Klawiatura Tracer Gamezone Mecano Pro trafiła w moje ręce już spory kawałek czasu temu. Przeszła większą część standardowych procedur testowych, bo przecież nie mogę Wam pisać głupot, bez sprawdzenia sprzętu. Zanim jednak doszło do finalnego napisania recenzji, stało się coś, co sprawiło, że ja zamarłem, a Naczelnego chciała nagła krew zalać.
Co wspólnego mają ze sobą:
- klawiatura Gamezone Mecano Pro,
- konsola Nintendo NES z pokaźnym kompletem akcesoriów i gier,
- konsola Nintendo SNES z jeszcze bardziej pokaźnym kompletem akcesoriów i gier,
- 11 dysków twardych różnego autoramentu, o danych nie wspomnę,
- drukarka Epson SX235W,
- wentylator Kemot 120 W,
- gitara akustyczna Ibanez V50, z zapasem dodatkowych strun oraz stroikiem elektronicznym, o ubranku ortalionowym na całość nie wspomnę,
- skrzynka narzędziowa z kompletem wyposażenia,
- tak, komplet kluczy nasadowych też,
- dwie metrowe, metalowe półki magazynowe, wraz z uchwytami,
- 8 kołków rozporowych o średnicy 6 mm,
- słoiczek po obiadku BoboVita jabłko i banan z biszkoptem wypełniony blachowkrętami,
- zasilacz do Lenovo R400?
Otóż wszystkie, jak zresztą inne rzeczy, podlegają ziemskiej grawitacji, która bezsprzecznie, cytując graczy w CS:GO to cyka, no i stało się to, co przewidujecie. Klawiatura oberwała okolicami 40 kg sprzętu rozmaitego. I gitarą. I słoiczkiem po obiadku BoboVita jabłko i banan z biszkoptem wypełnionym blachowkrętami. No się załamałem.
O czym miałem napisać?
Zanim stało się niewyobrażalne i zasypało ten bardzo przyjemny i zaskakująco tani produkt, moim złomem zbieranym przez wiele, wiele lat, było kilka rzeczy, o których zamierzałem wspomnieć.
Po pierwsze, miało być o tym, że to wcale, wbrew nazwie nie jest „mechanik”. Że to klawiatura membranowa, która ma specjalnie zaprojektowane switche, mające na celu symulowanie pisania na klikadle całkowicie umechanicznionym. Miękkie toto jak membrana, bo faktycznie nią jest, no ale co teraz zrobię? No nie mogę o tym napisać.
Miało być o budowie, rzekomo, strasznie wytrzymałej, aluminiowa (choć wyglądała na stalową) płyta, w której osadzone jest wszystko, miała za zadanie chronić to, jakże ładnie ledami świecące ustrojstwo. Mieniła się, swego czasu kolorami wieloma, migając i prężąc swoje diody, w dziewięciu trybach, zmienianych klawiszami FN + numerek. Fakt, że bez regulacji jasności, ale weź, za te pieniądze to i tak było dobrze. A teraz? Może i nie były jakoś przesadnie rewelacyjne, bo nie świeciły za mocno, ale jednak. Możliwości były, a nie udało mi się tego w recenzji zamknąć.
Na pudełku, które też ucierpiało, a wyglądało bardzo zacnie, jak to zwykle, bez zbędnego bicia piany, była informacja o anti-ghostingu. Niewprawne oko pewnie uwagi by na to nie zwróciło, ale było takie jak to w membranówkach bywa. Dało się żyć. W końcu 14-15 klawiszy naraz to się stopą naciska, a nie rękami, ale co ja tam wiem?
I za kabelek miało się producentowi oberwać, bo choć długi i odpowiednim USB zakończony, to jednak bez oplotu. I co? Na marne?
Jak miał wyglądać test?
Jak to zwykle. Klawiatura niby dla gracza, choć pisało się na niej całkiem nieźle, więc od razu „Rush B, cyka”, do tego rzecz jasna ulubiona do testów Subnautica, Warframe i Elite Dangerous. W każdej grze sprawowała się bez zarzutu, bez piszczenia i buczenia, bez spowolnień i kłopotów. Nie klikała ani za głośno ani za cicho. Było bardzo dobrze. Ale czy testy zakończyłem? No nie, bo się przecież zawaliło. No i jak mam teraz opisać pozytywne wrażenia? No jak?
Udało mi się co prawda trochę na niej napisać, ale też, mimo tego, że naklepałem się na niej jak wściekły i że wygodna była i ustawiona jak każda inna porządna klawiatura, nie zmienia to faktu, że dostała tak strasznie.
Co dalej?
No niestety, co się stało, to się nijak odstać nie chce. Nawet przypięta na stałe, plastikowa podkładka na nadgarstki nie pomogła. Uderzenie, które przy okazji skasowało jedną stacjonarkę, na której odbywały się testy, nim zakończone – dające fenomenalny stosunek jakości do ceny, bo około 120 złotych to naprawdę nie jest źle. A przynajmniej nie było. Trzeba będzie pewnie odkupić, bo się Naczelnemu żyłka rozpruje ze złości i będę widział.
Tutaj należą się Wam, naszym drogim czytelnikom, serdeczne przeprosiny z mojej strony. Kłaniam się w pas i obiecuję poprawę. Następne testy odbędą się w warunkach, w których sprzęt nie będzie zagrożony niczym. W miejscu, gdzie będzie można rzetelnie i prawidłowo ocenić, czy można dane urządzenie polecać. Tutaj miała być naprawdę porządnie i ciekawie zrobiona recenzja. Nie mogę jej napisać. No nie da się. Nie ma absolutnie szansy bym mógł napisać to co planowałem, że pięć z plusem, rewelacja i marsz do sklepu. Z klawiaturą, która oberwała, z mojej poniekąd winy, to niedopuszczalne.
Teraz jak już mamy wyjaśnione dlaczego recenzja klawiatury Tracer Gamezone Mecano Pro nie może pojawić się na łamach Galaktycznego, lecę składać do kupy to, co udało się uratować z oberwania i jeszcze raz przepraszam. Nie wiem jak oddam klawiaturę Naczelnemu tak, by mnie wzrokiem nie zastrzelił, ale fakt, że mimo oberwania się regału udało się na niej te przeprosiny napisać i jedyne co się stało, to jedna, dość głęboka rysa na podkładce pod nadgarstki, uznam za okoliczność łagodzącą.
Normalnie, to tu byłoby podsumowanie
I pewnie wystawiłbym tej klawiaturze fenomenalną ocenę. Jedyne co mogę teraz, to powiedzieć, że wytrzymuje uderzenie, wymienionym na początku sprzętem, z ponad metra. Może i nie recenzja, ale jeśli to nie zachęca do kupna, to ja nie wiem co zachęci.
No Comments