Mogę zaryzykować stwierdzenie, że nie znam osoby, która nie korzysta z nośnika na dane. Wprawdzie można za taki przyjąć jakikolwiek smartfon, a nawet – gdyby nieco naciągnąć jeszcze kryteria – zwykły telefon jak stara i prosta Nokia mojej babci. Przyjmijmy, że jednak w tym przypadku nośnikiem na dane jest dysk przenośny. Ja mam ich kilka, ale doskonale pamiętam jak odżyłem, gdy w moich rękach pojawił się dysk Samsung Portable SSD T1, zastępując tym samym wysłużonego HDD. Skok jakościowy był pod każdym względem. I podobnie czuję się teraz, gdy kupiłem Samsunga T7. Pomyślałem, że jeżeli oba dyski SSD mam u siebie, to zrobię małe porównanie, sprawdzając tym samym co się zmieniło na przestrzeni kilku lat.
Siedem lat różnicy
Jeszcze gwoli wyjaśnienia muszę napisać, dlaczego w tytule tego artykułu napisałem, że jest to siedem lat różnicy. Jeśli trafiłby się ktoś, kto miały chwilę wolnego czasu na zmarnowanie i sprawdziłby kiedy obydwa dyski trafiły na rynek, to coś by się nie zgadzało. Samsung SSD T1, czyli pierwszy zewnętrzny kieszonkowy dysk SSD tej firmy, miał swoją premierę na początku 2015 roku. Z kolei Samsung SSD T7 pojawił się na targach CES 2020, więc dzieli je pięć lat różnicy. Dyski zaraz po premierze trafiły też do sklepów. Skąd zatem wzięło się siedem lat? Biorę tu przede wszystkim pod uwagę czas, kiedy te dyski pojawiły się u mnie, kiedy je kupiłem i od kiedy ich używałem. I tak, SSD T1 kupiłem w styczniu 2016 roku, a wersję T7 w maju 2023 roku.
I jeszcze jedno. W żadnym razie nie jest to materiał sponsorowany. Dyski nie zostały dostarczone przez producenta, bo… patrz akapit powyżej 🙂 Obydwa dyski kupiłem za swoje własne pieniądze na prywatne potrzeby.
Dyski SSD są teraz tanie jak pizza
To co porobiło się na rynku półprzewodników nawet najstarszym informatykom się nie śniło. Od przynajmniej pół roku widzimy gigantyczny spadek cen dysków SSD i wcale nie jest powiedziane, że w chwili wypuszczenia tego tekstu do sieci, ten trend się zatrzymał. Bierze się to z różnych zawirowań na rynku elektroniki spowodowanych między innymi pandemią, a przede wszystkim tym, że jest za dużo pamięci flash NAND, z którą nie za bardzo jest co zrobić. W skrócie, za dużo zostało wyprodukowane i nie zostało wykorzystane.
Żeby lepiej zobrazować co się dzieje, to mam kilka przykładów. Jakiś tydzień temu widziałem podstawowy dysk SSD 256 GB M.2 PCIe za około 70 złotych. Fakt, totalnie podstawowy nośnik, ale ej, ja podobną kwotę muszę zapłacić, gdy zamawiam dużą pizzę z colą. Coś lepszego o podobnej pojemności można mieć już za 120-150 złotych. Dwukrotnie większy dysk trafiłem za 109 złotych (KIOXIA Exceria), a samsungowa 980-tka była za 99 złotych. Tak, dożyliśmy czasów, że dysk SSD 500 GB można mieć w cenie dwóch burgerów. Hitem z kolei okazał się ostatnio Samsung 970 EVO Plus, którego na Amazonie można było wyrwać za około 440 złotych. Dwa terabajty w kwocie jaką jeszcze 2-3 lata temu trzeba było wyłożyć na porządny dysk o 1/4 tej pojemności.
W 2016 roku 1 GB kosztował 2,07 zł. Siedem lat później tylko 34 grosze
Jeszcze ciekawiej robi się, gdy spojrzymy na dwa dyski przenośne, które są w tym artykule. Jak już wspomniałem, Samsunga SSD T1 kupiłem w styczniu 2016 roku i wydałem na niego 519 złotych. Za wersję 250 GB. Łatwo można policzyć, że 1 GB kosztował wówczas 2,07 zł. To i tak był najbardziej podstawowy wariant tego nośnika. Gdyby ktoś chciał wybrać 1 TB, to sugerowana cena tego dysku zaraz po premierze wynosiła 2399 złotych, a trochę później zmalała do 1699 złotych.
Sytuacja z Samsungiem SSD T7 wygląda zupełnie inaczej. Rzecz jasna, znacznie lepiej. W maju 2023 roku za terabajtową wersję zapłaciłem 349 złotych, a i tak nie była to najniższa cena na rynku (zależało mi na zakupie z pewnego miejsca). Wyszło zatem 34 grosze za 1 GB (do obliczeń przyjąłem 1 TB = 1024 GB, a nie tyle, ile pokazuje system), a mówimy tu o dysku przenośnym SSD, które są przeważnie droższe niż wewnętrzne nośniki.
Samsungowy T7 jest też dostępny jako dysk SSD 2 TB (za ok. 600 złotych), ale nowością jest to, że wprowadzono też wersję dwukrotnie pojemniejszą, która ma aż 4 TB. Dodatkowo jest to też wzmocniona wersja Shield, którą można mieć za niecałe 1400 złotych.
Po tylu latach zmieniło się… wszystko
T1 i T7 to teraz zupełnie dwa różne dyski. W sensie, przeznaczenie mają podobne i nadal mieszczą się kieszeni (choć nowszy jest trochę większy), ale spoglądając na wygląd czy parametry, zmieniło się praktycznie wszystko. Samsung SSD T1 miał obudowę wykonaną z tworzywa sztucznego i był niesamowicie lekki – waży 26 gramów. Jak na tamte czasy (i w sumie teraz też) jest to coś wyjątkowego, bo miałem w rękach pendrive’y, które były cięższe. I pewnie dlatego nadal z niego korzystam. Dysk T7 waży więcej (ok. 68 g), ale też jego obudowa wykonana została z metalu przez co jest znacznie odporniejsza na upadki (nawet jeśli nie jest to wersja wzmocniona z Shield w nazwie). Widać, że po tylu latach nowszy dysk stał się bardziej dopracowany.
To, co od razu można zauważyć spoglądając na jedną z krawędzi, to port, przez który podłączamy dysk do komputera. W nowszym jest już USB-C, ale też nowszy interfejs USB 3.2 Gen. 2, co znacznie podniosło prędkości. Według producenta dane można zapisywać z prędkością 1000 MB/s, a odczytywać z 1050 MB/s. Ma to też odzwierciedlenie w testach poniżej, choć uzyskane prędkości były nieco niższe niż zapewnienia. W Samsungu T1 mamy to „przekombinowane” USB 3.0, które kiedyś można było znaleźć na przykład w Samsungu Galaxy Note 4. Z interfejsem USB 3.2 Gen. 1 (USB 3.0) osiągnął 450 MB/s podczas zapisu i odczytu danych. I tu – jak pokazują testy – jest bliżej prawdy.
Jak dyski wypadają w testach? Klasycznie przepuściłem obydwa dyski w dwóch programach sprawdzających prędkość zapisu i odczytu danych: AS SSD Benchmark i CrystalDiskMark.
Aluminiowa obudowa w T7 trochę lepiej radzi sobie z odprowadzaniem ciepła, bo dysk po 20 minutach testów miał około 40 stopni. I to przy dwukrotnie wyższych prędkościach! Obudowa T1 po takim samym czasie miała od 45 do 48 stopni w zależności od miejsca na obudowie.
Zarówno jeden jak i drugi dysk SSD można zabezpieczyć hasłem. Na dyskach jest specjalna aplikacja do zarządzania, która uruchamia się z automatu, gdy tylko podłączymy dysk do komputera. Dane są szyfrowane i zabezpieczone 256-bitowym algorytmem szyfrującym AES. Samsung T7 występuje też w wersji Touch i jest wyposażony w czytnik linii papilarnych. Zamiast wklepywać hasło z klawiatury można po prostu przyłożyć palec, by uzyskać dostęp do danych.
źródło: The Verge, WirtualneMedia, Tom’s Hardware
W artykule pojawiły się linki w ramach kampanii Ceneo
No Comments