Ciężko mi było wziąć się za pisanie recenzji tego telefonu. Zbierałem się, zbierałem się, ale nie ma co. Trzeba działać. Dlaczego zeszło tak długo? Bo ma tyle zalet i tyle wad, że zebranie tego w logiczną całość zajęło więcej czasu, niż bym chciał. UMi Plus E, to coś naprawdę wyjątkowego.

UMi Plus E to pierwszy telefon tego producenta, z którym miałem do czynienia i z tego co się orientuję, pierwszy na rynku, który był postawiony na Helio P20. To potężny, ośmiordzeniowy procesor, taktowany częstotliwością 2,3 GHz. Jak dla mnie, to przestrzał straszny, bo coś tak mocnego wsadzonego w telefon, to trochę jak trzylitrowy silnik od Volvo umieszczony radośnie w korpusie od Syreny 105. Fajnie mieć, ale czy trzeba? Do tego 64 GB pamięci wbudowanej i – uwaga – 6 GB pamięci RAM? Za niecałe 250 dolarów? Coś tu zaczyna brzydko pachnieć, bo jestem całkowicie pewny, że mój laptop, na którym powstaje ten tekst, ma jakieś, niecałe ćwierć tej mocy obliczeniowej.

Aktualne ceny:
UMi Plus E (czarny)

Wygląd i wykonanie

Mimo, że trochę duży, bo 5,5 cala to sporo dla obsługi jedną ręką, to nie da się ukryć, że w kwestii wyglądu Umi Plus E stara się wyglądać na urządzenie z o wiele wyższej półki niż jest. Dla kogoś takiego jak ja, co ręce ma mocarne, ale palce stosunkowo krótkie bywało niewygodnie, ale to ewidentnie zależy od budowy rąk użytkownika, więc na razie nie mam najmniejszego powodu, żeby na cokolwiek narzekać, ale, jak mawiał Bogusław Wołoszański – nie uprzedzajmy faktów. Z tyłu obudowa, z chyba proszkowo malowanego, aluminium, bo takie wrażenie sprawia, w moim przypadku w kolorze czarnym. Góra i dół obudowy z plastiku, ale raczej anten przykrywać metalem nie należy, bo zasięg jednak rzecz istotna.

Poza tym dość spartańsko. Od góry lecąc, mikrofon, aparat, dioda doświetlająca (a w sumie to i dwie) oraz logo producenta. Brzegi również standardowo, klawisze regulacji głośności oraz przycisk wygaszania ekranu z jednej strony, a z drugiej, klawisz, o nieco karbowanej powierzchni, którego funkcji nie zgłębiłem przez cały okres testowy tylko dlatego, że w ramach zwalniania migawki aparatu używałem dotknięcia ekranu, a nie tego, konkretnego klawisza. Oczywiście można dopiąć sobie do niego dowolną apkę, więc wygoda jest.

Dodatkowo, szuflada na karty. Bez ekscesów. Przód, to wyświetlacz, całkiem niezłej jakości, świecący przyjemnie i czysto, schowany za podejrzanie odporną na zarysowania powierzchnią, komplet czujników, 5-megapikselowy aparat do „samoselfich” oraz przycisk, będący sprytnie schowanym czytnikiem linii papilarnych, który niestety pozostawia wiele do życzenia, bo nie wiem czy mam paluchy inne niż wszyscy, czy to czujnik działał raz na siedem prób. Liczyłem. Na górnej krawędzi znajduje się gniazdo słuchawkowe, wypluwające z siebie bardzo przyjemne brzmienia. Nawet gotów jestem pokusić się o stwierdzenie, że gra lepiej, niż spora część telefonów w tym przedziale cenowym, niezależnie od producenta. Z testowanych przeze mnie „chińczyków” – zdecydowany faworyt. No ładnie jest. Od spodu gniazdo ładowania umieszczone pośrodku. USB Type C, z obsługą OTG rzecz jasna. Szkoda, tylko, że nie dali w zestawie przelotki na microUSB, ale nie można mieć wszystkiego.

Dodatkowo, muszę też nadmienić, że UMi dodało przewód USB wyglądający nieco inaczej, niż takie zwykłe, standardowe. Wtyczka jest dosłownie o milimetr dłuższa niż w kablech do takiego Honora 8 czy Samsunga Galaxy S8 na przykład. Jeśli użyjemy przewodów od konkurencji, to może się okazać, że będą wypadać. Naładować się da, ale trzeba się mocno natrudzić, żeby nic nie wypadało. Oprócz tego żadnych większych niedoróbek, żadnych problemów, wszystko spasowane, nie odstaje. Bardzo ok. Nie jest może tak ładny jak UMi Z, ale założę się, że swoich fanów też znajdzie.

W kwestii wykonania nie ma się do czego przyczepić, ale tylko na pierwszy rzut oka. Niestety, ale przez kilka tygodni testów, w dodatku nie jakoś przesadnie wyczynowych, z aluminiowej obudowy zaczęła schodzić farba. Niby można się czegoś takiego spodziewać, bo nie używałem żadnego futerału, „etuja” ani temu podobnych, ale z drugiej strony, po kieszeniach ani gruzu, ani gwoździ nie nosiłem, stąd tempo zużycia nieco zaskakuje. Kolejna rzecz, która średnio przypadła mi do gustu, to nieco wystający ponad obudowę aparat. Żeby nie wiem jak się człowiek starał, to raczej nie uda się uniknąć zarysowań, które z czasem pewnie powstaną. Bez ubranka raczej nie przejdzie.

Wyświetlacz

Według doniesień, wyprodukowany przez Sharpa, 5,5-calowy wyświetlacz, wykonany w technologii LTPS (podobnie jak na przykład HTC One X, czy Iphone 5) nie sprawiał na początku żadnych problemów. Do tego Full HD, 441 ppi, bardzo żywo odwzorowane kolory i dobre odświeżanie. Miód z malinami. Rewelacja… no chyba, że wyjdziemy na zewnątrz. W ostrym świetle, czy w mocno słoneczny dzień już tak różowo nie jest i zobaczenie czegokolwiek na ekranie bywa nieco utrudnione. Nie ma na to żadnej rady i trzeba dziarsko udać się do cienia czy przysłonić ekran ręką, żeby sprawdzić smsy.

Nieco gorzej wygląda sytuacja jeśli chodzi o dotyk. Widać to szczególnie na krawędziach. Nie za dobrze skalibrowany, albo zwyczajnie słaby, bo często zdarza się, że nie da się czegoś kliknąć za pierwszym podejściem i walimy paluchem w ekran jak co bardziej zdenerwowany kierowca we własne czoło, zaraz po wyminięciu okutanego w dresy kierowcy Bolidu Młodzieży Wiejskiej. Zważywszy na potwornie mocne możliwości tej jednostki, w grach nieco lewo działający dotyk może sprawić, że nerwy będą sięgały wyżej niż byśmy chcieli. Wyświetlacz sprawia też wrażenie, że jednak ktoś pomyślał nad designem i ścięcia oraz krągłości są bardzo dobrym dopełnieniem kształtu obudowy. Szkoda, że ten dotyk nie działa tak jak powinien.

Z kronikarskiego obowiązku muszę też wspomnieć, że egzemplarz testowy, po zaledwie dwóch tygodniach użytkowania, tak jak wspominałem, bez ekscesów i zupełnie niewyczynowo, zaczął wypalać piksele. Nie ma tego wiele, nie zawsze to widać, ale jednak jest i prowadzi do dość poważnej frustracji w chwili, gdy w czasie gry piksel wyłazi jak Straż Miejska do wypełnionego studentami parku.

Ciekawą i rzadko spotykaną opcją w ustawieniach wyświetlacza jest możliwość ręcznego skalibrowania akcelerometru i czujnika zbliżeniowego. Poza tym, klasycznie, jak to w Androidzie.

 


SPIS TREŚCI:

  1. WSTĘP | WYGLĄD I WYKONANIE | WYŚWIETLACZ
  2. OPROGRAMOWANIE I FUNKCJE
  3. APARAT | WYDAJNOŚĆ I MULTIMEDIA | BATERIA
  4. OPAKOWANIE I ZAWARTOŚĆ | SPECYFIKACJA | PODSUMOWANIE | PLUSY I MINUSY

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

4 replies on “Recenzja UMi Plus E. Potwór. Niestety z każdej strony”

  • 5 maja 2017 at 03:23

    A co myślisz o tych nowych Mediatekach Helio – po prostu zmienili nazwę czy faktycznie pojawił się godny konkurent dla Snapdragonów?

    • 5 maja 2017 at 10:51

      Z tego co kojarzę, najnowszy obecnie układ od MediaTeka to Helio X27. Akurat taki układ ma UMi Z, którego mam na testach, więc sprawdzę niebawem jak sobie radzi. Ale wracając do układu, tak naprawdę to ta sama technologia co Helio X20 czy X25, a producent podkręcił tylko rdzenie i grafikę. To bardziej konkurent dla takiego Snapdragona 820 niż najnowszych jednostek, ale być może zmieni tą sytuację Helio X30.

      • Paweł Krzyżewski
        19 lutego 2018 at 13:24

        szczerze to zraziłem się do tego telefonu, i nie zamierzam go już kupić, dzięki za recenzje, dobra była, i dzięki temu uchroniłeś mnie przed „stratą” kasy na to urządzenie 😀

        • 19 lutego 2018 at 14:42

          I prawidłowo, nie dziękuj 🙂 Recenzje takie właśnie powinny być, powinny pokazać czy coś warto kupić czy obok czego przejść obojętnie, a nie „weź to kup, bo mi zapłacili żeby tak napisać”.