Kiedy jak tylko coś miało LTE w nazwie to z miejsca kosztowało więcej. Pamiętam jak to było z modemami LTE. Taki zwykły 3G można było kupić za mniej niż stówkę. Wystarczyło tylko spojrzeć na 4G żeby cena była minimum z trójką z przodu. To było kilka lat temu i teraz taki router mobilny można mieć w normalnej cenie. Tak jak Tenda 4G180, którego kupimy za niecałe 200 złotych. Czy warto?
Mogę napisać, że markę Tenda już dobrze znam, bo sporo ich produktów już się przewinęło przez Galaktycznego. Ale z bezprzewodowym routerem mobilnym spotykam się pierwszy raz. Pierwszy raz od Tenda, oczywiście. Ostatnio mogłem sprawdzić jak działa system mesh Tenda Nova MW5c, Tenda 4G180 to coś „z drugiej strony”. Mamy jedno, malutkie urządzenie, które też „daje Internet”, ale w nieco innej formie. Mobilnej, przenośnej, kieszonkowej czy plecakowej. Jak zwał, tak zwał.
Tenda 4G180 to coś nowego w ofercie
Pojawiły się dwa routery mobilne, które w zasadzie różnią się między sobą ekranem. Różnica jest taka, że testowany 4G180… nie ma ekranu ( ͡° ͜ʖ ͡°). Pokazuje status działania w bardziej uproszczonej formie, czyli w formie podświetlonych ikon. Właśnie ten model pojawił się jako pierwszy na testowym biurku.
Tenda 4G180 to niewielkie i lekkie urządzenie. Takie jakim mobilny router powinien być.
Jest trochę większe niż karta płatnicza. Waży 83 gramy i to już z wsadzoną baterią. Wykonane na tyle dobrze, że przesadnie nie ma co kręcić nosem. Fakt, jest to tworzywo sztuczne, akceptowalne pod kątem jakości, choć już nie do końca jeśli zerkniemy na spasowanie elementów. Mój egzemplarz trochę trzeszczy, gdy mocniej ściśnie się go w dłoni, ale umówmy się, chyba tylko testerzy sprawdzają takie rzeczy.
Tenda 4G180 wygląda bardzo ładnie i wiele dobrego wnosi tutaj obudowa, która została pokryta połyskującymi małymi kwadracikami. Niby nic, a jak najbardziej na plus. Nie zauważyłem też, by obudowa przesadnie się rysowała, choć nie zaryzykowałbym wrzuceniem routera luzem do plecaka czy torby. Lepiej umieścić go w osobnej kieszonce.
Aby dostać się do środka urządzenia musimy odczepić całą tylną obudowę. Coś jak w starych telefonach. Nawet ktoś z bez paznokci powinien sobie poradzić, a to też trochę dlatego, że w miejscu szczeliny obudowa jakoś słabiej przylega do całości. Wspomniałem o starych telefonach, bo ta bateria co jest w środku też mi je przypomina. No dałbym sobie coś uciąć, że znalazłbym jakąś starą Nokię, do której bateria by pasowała. Pod baterią standardowo – slot na kartę SIM (co ważne, w standardzie micro) i obok miejsce na kartę microSD. Pod baterią jest też naklejka, na której jest wszystko, by dostać się do routera domyślną drogą. Gdyby zatem ktoś wsadził kartę, włożył baterię, włączył urządzenie i… zapomniał jak się do niego dostać, to nie ma przeproś, musi wyjąć baterię, by podejrzeć dane. Ale, ale. Pamiętajcie, że zawsze, powtarzam zawsze, fabryczne dane dostępowe trzeba zmienić na nasze.
A i jest też przycisk reset pod klapką, ale już nie pod baterią. Klasyczna dziurka, gdzie musimy wetknąć coś żeby ów przycisk wcisnąć. Router ma jeszcze dwa przyciski, już na obudowie – jeden to przycisk zasilania, a drugi od funkcji WPS.
W tytule nazwałem go tanim, bo rzeczywiście można go mieć już za około 170 złotych.
Ale tutaj tani jest równoznaczne też z podstawowym. Dlaczego? Wiecie, za cenę czterech burgerów nie ma co oczekiwać cudów, choć i tak urządzenia Tendy należą do tych tańszych. Tańszych i często dobrych. Pod względem technicznym w tej kwocie dostajemy router LTE CAT. 4 z maksymalnymi prędkościami 150 i 50 Mb/s, odpowiednio dla pobierania i wysyłania danych. Router z jedną częstotliwością Wi-Fi 2,4 GHz.
Tenda 4G180 – jak to działa?
Szczerze? Jeszcze przed wyjęciem routera z pudełka nie spodziewałem się rewelacji. Zarówno pod względem prędkości, a już na pewno zasięgu. Ale żeby była jasność – to jest router mobilny, więc on z zasady ma działać blisko nas. Możemy go wsadzić do kieszeni, do plecaka i zabrać ze sobą albo położyć na biurku obok komputera, gdy akurat pracujemy na miejscu. Ma dawać Internet nam i objąć zasięgiem co najwyżej jedno średniej wielkości pomieszczenie. Każda ściana dla takiego malucha to drastyczne obcięcie zasięgu, czego potwierdzeniem jest poniższa grafika. Zrobiłem ją tylko i wyłączenie z testerskiego obowiązku, mimo tego, że wiedziałem czego się spodziewać.
A jak z prędkościami? Tutaj też trzeba wziąć pod uwagę kilka rzeczy.
Przede wszystkim to, że bezprzewodowy internet mobilny to nie stałe i szybkie łącze po kablu. Prędkość zależy od wielu czynników jak miejsce, sieć, moc i odległość nadajnika czy nawet pogody. Ja wsadziłem do routera kartę z sieci Play i siedząc przy routerze uzyskałem 22,5 / 27,7 Mb/s. Ale gdy po chwili zrobiłem test to wartości były zupełnie inne. Raz dobiły nawet do 65 Mb/s, a raz spadły poniżej… 2 Mb/s. Różnie bywa, jak to już jest z Internetem LTE, nawet w tej samej lokalizacji.
Bateria ma 2100 mAh i według producenta ma wytrzymać do 10 godzin. I to „do” jest tutaj kluczowe, bo mnie udało się osiągnąć około 7 godzin. Co więcej, router dojechał do mnie kompletnie rozładowany, więc pierwsze co zrobiłem to podpiąłem go do USB.
Na początku nie trzeba nic konfigurować – wystarczy włożyć kartę SIM, włączyć router, znaleźć hotspot Wi-Fi i się do niego zalogować. Ale warto po pierwszym zalogowaniu zmienić hasło admina na wymyślone przez siebie i to samo pozmieniać przy ustawieniach Wi-Fi.
Zaplecze do zarządzania routerem wygląda całkiem nieźle. Jest nawet czytelne i dobrze poukładane. Ale i tak muszę stwierdzić, że trochę zatrzymało się jakoś w 2010 roku i pewnie, gdyby było to droższe urządzenie, wyglądałoby jeszcze lepiej. I trochę działa tak jak wygląda. To znaczy, na pierwsze „dostanie się” do routera potrzebowałem dłuższej chwili. Ekran logowania pojawił się po 15 sekundach mimo tego, że router działał sobie już od kilkunastu minut. Przełączanie się między zakładkami też trwa kilka minut, ale widocznie mobilne routery tak mają. Trochę topornie.
Fajne jest jednak to, że kieszonkowy router LTE ma też funkcje, które znajdziemy w routerach stacjonarnych. Droższych. Przykładowo, możemy ustawić maksymalną liczbę urządzeń, które mogą się łączyć czy czas wyłączenia Wi-Fi, mamy filtrowanie czy przekierowanie portów, listę podłączonych urządzeń czy aktualizacje. Nie ma natomiast języka polskiego. Mogliby też poprawić trochę listę z urządzeniami, bo teraz wyświetla się każda sesja każdego urządzenia i zamiast listy urządzeń mamy listę połączeń.
Mam małą zagwozdkę, jeśli chodzi o finalną ocenę.
Z jednej strony Tenda 4G180 robi to co do niego należy, czyli pozwala zabrać ze sobą trochę Internetu. Taki osobny hotspot zawsze będzie lepszym rozwiązaniem niż funkcja hotspotu w smartfonie, jeśli nie używamy go doraźnie. Wygląda całkiem dobrze i najważniejsze, że nie kosztuje zbyt wiele. Kiedyś zwykłe „sticki” USB z 3G były droższe. Z drugiej strony, testowanie było mocno uzależnione od konkretnej sieci, której używałem, a nawet czasu czy dnia kiedy to robiłem. Działało tak jak powinno, ale z prędkościami bywało różnie. Gdyby tylko poprawili trochę oprogramowanie, żeby było żwawsze, ocena byłaby wyższa. A tak, po prostu – jest dobrze. Da się tego używać, a i po kieszeni nie szarpnie.
No Comments