Genesis Radium 350D to mikrofon dynamiczny, który – jak podaje producent – ma zapewnić „jakość podcastu w domowych warunkach”, a Thulium 700 to najlepsze ramię do mikrofonu jakie aktualnie Genesis ma w swojej ofercie. Tak się złożyło, że mogłem przetestować to wszystko razem i odwrotnie do tego, do czego przyzwyczaił nas Wołoszański, uprzedzając fakty, jestem pozytywnie zaskoczony.

Żeby nie było. Moja przygoda z mikrofonem Genesis Radium 350D zaczęła się od tego, że posiałem gdzieś kabel. Nie żartuję. Zbieraliśmy się z Krzyśkiem do nagrywania podcastu, składam ci ja całe stanowisko, statyw pod telefon, żeby wideo uwieczniające mój kaprawy ryj było, statyw pod mikrofon, a używałem dotychczas starego, wysłużonego, acz niezawodnego Novoxa NC-1. Spinam całość do kupy, bo godzina wybiła, a kabla jak nie było, tak nie ma. Jak się później okazało Małżonka (wspaniała kobieta) sprzątała mając, jak zwykle w poważaniu, że będzie coś potrzebne i schowanie na zasadzie „byle z oka”, to nie zawsze jest dobry pomysł.

Specyfikacja mikrofonu

Typ mikrofonuDynamiczny
CharakterystykaKardioidalny
Odbiór dźwiękuJednokierunkowy
Czułość-48 dB
Pasmo przenoszenia60 – 14000 Hz
Maksymalna częstotliwość próbkowania192kHz/24-bit

Pierwszy kontakt z Genesis Radium 350D

No i pojawił ci się on. Jak ten rycerz w zbroi polerowanej, solidny, niezawodny, z wielką szablą. Znaczy, teraz to wiem, wtedy, to miałem kupę w majtach, bo jakość nagrania co najmniej nieznana będzie, Krzycha krew ze złości zaleje, ale jak się nie ma co się lubi, to się ryzykuje. I co zrobiłem? Podłączyłem. Tak jak stał. Wpięty w nowe, śliczne ramię (o którym później), odpaliłem się do nagrania, a efekty można sprawdzić w 117. odcinku podcastu, gdzie z gościem rozmawialiśmy między innymi o przeszłości i przyszłości Marvela.

Powiedzieć, że mnie poważnie zaskoczył, to jak nic nie powiedzieć. Dźwięk okazał się być czysty, z braku lepszego słowa „cieplejszy”, niż to, co sprawdzony do tej pory Novox oferował, a muszę podkreślić, że nawet raz nie miałem powodu, żeby na niego narzekać. Bez żadnego kombinowania, mieszania w opcjach, ot, plug and play i aż w uszy smyra. A co by było, jakby się jednak trochę wgryźć w ustawienia? Strach się bać.

Jeśli o budowę całego mikrofonu chodzi, to jakby się dobrze przyczaić, to na mecz można z nim iść.

Aluminiowa obudowa, ascetycznie trochę przyozdobiona jednym pokrętłem. Fakt, że masywnym jak radiowóz, ale jednak. W sumie, to nie trzeba wielu ozdobników, żeby całość miała sens. Ba, nawet świeci, jak go pod USB podłączyć. I tutaj też zaskoczenie. USB typu C w mikrofonie, od spodu, a w zestawie aż 2,5-metrowy przewód też z USB typu C i dodatkowym dynksem, który robi z niego USB-A.

Jedynym problemem, jaki po testach wyszedł, to brak koszyczka antywibracyjnego. Przezornie przyczepiłem skubańca do stolika obok biurka, żeby mi trzęsienia ziemi za każdym kichnięciem nie robił, ale w jakieś porządniejsze ramię zainwestować trzeba…

I tu pojawia się ono, Genesis Thulium 700, całe na aluminiowo

A, że się Genesis postawił i ramię do testów też przysłał, to byłoby co najmniej niegrzeczne, by rzeczonego ramienia nie sprawdzić i nie przeteścić. No i przeteściłem. Pierwsze, na co muszę zwrócić uwagę każdego, kto przymierza się do zakupu, to uchwyt mocujący całość do blatu. Żeby mi metafor nie brakło, to ciasny skubany jest jak harcerka w ostatni dzień obozu. Jak złapie – nie puści. Metoda mocowania to maestria sama w sobie i nie ma siły, żebym nie piał z zachwytu. Nie jeden i nie dwa statywy mikrofonowe testowałem, ale żeby aż takie wrażenie na mnie jakiś zrobił, to się jeszcze nie zdarzyło.

Genesis Thulium 700 z mikrofonem Radium 350D
Genesis Thulium 700 z mikrofonem Radium 350D

Takie trochę połączenie kulturysty z tą niemką, co w internetach furorę robiła pokazując jak jest rozciągnięta. Wygiąć toto można w każdym kierunku, przy jednoczesnej pewności, że nic się nie urwie i nie będzie strzelać w stawach jak 40-latek o poranku. I mocowania do kabelków są, zapewniające, że nic się nie będzie majtać w powietrzu, generując niepotrzebne emocje. Tak jak w przypadku mikrofonu opisanego nieco wyżej, tutaj też Genesis nie przewidział systemu antywibracyjnego, ale cóż… Nie można mieć wszystkiego. Jak się ktoś będzie przy stole do nagrywania rzucał i gestykulował, to sam sobie winien, że mu Krzysiek łeb zmyje za zwichnięcia na ścieżce audio.

Fajne w tym statywie jest to, że składa się w sekundę, montuje się niezwykle łatwo i waży, wbrew metalowej konstrukcji, tyle co nic. No dobra, może nie nic, ale tyle co kilogram cukru i jeszcze trochę. Jak trzeba będzie brać gdzieś statyw na nagrania pozastudyjne, to nie ma przeszkód. Nie dość, że elegancki, to jeszcze praktyczny.

Nie da się ukryć, że oba sprzęty są zaprojektowane z myślą o współdziałaniu

Żeby nie to, że ten sam producent, to pewnie bym uwierzył w zbiegi okoliczności. Jak to zwykle bywa, nie ma sprzętów idealnych, więc do pewnych rzeczy muszę się przyczepić. Po pierwsze, niestety, jedno i drugie nie lubi się z wibracjami. Niestety, ale mimo zalet, nie da się tego ominąć. Koszyczek antywibracyjny to powoli standard jeśli chodzi o mikrofony. Tutaj zabrakło. A patrząc na kolejny, w mojej opinii minus, to nie powinno. Cena jednego i drugiego jest dość wysoka. Nie żeby jakość wykonania była podważalna, bo nie jest, ale za te pieniądze (a cały zestaw, to po uśrednieniu okolice 400-450 złotych, w zależności od sklepu) nie powinno brakować takich dodatków, jakie oferują marketówki za połowę tej ceny.

Genesis Radium 350D
Genesis Radium 350D

W ramach ogólnego podsumowania – warto. Testowany duet nie tylko przeskoczył wymagania, ale zapewnił sobie permanentne (przynajmniej na razie) miejsce w naszym podcastowym studiu. Nie powiem, nie obyło się bez wpadek, bo raz, czy dwa razy Genesis Radium 350D z nieznanych przyczyn odmówił współpracy i zwyczajnie nie ściągał dźwięku tak jak powinien, ale kilka restartów kompa sprawę na jakiś czas rozwiązuje.


Sprzęt do testów dostarczył producent w ramach współpracy barterowej. Nikt w najmniejszym stopniu nie miał wpływu na treść tego tekstu i naszą opinię.

Mocne strony
  • Mikrofon - ładny skubany jest
  • Aluminiowa konstrukcja, porządne wykonanie
  • Mocarne mocowanie
  • USB typu C w mikrofonie i sprytny przewód w zestawie
  • Ramię z rewelacyjnym uchwytem do blatu
  • Kanały na przewód w ramieniu
Słabe strony
  • Mikrofon raz działa dosłownie „z pudełka”, a innym razem nie (a może to wina mojego kompa?)
  • Cena - w przypadku obu produktów

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *