na pot. Nie nasiąka i nie niszczy się tak szybko jak skórzany. Mój jest w bardzo dobrej kondycji i ma tylko kilka rys, widocznych na poniższym zdjęciu. Najbardziej z tego wszystkiego ucierpiała szlufka, która jest już trochę wytarta.
TicWatch Pro 3 GPS to pierwszy smartwatch z nowym układem Snapdragona co widać i czuć. Wear 4100 znacznie usprawnił działanie gadżetów „ubieralnych”. Doskonale widać to właśnie po tym smartwatchu, który po prostu odżył. Wcześniej korzystałem z Huawei Watch 2 Classic, który miał Snapa Wear 2100 i o połowę mniej RAM. Różnica w działaniu jest kolosalna, a to w sumie ten sam system (też Wear OS, ale w innej wersji). Coś tam podziałali i w przypadku tego urządzenia wsadzenie lepszego procka i dołożenie pamięci wyszło mu na dobre.
Wear OS wygląda niemal tak samo jak czysty od Google, ale Mobvoi dorzuciło od siebie launcher.
Można go wyłączyć w ustawieniach, ale według mnie, warto zostawić. Zamiast standardowego „półksiężyca” z aplikacjami menu jest w formie przewijanej listy z dwiema apkami w poziomie. Wszystkie fabrycznie dostępne funkcje mają przedrostek „Tic” i tak TicPulse mierzy tętno, TicSleep monitoruje sen, a TicExercise to zestaw kilkudziesięciu różnych aktywności. Z takich niestandardowych jest jeszcze wbudowany pulsoksymetr czy opcja sprawdzenia poziomu hałasu otoczenia. Co ważne, każda z tych funkcji działa bezbłędnie i nie miałem powodów do narzekania. No, może poza jedną „dolegliwością”, o której nieco niżej.
Trochę nie pasuje mi to, że aby w pełni korzystać z zegarka zalecane są dwie aplikacje do jego obsługi – ta Google i ta producenta. To znaczy, można zainstalować tylko aplikację Wear OS, ale nie można zainstalować samej oficjalnej apki Mobvoi (to przez tą pierwszą parujemy zegarek). W aplikacji Mobvoi podejrzymy szczegóły dotyczące np. głębokiego czy płytkiego snu czy dokładne dane aktywnościowe ze wszystkimi czujnikami. Znajdziemy tam też raczej nikomu niepotrzebny sklep i routines, których w żaden sposób nie mogłem nastawić. Nie mniej, jeśli zdecydujemy się tylko na usługi i aplikacje Google (bo np. już z nich korzystamy) to wystarczy sama aplikacja Wear OS i Google Fit.
Zegarek szybko łapie tak zwanego „fixa” i nieźle radzi sobie podczas różnych aktywności. Ja najczęściej używałem go podczas spacerów/marszów. To w jaki sposób wyświetla wszystkie dane macie poniżej na zdjęciu. Gdy włączymy jakiś tryb ćwiczeń to ekran staje się bardziej obfity w dane i oprócz godziny czy baterii pokazuje też czas aktywności, przebyty dystans (w milach), spalone kalorie i aktualny puls. Na pewno jest bardzo czytelnie i nie pożera tak baterii. Po 45-minutowym marszu z baterii zniknęło tylko 6-7%.
Czas aktywności możemy zatrzymać ręcznie, ale zegarek jest na tyle „ynteligentny”, że robi to sam. Problem tylko w tym, że niezbyt dobrze i trafnie to przewiduje. W moim przypadku było tak, że jeszcze przez kilka minut po wejściu do mieszkania zegarek zliczał wszystkie dane, bo zanim usiadłem to jeszcze musiałem się rozebrać, umyć ręce czy ogólnie rzecz ujmując, ogarnąć. I podobnie działa to w drugą stronę. Znaczy się niezbyt działa. Zegarek automatycznie włącza tryb aktywności, bo myśli, że zacząłem biegać, a w rzeczywistości, zacząłem… odkurzać mieszkanie. Nie są to notoryczne błędy, ale mimo wszystko częściej się błąd jest niż nie jest. Liczę, że to poprawią w jakiejś aktualizacji.
Prawdziwym „killer ficzerem” w Mobvoi TicWatch Pro 3 są dwa ekrany. Niezmiennie, od pierwszej generacji.
Dwa ekrany, inaczej mówiąc – dwa tryby pracy. A w zasadzie to trzy licząc też ten najczęstszy, czyli mieszany. Aby nastała techniczna jasność, testowany TicWatch ma dwa wyświetlacze. Jeden, nazwijmy go głównym, to 1,4-calowy AMOLED o rozdzielczości 454 x 454 pikseli. Drugi to warstwa FSTN, która wyświetla się nad głównym ekranem. Pozwólcie, że podeprę się tutaj grafiką producenta, która idealnie pokazuje jak to rozwiązanie wygląda.
Obydwa wyświetlacze świetnie się uzupełniają, choć istotne jest to, że przez około 90% czasu i tak wyświetla się ten podstawowy, elektroniczny. Widoczny jest w każdych warunkach i ma przyjemne dla oka podświetlenie, które włącza się na chwilę, gdy zrobimy charakterystyczny ruch „sprawdzania godziny”. I tu trzeba pochwalić Mobvoi, że działanie tego doprowadziło do perfekcji, bo ani razu na przestrzeni kilku miesięcy nie miałem tak, by zegarek włączył się, gdy tego nie chciałem.
Gdy chcemy wejść gdzieś głębiej w system, to wówczas włącza się standardowy wyświetlacz i mamy dostęp do pełni funkcji. Co do tarczy zegarka, nie pobierałem nic dodatkowego i wybrałem coś co było już na zegarku. Najbardziej przypasował mi Elements Pointer. Tutaj też muszę zaznaczyć, że nie ma możliwości zmiany tarczy czy układu elementów na ekranie FSTN, co jest raczej zrozumiałe. Możemy jednak w każdym momencie ręcznie uruchomić tryb prosty (tzw. Essential mode) lub określić kiedy ma się włączyć automatycznie (standardowo przełącza się przy 5%).
Taki „myk” z ekranami ma wyraźny wpływ na baterię. Jak na smartwatch z Wear OS pod względem czasu pracy jest bezkonkurencyjny. We wspomnianym trybie mieszanym przeważnie było to 6-7 dni. Zwrócę tylko uwagę na to, że było wyłączone Wi-Fi, ekran ustawiony na automatyczną jasność, a GPS włączałem tylko wtedy, gdy go rzeczywiście potrzebowałem.
TicWatch Pro 3 GPS – czy warto?
Smartwatch z jedynym w swoim rodzaju system dwóch wyświetlaczy, który działa jak trzeba i się przydaje. Wygląda jak klasyczny zegarek, można w nim wymienić pasek i ma najnowsze bebechy. Te realnie wpłynęły na działanie, przyjemność obsługi i czas pracy na baterii. Można go ładować 4-5 razy w miesiącu co jak na Wear OS jest świetnym wynikiem. Można też prowadzić przez niego rozmowy, bo ma wbudowany głośnik i mikrofon, a z tego co testowałem, jakość połączenia jest więcej niż zadowalająca.
Dochodzą do tego jeszcze płatności zbliżeniowe, które powinny być dostępne w każdym smartwatchu. A już na pewno w takim z 2020 czy 2021 roku. Zegarki są do tego stworzone, by były zamiennikiem karty płatniczej i smartfonu z NFC. TicWatch Pro 3 ma wbudowane NFC, więc wystarczy przyłożyć go do terminala, by zapłacić. Wszystko odbywa się dzięki usłudze Google Pay, do której wcześniej trzeba dodać kartę.
TicWatch Pro 3 bardzo mi pasuje i aktualnie jest to najlepszy smartwatch dla urządzeń z Androidem.
Ma też swoje niedopatrzenia jak choćby ten przestarzały system ładowania czy brak ładowania indukcyjnego co w smartwatchu z 2020 roku powinno być dostępne. Jest też ten gumowany i niezbyt prestiżowy pasek. Najbardziej jednak mierzi mnie cena, która powinna być niższa. Gdyby w przeliczeniu na polskie były to maksymalnie trzy dziewiątki to polecałbym bardziej. A tak, polecam tylko trochę.
No Comments