Stało się, pierwsza poważna smartfonowa premiera w 2025 roku już za nami. Pojawiły się trzy nowe smartfony z serii Galaxy S25, a ja mogłem je zobaczyć chwilę przed oficjalnym pokazem. A potem potrzebowałem kilka dni żeby to wszystko przetrawić i poukładać sobie w głowie. I wiecie co? Rok temu pisałem, że chciałem kupić Samsunga Galaxy S24 Ultra, ale po tym jak go zobaczyłem, to mi przeszło. I jeśli miałbym to przełożyć na tegoroczne modele, to napisałbym, że przeszło mi jeszcze bardziej. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda, a Samsung tą generacją pokazuje, że ewidentnie stoi w miejscu.

Galaxy S25 są po prostu ładne

Zacznę od dobrych rzeczy i tego, co można zaliczyć do kluczowych zmian i plusów. Tego co widać od razu, czyli wyglądu. Design każdego smartfonu z serii Galaxy S25 został przearanżowany, poddany aktualizacji, udoskonalony. Jak zwał, tak zwał, ale widać, że trochę się w wyglądzie zmieniło i jak zwykle najwięcej tych zmian można zauważyć w Samsungu Galaxy S25 Ultra (szczególnie, gdy go zestawimy z poprzednikiem, czyli Galaxy S24 Ultra). Nie trzeba wchodzić w dane techniczne, by zauważyć i od razu poczuć, że smartfony są lżejsze, smuklejsze, wygodniejsze i równie dobrze wykonane jak wcześniej. Są nowe kolory, choć już nie tak odważne i subtelne jak przy Galaxy S24. Widać tu przede wszystkim to, że sporo zaczerpnięto z Galaxy Z Fold 6, przede wszystkim, gdy spojrzymy na aparaty.

Wspomniałem o tym, że wizualne zmiany widać najbardziej przy modelu Galaxy S25 Ultra. Smartfon został solidnie odchudzony, wyszczuplony i mimo tego, ze nadal jest sporym smartfonem, to lepiej trzyma się go w dłoni. Kieszenie w spodniach, te z przodu, też nam podziękują, bo Ultra ma płaskie krawędzie, ale bardziej zaokrąglone rogi (nie aż tak jak w pozostałych z serii, ale ma), więc nie będzie wypychać spodni i wbijać się w udo.

Ramka wokół ekranu w każdym modelu jest raczej tej samej grubości, ale najważniejsze jest to, że jest symetryczna. Zdaje się też, że wycięcie na przednią kamerkę też jest takie samo.

Galaxy S25+, Galaxy S25 Ultra i Galaxy S25
Galaxy S25+, Galaxy S25 Ultra i Galaxy S25

Najmniejszy, czyli Samsung Galaxy S25 naprawdę jest mały i jeśli ktoś teraz szuka kompaktowego smartfonu to obecnie lepiej nie trafi. Galaxy S25 jest o włos mniejszy od poprzednika, ale już zauważalnie mniejszy od choćby Pixela 9 Pro (zdjęcie poniżej). Fakt, między tymi smartfonami jest niewielka różnica w przekątnej ekranu (w Galaxy S25 mamy o 0,1 cala mniej), ale jak już mamy oba smartfony obok siebie, to jest to bardziej zauważalne.

Samsung Galaxy S25 po lewej, Google Pixel 9 Pro po prawej / zdjęcie zrobione Samsungiem Galaxy S25+
Samsung Galaxy S25 po lewej, Google Pixel 9 Pro po prawej / zdjęcie zrobione Samsungiem Galaxy S25+

Ramki w smartfonach, raczej w każdej wersji, nawet tych ekskluzywnych (których na pokazie niestety nie było) nie są ani błyszczące, ani matowe. Powiedziałbym, że mamy coś pośrodku. Lekko się mieni pod światłem, ale nie zbierają paluchów jak w iPhonie czy Pixelu. Nie można jednak tego powiedzieć o pleckach, bo nawet na jasnych kolorach można było zostawić ślady.

Zmian sprzętowych jest niewiele

I tu pojawia się tak zwany zgrzyt, pierwszy i na pewno nie ostatni. Nowe Samsungi pod względem hardware’u to zaledwie muśnięcie i zmiany w obszarach, które były obligatoryjne z powodu AI i tego, że procesor w nowej generacji zawsze był nowy. Od teraz wszystkie Galaxy S25 mają 3-nanometrowy procesor Snapdragon 8 Elite (oczywiście specjalnie coś tam udoskonalony dla Samsunga) i 12 GB pamięci RAM. O ile w małym Galaxy S25 to zmiana na korzyść, tak w Ultra ewidentny przykład zastoju. I to byłoby na tyle, serio. Nawet na jednym ze slajdów, były pokazane dane techniczne i zaznaczone ulepszenia względem poprzedniej generacji i – Uwaga, werble! – te ulepszenia były tylko w trzech miejscach. Tym trzecim miejscem był aparat szerokokątny w Galaxy S25 Ultra, który do teraz ma 50 Megapikseli, więc zmiana w stylu – Ej, wsadźmy coś nowego, żeby nie mówili, że jest tak samo jak roku temu.

Niestety, skończyła się era innowacji, a Samsung od dwóch generacji stoi w miejscu.

Jasne, napiszecie czy powiecie, że co tam procesor, przecież nawet jakby wsadzili Snapdragona sprzed dwóch lat to i tak te smartfony by zapierdzielały. No tak, ale tu nie chodzi tylko o CPU, bo brakuje ulepszeń w niemal każdym innym aspekcie. Gdzie lepsza bateria czy szybsze ładowanie? Nie zmieniło się nic od 2020 roku, bo nadal mamy 5000 mAh i 45-watowe ładowanie po kablu.

Samsung Galaxy S25+
Samsung Galaxy S25+

Nie mamy takiego skoku jakościowego w aparatach jak choćby w smartfonach Vivo, Huawei czy Xiaomi. Gdzie 1-calowa matryca? Gdzie lepsze przybliżenie? Nadal uważam, że najlepsze jakościowo zdjęcia przy 10-krotnym zoomie oferował Galaxy S23 Ultra. Gdzie lepszy aparat z przodu, który nie prześwietla nieba? Gdzie lepsze zdjęcia w ruchu? Mógłbym tak jeszcze dalej wymieniać, ale im dłużej bym to robił, tym bardziej pokazywałoby to, jak bardzo Samsung stoi w miejscu. Kiedy wbiegali na metę pierwsi i to jeszcze z przewagą, a teraz okazuje się, że może być ciężko trafić do pierwszej trójki. Halo, Samsung – pobudka!

Zostawcie rysik S Pen w spokoju!

I zostaje jeszcze zgrzyt z rysikiem. Okazało się, że rysik S Pen został pozbawiony Bluetooth, kondensatora i funkcji Air Actions, znanych choćby z poprzedniego modelu Ultra. Oznacza to, że od teraz rysik jest całkowicie pasywny i nie zrobimy nim nic poza pisaniem po ekranie. Zdalne robienie zdjęcia przyciskiem na rysiku? Zapomnij. Obsługa gestami z bliskiej odległości? Nic z tego. Zostały wycięte funkcje, które hucznie były prezentowane jeszcze dwie, trzy generacje wcześniej. S Pen został znacznie wykastrowany i tym samym cofnięty jakoś do czasów Galaxy Note’a 7, gdzie rysik po raz pierwszy obsługiwał 4096 poziomy nacisku.

Może nie każdy z tego korzystał, może tylko 5% osób robiło zdjęcia rysikiem (nie znamy takich danych), ale wychodzę z założenia, że jeśli nie planujesz dodawać niczego nowego, to przynajmniej nie zabieraj tego, co zostało wprowadzone wcześniej. Tym bardziej, że oszczędność to pewnie kilka dolarów. Pamiętam jaka była burza, gdy Samsung zrezygnował z serii Galaxy Note. Teraz wygląda na to, że rysik, nieodłączna i kluczowa funkcja Note’a, zaczyna być marginalizowany i obawiam się, że w przyszłości może w ogóle go nie być. Aż prosiło się, by na prezentacji zadać pytanie – Czy rysik S Pen w kolejnej generacji w ogóle będzie?

Mało tego. Kiedy zaczynałem pisać ten tekst kilka dni temu jeszcze o tym nie wiedziałem, ale dzisiaj, gdy go kończę i puszczam ostatecznie w świat, już wiem. Podobno, rysik z funkcją Bluetooth jest sprzedawany osobno. Informacja ta nie została jeszcze potwierdzona przez polski oddział Samsunga, ale pojawiła się na oficjalnej stronie Insights Samsung.

Rysik S Pen w Galaxy S25 Ultra / fot. insights.samsung.com
Rysik S Pen w Galaxy S25 Ultra / fot. insights.samsung.com

Na szczęście, jest taniej

Na pocieszenie, wartą do odnotowania informacją jest to, że wszystkie Samsungi Galaxy S25 są o kilkaset złotych tańsze niż rok temu. Za podstawowego i najmniejszego Galaxy S25 zapłacimy 3999 złotych. Zakres cen kończy się na 7999 złotych i za taką kwotę kupimy Samsunga Galaxy S25 Ultra z 12 GB RAM i terabajtową pamięcią.

Na co tutaj można trochę kręcić nosem? A na to, że nadal podstawowe warianty w 2025 roku startują od 128 GB i to bez żadnych benefitów w formie chmury (tak jak jest w przypadku Pixela). Przy aplikacjach, zdjęciach i filmach, które ważą coraz więcej, można to zapełnić w moment.

Generalnie, tak średnio. Tak średnio, bym powiedział…

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *