Z kontynuacjami filmów jest różnie: czasami dorównują poprzedniej części, ale częściej są kompletną klapą. W przypadku Venom 2: Carnage mam mocno mieszane uczucia. Potencjał historii, czy postaci został moim zdaniem kompletnie niewykorzystany. Można było parę rzeczy zrobić inaczej, niektóre lepiej, a z części w ogóle zrezygnować. Ale o tym rozpisuje się dalej. Postaram się uniknąć ewentualnych spojlerów, ale nie obiecuję. Także drogi czytelniku: czytasz na własną odpowiedzialność!
Venom, domowe zwierzątko
Jest to zarazem plus jak i minus. Chodzi o zachowanie Venoma, nie tyle co względem Eddiego, a ogólnie. Czasami miałem wrażenie, że przypomina on mazistego, kosmicznego psa. A czasami kilkuletnie dziecko. Fakt, że relacja symbionta z byłym dziennikarzem jest momentami zabawna, a momentami nawet urocza, nie ratuje całego filmu. Chociaż humor działa na plus. Przekomarzanie się Brocka i Venoma nie raz wywołało na mojej twarzy uśmiech. Niektóre żarty były jak najbardziej trafione, a część… po prostu zbędna. Po obejrzeniu jedynki naprawdę zapałałem sympatią do tego duetu. Ich swego rodzaju bromance był czymś innym. Ale co za dużo, to nie zdrowo.
Osobiście kojarzę Venoma jako istotę siejącą chaos, zamęt.
Lubującą się w niszczeniu i pragnącą zniszczyć swojego odwiecznego wroga – Spider-Mana. W obu częściach natomiast został on ukazany jako głupkowaty mięśniak i wybaczcie, ale bardzo mi to nie pasuje. Może w przyszłości ulegnie to zmianie, ale w obecnej sytuacji nie wyobrażam sobie w jaki sposób miałby stać się jednym z antagonistów. W obu filmach nasz czarny symbiont został ukazany jako postać pozytywna. Trochę nieokrzesany, ale dający się lubić. Co z tego wyjdzie? Pokaże przyszłość.
Gollum za kamerą, to dobry pomysł?
Reżyserem pierwszej części był Ruben Fleischer. Spora część recenzentów nazwała go nudnym. Może mieli rację, bo w sumie jedynka nie zapadła mi jakoś mocno w pamięć. Była po prostu dobra. Dwójka z kolei jest co najwyżej niezła. I nie winie tu w żaden sposób nowego reżysera – Andy’ego Serkisa. Szukam winy w scenariuszu. Tylko pytanie, kto zawinił? Scenarzyści? Czy Hardy? (Tak, Tom odpowiadał częściowo za scenariusz. W końcu to jeden z ważniejszych projektów w jego karierze). Te pytania muszą niestety pozostać bez odpowiedzi.
Chociaż przy samym scenariuszu zostając, nie spodobało mi się przedstawienie głównego wroga – Cletusa Kasady’ego. Mam wrażenie, że jego geneza została potraktowana mocno po macoszemu. Nie wykorzystano potencjału przedstawienia tej postaci w należyty sposób. A szkoda, bo to jeden z ciekawszych przeciwników Spider-Mana. Sam Kasady w końcu jest seryjnym mordercą, a próbowano pokazać go jako kogoś z jako takim kręgosłupem moralnym. Dodatkowo wdającego się w romans, co zajeżdża Bonnie i Clydem. Fakt, postać Shriek jest ważna, szczególnie dla Spiderfanów, ale mogli dać mniej czasu antenowego zbędnym żarcikom, a więcej przedstawieniu postaci. Jak już wspomniałem: ciężko stwierdzić czyja to tak naprawdę wina.
Za krótki, za grzeczny
Uważam, że Venom 2 powinien być oznaczony kategorią R. Gdzie jedynka jeszcze mogła być łagodniejsza, to w tej części powinni, że się tak wyrażę, dać czadu. Carnage, bo o niego mi chodzi, jest zaprezentowany rewelacyjnie. Szkoda tylko, że jest go tak mało na ekranie. Nie na to liczyłem idąc do kina. Czerwony symbiont jest wręcz ucieleśnieniem rzezi, którą w sumie całkiem dobrze uskutecznia. A odrobina więcej krwi (nie mówię o hektolitrach) nadałaby tej postaci dodatkowej barwy. Dosłownie i w przenośni. Ale niestety, film z kategorią R miałby mniejszą liczbę odbiorców, a co za tym idzie – zarobiłby mniej. Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze.
Kolejną wadą to jest czas trwania filmu. Czuć i to aż za bardzo, że jest po prostu za krótki. Może dodatkowe 20-30 minut pomogłoby uratować sytuację. Jeśli nie to, to wycięcie zbędnych scen, a wrzucenie bardziej przydatnych. Chodzi mi o pewien motyw z balującym i użalającym się nad sobą Venomem. Jest to ten fragment, który gdyby wyciąć z filmu, to nie zmienił jego odbioru. Poważnie. A takich fragmentów znalazło by się więcej.
Podsumowując… jest nieźle
Na sam koniec dodam, że jako fan filmów Marvela, szczególnie powiązanych z Pajęczakiem, bawiłem się tak czy siak dobrze. Dla laika, który szuka filmu z akcją, Venom 2: Carnage czy jak kto woli Let there be Carnage nada się idealnie. Chociaż moja małżonka sama uznała ten film za „gorszy od poprzedniej części”. Dla kogoś obeznanego w uniwersum, szukającego powiązań między filmami, czy większej logiki, tytuł może momentami przyprawić o niestrawność, ból głowy, wymioty i poczucie zażenowania. Venom oraz Carnage to bardzo ważne postacie w historii Petera Parkera a.k.a. Spider-Mana. Sony chce stworzyć swoje własne uniwersum z Pajączkiem, więc liczę na to, że odrobią lekcję i w przyszłości przyłożą się bardziej. Czas pokaże.
Mocne strony
- Relacja Eddiego Brocka z Venomem
- Humor, który naprawdę bawi
- Scena po napisach rozbudza nadzieje
- Carnage jest przerażający (czyli taki jaki być powinien)
- Spider Versum się rozrasta!
Słabe strony
- Momentami żenujący poziom humoru
- Kiepsko przedstawiona historia Cletusa Kasady’ego oraz Shriek
- Za krótki
- W paru momentach wkrada się brak logiki i sensu
- Za łagodny (kategoria R by na pewno trochę pomogła)
No Comments