Powerbank, to coś rozpowszechnione równie mocno co syfilis w czasie wojny, absurdy w sejmie czy janusze w klapkach w drodze na Giewont. Nawet jeśli ktoś nie używa tego dobrodziejstwa współczesnej technologii to znajdzie się taka osoba, która ma dwa powerbanki w plecaku i jeszcze trzy w szufladzie, więc wszystko się wyrównuje. A co się dzieje jak takie ustrojstwo pokaże taka firma jak Tesla? Szaleństwo, proszę państwa, poplątane z zaskoczeniem jeśli spojrzymy na cenę.
Szanuję i podziwiam trochę Teslę za to jakie mają tam pomysły, jak dążą do celu i co do tej pory pokazali, poniekąd zmieniając i rozpędzając rynek samochodów elektrycznych, o lotach w kosmos nie wspominając. Ale to żeby podniecać się jakimś powerbankiem tylko dlatego, że jest to Tesla? Bez sensu, tym bardziej, że gdyby takim akumulatorkiem (bo ze względu na niską pojemność inaczej się tego nie da nazwać) pochwalił się jakiś inny producent samochodów to jestem pewien, że takiego „zamieszania” by nie było.
O czym mowa? O powerbanku od Tesli, to już wiemy. O powerbanku, który ma, uwaga, 3350 mAh. I w końcu, o powerbanku, który kosztuje 45 dolarów, czyli ponad 160 złotych. A to wszystko tylko dlatego, że powerbank jest oparty na ogniwie 18650, które pochodzi z samochodów Tesli i ma taki „teslowy” design. Jedynym plusem jest chyba to, że ma na stałe przymocowane dwa kabelki do ładowania iPhone’a i jakiegoś smartfona z microUSB.
Powerbank Tesla o pojemności 3350 mAh / fot. Tesla
Nikomu do portfela nie zaglądam, więc jeśli kogoś stać na Teslę to taki akumulatorek kupi sobie bez zająknięcia, choćby miał go użyć raz, a potem wrzucić do schowka i zapomnieć. Jakiś mega podniecony fan też pewnie zdecydowałby się wydać prawie 50 dolców na „jeden zastrzyk energii”, ale rozsądna osoba trzy razy się zastanowi, bo w końcu można
I wiecie co jest najśmieszniejsze? Bardziej przypomina mi to flakon na perfumy niż powerbank i mogę się założyć, że Tesla zbiłaby na tym fortunę, gdyby pokazała właśnie to, na przykład o zapachu passata w tedeiku.
źródło: Tesla, 9to5mac
7 replies on “Hajs się musi zgadzać, czyli powerbank od Tesli”
Właśnie jestem w USA i ludzie tu zarabiają po $40 dolarów na godzine, więc moim zdaniem cena nie jest taka zła, aby wyśmiewać, aż tak ten powerbank…
Ja patrzę z perspektywy Polski, polskich zarobków czy tego, ile tego ile taki powerbank powinien kosztować.
a ja zacząłem patrzeć z ich perspektywy, że u nich nie ma narzekań – jak coś się podoba to biorą, oni żyją na poziomie, powerbank mophie kosztuje po $20 to czemu oficialny od tesli nie może być drozszy, jeśli to wciąż dla nich są grosze…
To nie jest tak, że Elona Muska poj*bało, to po prostu my zarabiamy grosze…
Najlepiej patrzeć z perspektywy całego rynku czyli brać pod uwagę to co oferuje konkurencja.
Jak by patrzyli na konkurencje to by nie robili elektrycznych aut. Macbooki powinny być o połowe tańsze ideąc tym tokiem myślenia
No i spoko ale microusb? Taki wizjoner, a nie wie, że każdy nowy flagowiec wychodzi już z usb-c?
Od tej strony do tego nie podszedłem, ale masz stuprocentową rację. Powinno być USB Type C albo przelotka na taką wtyczkę.