Wiedziałem, że z tym pierwszym monitorem Huawei jest coś nie tak. Z jednej strony Huawei Display 23,8″ był trochę niespodzianką, a z drugiej rozczarowaniem. Recenzja pojawi się niebawem, ale już teraz mogę wam zaspojlerować, że byłby dobrym monitorem, ale jakieś 5 lat temu. Zupełnie inaczej jest z najnowszymi cacuszkami – Huawei MateView i MateView GT. Mnie szczególnie zachwycił ten pierwszy i śmiało mógłby zagościć na moim biurku. Choćby testowo. Na kilka dni.
Huawei MateView to cudo!
Wystarczy na niego spojrzeć. Ten monitor już na starcie u mnie wiele zyskał, bo dawno nie widziałem czegoś takiego. Niesamowity design, minimalizm bije po oczach, a do tego ten ekran, który zajmuje aż 94% (tak przynajmniej podaje producent). Trochę złośliwi (czyli ja) napiszą, że tak właśnie powinien wyglądać najnowszy iMac ( ͡° ͜ʖ ͡°). Widać, że da się zrobić piękny i smukły sprzęt bez „autostrady” pod spodem.
Przyznam, że Huawei MateView ma sporo nowych rozwiązań, których do tej pory nie widziałem w monitorach. Przede wszystkim proporcje 28,2-calowego ekranu to 3:2, a nie wałkowane cały czas „kinówki”. W skrócie, zobaczymy więcej, a praca będzie przyjemniejsza i bardziej produktywna. A wiem co mówię, bo przez kilka lat korzystałem z Surface’a Pro i polubiłem się z laptopami Huawei. Tam właśnie były proporcje „trzy na dwa”.
Do tego dochodzi pro-rozdziałka (3840 x 2560 pikseli), bardzo wysoka jasność matrycy (500 nitów), wsparcie dla HDR 400 czy 98-procentowym pokryciem palety DCI-P3. To przykładowo podobny poziom co Surface Studio.
W Huawei MateView brakuje mi jednej rzeczy – wyższego odświeżania.
Tak, mamy tu tylko 60 Hz i brak szczegółowych informacji jaka matryca w nim siedzi. Szkoda, bo gdyby było tam 120 czy 144 Hz to byłby to sprzęt ocierający się o perfekcję.
Pierwszy raz widzę też monitor z tak dużą liczbą portów. W niektórych mamy czasami tylko HDMI, a tu ciężko wszystkie złącza wymienić z pamięci. I to tak sprytnie rozlokowane w obudowie, że nie rzuca się od razu w oczy. Z tyłu mamy USB-C przez które zasilamy monitor, a do tego Mini DP i HDMI. Z kolei z prawej strony podstawy są dwa USB-A, jeszcze jedno USB-C i mini jack.
OneHop Projection!
Kolejna nowość, która zaskakuje. Monitor może być dużo większym ekranem dla smartfonu. Wystarczy ów smartfon przyłożyć do podstawy i cyk – możemy korzystać z apek i multimediów na monitorze. Jeszcze nie wiadomo jak to rzeczywiście będzie działać, ale sam fakt, że dzieje się to bez kabli, robi robotę.
Jest też jeszcze w pewnym sensie unikatowy sposób obsługi interfejsu. Dotykowy pasek przy dolnej krawędzi ekranu. Nie od dziś jestem wielkim przeciwnikiem dotykowego sterowania, szczególnie w nowych samochodach, ale jeśli będzie to tak działało jak smartfony Huaweia, to jestem w stanie się do tego przekonać.
Przyznam, że już po samych premierowych informacjach jestem tym monitorem oczarowany.
MateView zapowiada się świetnie i gdyby miał wyższą częstotliwość odświeżania to wypatrywałbym go w przedsprzedaży. Prawda jest taka, że gdyby monitor z takim designem i specyfikacją miał jabłuszko na obudowie, to trzeba byłoby sprzedać samochód, żeby go kupić. I mimo wszystko tej ceny trochę się boję, bo to co sobą reprezentuje Huawei MateView spokojnie można podciągnąć pod czterocyfrową kwotę. Z trójką z przodu. Oby nie.
2 replies on “Tak powinien wyglądać nowy… iMac. Huawei MateView to cudo!”
Dla mnie nudny prostokąt. Proporcje kompletnie tylko dla tych co faktycznie chcą na nim pracować, bo do multimediów już gorzej. Brak montażu na ramieniu (VESA) go dyskwalifikuje kompletnie.
Niekoniecznie. Nie ma VESA, bo w podstawie ma głośniki i mnóstwo portów. Można też łatwo określić wysokość monitora nad blatem biurka i pochylenie, więc na pewno każdy znajdzie odpowiednie ustawienie „pod siebie”. Ja aktualnie używam 27″ Samsung Space Monitor i gdybym montował coś na ramieniu to tylko dodatkowy monitor, gdzieś obok.