Powerbank to takie dość niepozorne, ale za to bardzo przydatne urządzenie. Można śmiało nazwać go cichym bohaterem wielu niespodziewanych sytuacji w terenie, jak np. padająca bateria w telefonie, bo „zapomnieliśmy” go podłączyć wieczorem do ładowania. Baseus PicoGo 10000 mAh to taki podręczny przyjaciel, o którym nie zawsze się pamięta, ale docenia za każdym razem, gdy przychodzi z pomocą. Widać ewidentnie, że twórcy nie kładli nacisku na prędkość i moc ładowania. Ten sprzęcik miał być praktyczny, mały i poręczny. I to wyszło rewelacyjnie!

Wygląd rodem z Mrocznego Rycerza

Na sam start zacznę od designu powerbanka. Podobno dobre wrażenie można wywrzeć tylko raz, a Baseusowi udało się to bez dwóch zdań. Piękny czarny mat (choć zależy jak się spojrzy i światło odbije, bo czasami jest szary i granatowy jednocześnie), zgrabny i dobrze leżący w dłoni – potrzeba coś więcej? Nadmienię, że czarny to mój ulubiony kolor, więc powerbank pasuje mi aż za bardzo. Można bez problemu trzymać go w ręku wraz z telefonem, bez obawy że się nam wyślizgnie. Eleganckie urządzenie na bardziej cywilizowane czasy – parafrazując Obi-Wana Kenobiego.

Największym plusem moim zdaniem jest wyświetlacz pokazujący nam ile baterii zostało w naszym urządzeniu. Niby tylko numerki, ale lepsze to niż domyślanie się ile zostało procent na podstawie kilku migających diod. Mnie osobiście irytowało takie rozwiązanie. No bo załóżmy 3 z 4 diod, to ile dokładnie jest? 75%? Mniej? A może 60%?

Baseus PicoGo 10000 mAh
Baseus PicoGo 10000 mAh

Baseus PicoGo 10000 mAh jest zgrabny i poręczny. Waży 170 gramów. Zmieścimy go w kieszenie bez problemu. Możemy wrzucić do torby albo plecaka, żeby zawsze był pod ręką. Nie zajmuje dużo miejsca, a i o „jedzenie” za bardzo nie prosi. Nie jest to cegła w stylu powerbanków o pojemności 20 czy 30 tysięcy mAh, a drobne urządzenie, które zabierzemy niemalże wszędzie.

Walka z cierpliwością

Nie ukrywam, że moim przypadku, głównym zadaniem Baseusa było podtrzymywanie mojego Pixela 7 w terenie, gdy do najbliższego gniazdka miałem dalej niż lewicowe poglądy do rozsądku. I tutaj zaczął się pierwszy problem. O ile w momencie, gdy telefon nie był przeze mnie używany i ładował się w spokoju, to wyniki były co najwyżej niezłe. Pełne naładowanie, czyli od 1% do 100%, zajmowało około 2,5 godziny. Nie nazwałbym tego szybkim ładowaniem, a bardziej ładowaniem zen – na spokojnie, przy medytacji w celu osiągnięcia nirwany.

Baseus PicoGo 10000 mAh
Baseus PicoGo 10000 mAh

Niezbyt imponująco wychodził również stosunek energii. Na jeden procent baterii powerbanka, ładowały się dwa procenty w telefonie o ile, jak już wspomniałem, telefon nie był używany. W przypadku grania, przeglądania TikToka, czy jakiegokolwiek innego użytkowania, bateria w telefonie nie ładowała się w ogóle lub wręcz minimalnie. Można śmiało w takiej sytuacji stwierdzić, że Baseus ratował telefon przed rozładowaniem, zamiast go ładować.

Pełne naładowanie mojego Pixela 7, czyli od 1% do 100%, zajmowało około 2,5 godziny. Szybkim ładowaniem tego nazwać nie można.

Niespodziewanym zwycięzcą okazał się DualSense. Z lenistwa i braku chęci ciągnięcia kabla przez cały pokój (tak, mam inne pady, ale nigdy nie chce mi się ich podłączać do ładowania) podłączyłem kontroler do powerbanka. Szczerze? Miałem po prostu wymalowane „WOW!” na twarzy. Nie dość, że pad ładował się znacznie szybciej, to jeszcze mogłem go naładować aż pięć razy. I to jeszcze w trakcie grania!

Kontroler DualSense Edge
Kontroler DualSense Edge

Od tego momentu Baseus został moim stałym kompanem przy wieczornych sesjach grania. Może się wydawać trywialne, ale kogo nie wkurzał fakt, gdy w trakcie męczącej walki z bossem, albo kupą wrogów, rozłączyło kontroler? Pół biedy kiedy gra automatycznie włącza pauzę. Biada wtedy, gdy takiej funkcji nie ma.

What if…? – wersja Baseus

A co było, gdyby w takim powerbanku dać fast charge z prawdziwego zdarzenia? Wtedy Baseus PicoGo 10000 mAh stałby się urządzeniem niemalże idealnym. Można by się pokusić o ładowanie indukcyjne (jak w testowanym Baseus PicoGo Qi2 5000 mAh), ale w terenie jest to już zbędny bajer. Osobiście traktowałem ten powerbank głównie jako sprzęt, który bierze się w trasę lub na miasto. Indukcja może być w domowej ładowarce.

Powerbank ma łącznie trzy porty USB – dwa USB-C i jeden USB-A, ale trzeba tutaj zaznaczyć, że USB typu C działają jako wejście i wyjście, a USB-A tylko jako wyjście. Oznacza to, że powerbank naładujemy przez USB-C maksymalną mocą 18 W. Z kolei maksymalna moc wyjściowa to właśnie tytułowe 20 W.

Baseus PicoGo 10000 mAh - porty USB
Baseus PicoGo 10000 mAh – porty USB

Zauważyłem też, że porty USB-C mogłyby być lekko poprawione. Do ładowania telefonu czy pada – super. Do innych urządzeń? Nie bardzo. Chodzi mi głównie o podładowanie frezarki do modeli, czy podłączenie LED-ów w modelu Gundama lub lightboxie. Kompletnie nie szło napięcie. Jedynym rozwiązaniem było podłączenie przewodu pod klasyczne USB. Przyznam szczerze, że byłem zdziwiony. Chociaż najpierw przerażony, bo myślałem, że spaliły mi się LED-y.

Baseus PicoGo 10000 mAh
Baseus PicoGo 10000 mAh

Podsumowując, Baseus PicoGo 10000 mAh to dobry, doraźny powerbank, na ekstremalne wypadki, ale nie jako głównie urządzenie do ładowania. Za to idealny dla lekko leniwych graczy, jak ja. Jeśli chcemy podładować telefon w trasie, nada się. Ale w domowym zaciszu wybiorę normalną ładowarkę – jest znacznie szybsza i można korzystać z telefonu bez obawy, że się nie naładuje. Patrząc na cenę, która wynosi około 100 złotych, to bez dwóch zdań, powerbank jest wart takiego wydatku.


Sprzęt do testów dostarczył producent w ramach współpracy barterowej. Nikt w najmniejszym stopniu nie miał wpływu na treść tego tekstu i naszą opinię.

Ocena 4/5

Mocne strony
  • "kieszonkowy" rozmiar
  • ekranik pokazujący procent pozostałej baterii na powerbanku
  • rewelacyjna wydajność ładowania przy padzie
  • rozsądna cena, za to co oferuje
  • wygląd i kolor
Słabe strony
  • zbyt powolne ładowanie telefonu

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *