Jakiś czas temu pisałem o akcji, z wszech miar słusznej, bo się należało. Steam, jak już się nomenklatury napędzanej parowo trzymamy, dyma nas w balona niemiłosiernie, bo wychodzi na to, że ceny na Steam za gry mamy jedne z wyższych na świecie. No i się porobiło oddolnie, żeby napisać od czasu do czasu do autorów/wydawców gier i grzecznie spytać, co się odp… tralala. I co wyszło? Polskie, klasyczne, januszowe bagno wyszło ot, co.

Kurs na Steam / fot. kursnasteam.pl
Kurs na Steam / fot. kursnasteam.pl

Przyznam się bez bicia, że w przypadku akcji takich jak ta, o której poniżej, to dziennikarz ze mnie, jak z baraniego prącia flet. Jak coś wydaje się być dobre, nie boli, nie cierpią na tym dzieci i zwierzęta, to nie zgłębiam tematu jakoś mocniej, tylko podpinam się, kiedy warto podpiętym być. No i wyczaiłem akcję „Kurs na Steam”, gdzie, jak już wspominałem, miało być dobrze. Petycja, czy zadziała, to jak to z petycjami – nigdy nie wiadomo. Chcesz, podpisz, będzie dobrze.

No i się potem zaczęło

Bo widzicie. I tu się biję w tłustego cyca – nie śledziłem. W sensie, petycję podpisałem, niczego w chorej cenie nie kupiłem, wysłałem mentalne „klepu klep po pleckach” organizatorom i w sumie na tym się mój udział skończył. Do dzisiaj. Napatoczył się Naczelny. Sroga bestia, szczególnie, jak powiedzmy, że mi w ramach problemów domowych, płodność tekstowa podupadła i mówi, że widział film na Jutubach, że z francuska „szambo wyejbao” i trzeba zobaczyć. No i zobaczyłem. Influłencer ze mnie żaden, więc moje zdanie mało znaczące, ale przyznam, wbrew wszystkiemu, że mi żenadometr wywaliło poza skalę…

W telegraficznym – całe to przedsięwzięcie, przez typową polacką zawiść szlag trafi. A śmierdzi wszystko z daleka, jak tojtoj na zlocie fanów kuchni meksykańskiej.

Dla tych, którzy cały „tajmlajn” dramy, o której mowa, chcą poznać dokładnie, link jest nieco niżej, żeby sobie filmik zobaczyć. Wydaje się być bardzo rzetelny i w sumie dość „paragonów” zostało przedstawionych, żeby wątpliwości rozwiać.

#PolishOurPrices

Simplex z Mkwadrat zwrócił uwagę na problem, napisał do kogo trzeba, pochylił się, „zapotwitnął”. No jest problem, bo ceny gier nijak nie pasują do faktycznej sytuacji polskich gospodarstw domowych, a jak popatrzeć na ceny wszystkich DLC do Train Simulatora, to w ogóle żeby sobie pozwolić, to trzeba być co najmniej kierownikiem w Turbo Markcie czy innym Mega Ekspercie. Nawet gdzieś po drodze hasztag się pojawił. #PolishOurPrices. Ładny taki, reklamowalny. Sprytny, bo po angielsku i z polotem.

I pojawili się Łowcy Gier. W sekundę zmontowali stronę internetową, reflinki zapodali, stopka się pojawiła z podmiotami współpracującymi. No wszystko było. Ślicznie było. A potem się zaczęło.

Po obejrzeniu filmu Arkadikussa i przeczytaniu odpowiedzi Łowców Gier dochodzę do wniosku, że w tym kraju to jednak nigdy nie będzie dobrze. Wkład MKwadratów jest bezsprzeczny. Chęci Łowców Gier też nie można do kosza wyrzucić. Ale czemu, ach czemu za KAŻDYM razem, kiedy trzeba zrobić coś dobrego, to wszystko sprowadza się do magicznego Caritas vs. WOŚP? Dlaczego za każdym razem musi pojawić się konkurencja do dobrego?

Nie przeczę, że w całym tym konflikcie stoję bardziej w obozie MKwadrat, bo jednak wszystko wskazuje na to, że to jednak oni zaczęli. To dzięki nim, bezpośrednio albo pośrednio, polskie ceny na Steam stały się niższe. Im należy się przyznanie palmy pierwszeństwa i internetowych punktów za inicjatywę, ale… żeby nie było.

/ fot. x.com (@MKwadratPodcast)

Łowcom Gier ufam mniej więcej tyle, co mogę dorosłym facetem rzucić. Nie mówię, że nie mogę, ale rekordów raczej nie pobiję. Powiew Januszexu, niekonsultowane dosłownie z nikim podejście, porzucone dosłownie chwilę po rozpoczęciu akcji… No i te reflinki.

Ach, te reflinki…

Nie miałbym z tym problemu żadnego. Zwolennikiem teorii spiskowych nie jestem w ogóle, ale strasznie mnie uwiera właściciel gg.deals. Okrutnie mnie uwiera. W sensie, nie personalnie mi przeszkadza, bo do pana Bryksa absolutnie nic nie mam, ale sam fakt, że sami se. I uwierzcie mi, kiedy mówię, że widziałem oświadczenie wydane przez Łowców Gier i informację, że wejścia w reflinki miały praktycznie zerowe znaczenie w dochodach. Wiem. Rozumiem. Widziałem. Ale pamiętajmy, że nie każda akcja „pijarowa” się udaje.

Zakładając, dla dobra dyskusji, że faktycznie nie było w tym działaniu żadnego niecnego planu, mającego na celu nałapanie pieniędzy z kliknięć reflinków do własnej firmy, to nadal sytuacja śmierdzi tak, że nie mogę napisać tutaj żadnego cenzuralnego porównania, bo się Episkopat obrazi. No nie wygląda to dobrze. Z żadnej strony. I nie wiem, czy całej sytuacji pomoże usunięcie generowanych z użyciem AI grafik. To trochę jak lepienie plastra na świeżo urwaną kończynę.

Nie pozostaje nic innego, jak śledzić to, jak się dalej sytuacja rozwinie i czy będzie dalej wiało nosaczem sundajskim, czy może jednak uda się Łowcom odzyskać odrobinę szacunku w moich oczach. Bo jak na razie, to słabe jest. Zarówno zachowanie jak i oświadczenie.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

One reply on “Kurs na polish pachę… Ceny na Steam a drama polska”