Pewnie niektórzy z Was myślą, że nic powyżej smartfona, którego nazywa się flagowcem już nie ma. I tutaj muszę Was zmartwić, bo jesteście w błędzie. Pomijam już fakt większej wersji jak to jest chciażby w przypadku Huawei P10 i Huawei P10 Plus, bo w sumie takie smartfony możemy traktować na równi. Ale są jeszcze takie specjalne modele, które śmiało można nazwać mianem super-flagowca. Często lepsze, bardziej prestiżowe i rzecz jasna droższe. Takim jest właśnie Huawei Mate 9 Pro.
Mate 9 Pro to dowód na to, że Huawei też potrafi. Może zrobić smartfon z najwyższej półki, prestiżowy jak nigdy, z zakrzywionym szkłem na ekranie jak u samsungowej konkurencji i wysoką ceną. Myślę, że jest to smartfon, który ma mieć bardziej znaczenie wizerunkowe, niż to, by bić rekordy sprzedaży. Śmiało trzeba powiedzieć, że to smartfon nie dla wszystkich, bo w końcu nie każdy może pozwolić sobie na wydatek wielkości 3500 złotych na smartfon (a zaraz po premierze nawet 3800 złotych), ale smartfon na tyle dobry, że będziemy chcieli pokazywać go wszędzie. Co ciekawe, mimo tego, że Huawei Mate 9 Pro swoje kosztuje to nie można nazwać go tym najdroższym od Huawei’a. Miano takie nosi niemal ta sama wersja smartfonu, ale z logo Porsche Design na obudowie i kwotą, która swego czasu miała szóstkę z przodu.
Do jakości wykonania ciężko jest się przyczepić nawet jakbym bardzo chciał.
Obudowa jest perfekcyjnie spasowana, solidna i wykonana z dbałością o każdy szczegół. Jest też tak wyprofilowana, by smartfon, mimo 5,5-calowego ekranu wygodnie leżał w dłoni. Obudowa z tyłu jest zaokrąglona na dłuższej krawędzi w taki sposób, że tworzy symetryczne odbicie tego co jest po drugiej stronie, czyli zakrzywionego szkła na ekranie. Huawei Mate 9 Pro jest dostępny w dwóch kolorach, ale mam nieodparte wrażenie, że bardziej pasuje do niego ten jaki widzicie na zdjęciach. Biorąc pod uwagę to ile ten smartfon kosztuje i do jakiej grupy odbiorców jest skierowany to właśnie złoty kolor jest najbardziej odpowiedni i wcale nie miałbym za złe Huawei’owi tego, jeśli wypuściłby tylko taką wersję kolorystyczną.
Być może wiecie, że nie przepadam za złotymi smartfonami, ale przy tym muszę zrobić wyjątek, bo taki wariant Huawei Mate 9 Pro jaki testowałem może się podobać. Złoty jest z tyłu i złoty jest też przedni panel, ale jednak trzeba tutaj wspomnieć o pewnych różnicach, bo przód i tył nie wyglądają tak samo, co niektórym osobom może nie przypaść do gustu. Ja akurat podchodzę do tego neutralnie. Pierwsze o czym muszę napisać to fakt, że odcień złotego z tyłu jest nieco inny jak z przodu i może zdjęcia tego tak nie oddają, bo wdarło się lekkie przekłamanie w kolorach, ale tył jest bardziej połyskujący, jaśniejszy i tak jakby przetarty wzdłóż krótszej krawędzi. Paluchów i zabrudzeń nie widać, ale zarysowania, szczególnie te widoczne pod światło już tak. Z przodu jak się dobrze przyjrzymy to zauważymy poziome linie. Jedyne co mi nie pasuje i co w sumie trochę szpeci urządzenie to paski od anten, które mocno się wyróżniają.
Porównując wersję Pro do standardowego Huawei Mate 9 (pomijając już to, że Pro jest mniejszy) od razu zauważymy kilka zmian w rozmieszczeniu elementów. Przede wszystkim czytnik linii papilarnych, który z tylnej obudowy powędrował pod ekran i jest ukryty w przycisku Home. Aparat wygląda identycznie, ale inaczej ułożono laserowy czujnik pomiaru ostrości i diody doświetlające – pierwszy znajduje się pod aparatem, a diody tuż nad nim. Jest tam też dodatkowy mikrofon. Można stwierdzić, że przyciski są w standardowym miejscu, bo na prawym boku, a tam gdzie w niektórych smartfonach jest przycisk głośności (czyli na lewej krawędzi) umieszczono szufladkę na karty. Przyciski chodzą dobrze, a trzymając smartfon w prawej dłoni przycisk zasilania jest „pod kciukiem”.
Najbardziej upakowany jest spód telefonu, bo znajduje się tak mikrofon, gniazdo mini jack 3,5 mm, centralnie umieszczone symetryczne złącze USB Type C i obok niego głośnik, niestety mono. Można byłoby pomyśleć, że do szczęścia brakuje tylko nadajnika IR, ale nie, taki też jest i znajdziemy go na górnej krawędzi. Smartfon śmiało może zastąpić pilot do telewizora.
W przypadku ekranu trzeba skupić się przede wszystkim na trzech kwestiach – rodzaju matrycy, rozdzielczości i zakrzywieniu ekranu.
Skoro smartfon można śmiało sklasyfikować powyżej flagowca to można oczekiwać też świetnych parametrów ekranu i nie inaczej jest w przypadku Huawei Mate 9 Pro. Warto zaznaczyć, że mamy tutaj matrycę AMOLED, która jest rzadko spotykana w smartfonach Huawei’a, więc poniekąd można uznać ją za exclusive, przekątną 5,5 cala i wysoką rozdzielczość 2560 x 1440 pikseli. Same parametry świadczą o wysokiej jakości wyświetlanego obrazu i tak też jest w rzeczywistości. Obraz jest ostry i szczegółowy (w końcu ppi wynosi ponad 530), czytelny, ma żywe, nasycone kolory (choć nie tak jak w topowych smartfonach od Samsunga) i świetne kąty widzenia. Dzięki takiej a nie innej matrycy wyświetlacz jest widoczny w słoneczny dzień. Nie mam też większych zastrzeżeń do jasności minimalnej jak i maksymalnej.
Pozostaje jeszcze kwestia zakrzywionego ekranu z czym zawsze mam mały problem, bo po prostu nie przepadam za jakimkolwiek wykrzywianiem tego co jest z przodu. Tutaj szkło jest zaoblone na krawędziach, a pod ekranem umieszczono przycisk Home i właśnie z tego powodu często porównuje się Mate’a do samsungów w wersji edge. W rzeczywistości krzywizna jest znacznie mniejsza niż chociażby w takim Galaxy S7 edge, dlatego też zakrzywienie to tylko element wiuzualny, coś co ma przyciągać wzrok i zainteresowanie. Nie znajdziemy tutaj żadnych funkcji związanych z krawędziami jak to ma miejsce w edge’ach, no chyba, że zaliczymy do tego animacje na ekranie blokady, których w zasadzie mogłoby nie być.
Szkło to Gorilla Glass 3 co może Was nieco zaskoczyć, ale według mnie to dobre posunięcie ze strony Huawei’a, bo przynajmniej ekran tak mocno się nie rysuje. Miłym dodatkiem jest fakt, że na ekranie fabrycznie jest naklejona folia ochronna, która co ważne, mocno trzymała się też zaokrąglonych krawędzi. Szkoda tylko, że komuś omskła się ręka i folia była naklejona o ten milimetr za nisko.
SPIS TREŚCI:
No Comments