Nie ma co, trzeba w końcu napisać co się stało, żeby nie było potem zarzutów, że bez komisji śledczej się nie obejdzie. Jak to wyglądało z tym naszym kanałem na YouTube?
Nasz kanał na YouTube, na chwilę pisania tego tekstu, nie istnieje
Zniknął niczym zmęczony ojciec w drodze po mleko, przepadł jak przysłowiowa Andzia w Czechach, kopnął w kalendarz, dołączył do przodków, przeszedł do Krainy Wiecznie Świeżych Pączków. Jest tam, gdzie mu teraz na pewno lepiej. Niczym papuga ze skeczu Monty Pythona – zdechł.
Nie jest nam z tym dobrze, nawet nie będziemy udawać. Niemal sześć lat (słownie sześć) pracy poszło w tzw. pizdu i to wcale nie z wyboru. Bo widzicie, historia wyglądała tak…
(fabularyzowane)
Dawno, dawno temu, jakoś tydzień będzie rozmawiałem z Krzychem, że wypadałoby hasła pozmieniać, ponieważ bezpieczeństwo najważniejszejsze i trzeba dbać. Po ustaleniu, wszelkie działania w tej kwestii pozostawiłem w jego rękach, zdając się na bezsporną maestrię z jaką do tej pory się tym zajmował. Wieczorem tego samego dnia poszedłem, jak co wieczór, poczytać dziecku książkę, zanim pójdzie spać. Słyszałem co prawda, że jakieś wiadomości przychodzą, bo pikało, pipkało i brzęczało w pokoju obok, ale czytanie dziecku to jednak priorytet, więc nieważne czy Papież, Dalajlama czy Obama – poczeka. No i zajrzałem w końcu do telefonu i widzę, nie ukrywam, z przerażeniem, że Krzysiek pyta się mnie, czy właśnie zmieniłem coś na koncie…
No i się okazało, że nie zmieniłem. I Krzysiek też nie zmienił. Jakiś ruski penis zmienił. I to zmienił na tyle dotkliwie, że odzyskanie konta bez pomocy supportu okazało się zwyczajnie niemożliwe.
Jeśli chodzi o przyczynę takiego stanu rzeczy, to biję się w pierś. Moja wina ewidentna, bo ode mnie infekcja wyszła. Jak do niej doszło? A żeby mnie trup popieścił, nie mam pojęcia. Nie odbyła się na moim kompie nawet jedna krzywa operacja, ale teraz, to mogę sobie pogdybać. Metod przejęcia konta jest tyle co u mnie posiłków w ciągu dnia, więc na pewno jest pole do spekulacji. A wszędzie tam gdzie się dało, dwustopniowa weryfikacja była. Poza jednym kontem. TYM kontem. Tak czy kwak, konto i tym samym kanał YouTube szlag trafił. Ale…
Okazało się potem, że ruski haker (tak, wiem, że ruski) zaczął na naszym, teraz już niebyłym, kanale zaczął wrzucać swoje filmiki, oczywiście scam pełną paszczą, hacki do gier i podobne śmieci. A co my w międzyczasie? Waliliśmy drzwiami i oknami do supportu Google, żeby pomogli, bo przecież pewnie mogą, nie?
Okazało się i mówię to z pełną powagą – w obecnej chwili Support Google jest przydatny jak cycki na śledziu. Niczym pierd w skafandrze kosmicznym. Jak lewatywa z betonu, w upalny dzień. Jak… nie muszę w sumie więcej porównań przytaczać. Powiem wprost. Ch*j wie po co oni tam w ogóle są, ale pewnie jakiś genialnie wysoko postawiony wpadł na genialny pomysł, że się jednak przydadzą. Prawda jest taka, że konto zostało zajumane 9 września. Dzisiaj mamy 18 września i zero konkretów od „drużyny Youtube’a”.
Od czego zacząć festiwal absurdu?
Od początku najlepiej. A zaczęło się od tego, że trzeba próbować odzyskać konto, na którym kacapski bot się rozpanoszył i pozmieniał wszystkie możliwe metody dostania się do konta, jakie tylko są. Mail zapasowy – zmieniony. Oczywiście w domenie .ru, telefony do uzyskania kodów – zmienione. Oczywiście kierunkowy na Władywostok. Dołożył coś od siebie? Jasne, że tak. Authenticatora i klucz sprzętowy USB. Tak na wszelki, wiecie…
Ale nic, pełen nadziei i entuzjazmu, no bo przecież mi Gugel pomoże na pewno, nie? – przystąpiłem do formularza. No i się zaczęło. Najpierw kazali wpisać hasło (oczywiście zmienione), potem przeklikać się do numeru telefonu (oczywiście zmienionego) i na końcu próbować (oczywiście zmienionych) pozostałych metod. Rzecz jasna skutek to miało taki sam, jak wierzenie w obietnice wyborcze. Skończyło się rozczarowaniem. Potem był faktyczny chat. Z botem. Ale nie ruskim. Amerykańskim, takim googlowym. Pierwsze o co mnie maszyna wypytała, to mail, do którego próbuję się dobić. Potem kazała mi przejść przez ten sam proces, który opisałem wyżej, co miało zakończyć cały proces podpowiedzią, żeby kliknąć w chat, jeśli nie zadziałało. Szkoda, że chat, oznaczał powrót do tego samego guglobota, który kazał mi zrobić to samo.
Bo Google pomoże. Pomoże, prawda?
Potem, udało się jakimś cudem dostać do człowieka po drugiej stronie chatu. Znaczy. Jakbym był młodszy, głupszy (chociaż dałem się shackować, więc tu się nie wychylam jakoś przesadnie) to może i bym uwierzył, że Wyatt z Kalafiorni, to naprawdę osoba. Łącznie, skończyło się na tym, że mnie ten patentowany nie napiszę kto, ale zaczyna się na d, któremu wyjaśniłem, że hasło (oczywiście zmienione), że mail zapasowy – zmieniony. Oczywiście w domenie .ru, telefony do uzyskania kodów – zmienione. Oczywiście kierunkowy na Władywostok. Dołożył coś od siebie? Jasne, że tak. Authenticatora i klucz sprzętowy USB. Tak na wszelki, wiecie…
To mi ten ktoś napisał, że jak chcę odzyskać konto, to… mam się zalogować na to konto.
No ja nie mam komentarza. Żebyś się udławił tostem z awokado następnym razem Wyatt’cie, chociaż pewnie przełykać, przy tym poziomie bycia głąbem, pewnie nie umiesz. No, chyba, że dławienie się czymś innym masz opanowane.
Skończyło się to tym, że napisaliśmy do Team Youtube na Twitterze, (nie, nie iksie, zapieram się i twitter będzie forever), że pomocy, bo ruski haker i w ogóle cała historia. Odpisali, dali namiar na formularz do wypełnienia. No to wypełniliśmy formularz w piątek. Mieli się odezwać w max dzień roboczy, w poniedziałek w sensie.
W niedzielę kanał został zdmuchnięty z powierzchni internetów, ponieważ prawa autorskie, nie, nie nasze i skargi ogólne, bo własność intelektualna.
Na czym teraz stoimy?
No w zasadzie to na chwilę obecną to leżymy. Wzdłuż rowu. Kanał na YouTube na razie skasowany, decyzje co do ciągu dalszego nie zapadły, więc ciężko powiedzieć cokolwiek więcej. Ale jest maluteńkie światełko w tunelu i nadal mamy to co umiera ostatnie, czyli nadzieja. Aktualnie przy próbie zalogowania na konto od razu pojawia się komunikat, że coś niedobrego dzieje się na koncie, no i je zablokowali, żeby je chronić. Jest zatem szansa, że coś dłubią i naprawiają. A z dwojga złego, lepiej tak niż patrzeć na to, jak jakiś rusek codziennie zaśmieca TWÓJ kanał.
Krótko – czekamy. A jak tylko coś się dowiemy, możecie być pewni, będziemy informować na stronie i w socialach.
Nie, oczywiście to nie koniec podcastu. Na pewno będziemy nagrywać nie tylko dalej, ale na pewno częściej. Ale jak to będzie poza Spotify wyglądało? Czy wrócimy na YouTube? Oby.
A jak Wam się wydaje, że powinno być? Dajcie znać, bo szczerze, to nie wiem jak to dalej ma być.
Dwóch po dwóch
Google
Kanał YouTube
Odzyskiwanie konta Google
Podcast
Support Google
Team YouTube
Youtube
2 replies on “No to co się stało, że się zesrało? Kilka słów o włamie na naszego YouTube’a”
Jedynym wyjściem jest po prostu czekać. Nawet jeśli będą to miesiące. Ale jak k…. wrócicie, to z wielką pompą! Trzymam kciuki!
Dzięki. Tak zrobimy! Oby relację z PGA można było już wrzucić na YouTube’a po reaktywacji 🙂