Po zimie zawsze przychodzi czas na wiosenne porządki. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nie wziął już w obroty jakiegoś odkurzacza czy choćby zwykłej ściereczki, by dokładniej gdzieś posprzątać. Ja już mieszkanie mam za sobą, ale wnętrze samochodu po kilku tygodniach aż prosiło się o większe zainteresowanie. Tym bardziej, że w trakcie zimy dokładniej sprzątałem tam tylko raz. I tutaj pojawiła się propozycja od firmy Electrolux. Jak to się mówi, mogłem usmażyć dwa schabowe na jednej patelni, czyli dokładniej rzecz ujmując – posprzątać samochód w środku i jednocześnie sprawdzić jak poradzi sobie z tym odkurzacz Electrolux Ergorapido.
Co to w ogóle jest za odkurzacz?
Mimo tego, że temat tego artykułu jest stricte określony, to myślę, że trzeba napisać coś więcej o samym odkurzaczu, który dane mi było używać przez ostatnie dni. Ergorapido to pionowy odkurzacz bezprzewodowy, który występuje w kilku wersjach. Do mnie trafił model Electrolux Ergorapido EER7ALLRGY co oznacza, że w standardowym wyposażeniu jest jeszcze specjalna turboszczotka z promieniami UV, która poradzi sobie nie tylko z kurzem, ale też z alergenami na niemal wszystkich powierzchniach.
Odkurzacz ma dwuczęściową budowę co oznacza, że z głównego korpusu możemy wyjąć odkurzacz ręczny, gdy przykładowo musimy posprzątać blat w kuchni, łóżko czy właśnie jak w moim przypadku wnętrze samochodu. Miałem już w swoich rękach kilka tego typu odkurzaczy, ale według mnie ten jest przede wszystkim najładniejszy i ze względu na to, że silnik i pojemnik na zanieczyszczenia znajduje się niżej, najbardziej poręczny. Choć przyznam, że przydałby się kawałek gumowego tworzywa na rączce, by pewniej trzymała się dłoni. Zauważyłem też, że taki odkurzacz łatwiej jest odstawić na miejsce i nie chwieje się jak te z silnikiem u góry. Ergorapido jest też bardzo lekki, bo cały waży około 3,5 kg, ale gdy wyjmiemy go z obudowy to mamy tylko trochę ponad kilogram. To właśnie wpływa na łatwość manewrowania i sprawia, że nie czujemy zmęczenia, gdy przelecimy nim kilkupokojowe mieszkanie.
Odkurzacz możemy wyjąć z obudowy jednym kliknięciem i w zasadzie jednym ruchem wsadzić go z powrotem na miejsce. Ma wyraźny, trzystopniowy wskaźnik baterii, dwa przyciski na rączce do uruchamiania i zmiany trybu pracy, a do tego wygodną i niewiele większą stację dokującą, która wygląda trochę tak jakby odkurzacz ładowała bezprzewodowo.
Muszę przyznać, że w takich czysto domowych warunkach sprawdza się zaskakująco dobrze i coraz częściej po mojej głowie chodzi myśl, że taki model mógłby w końcu wskoczyć na miejsce mojego standardowego odkurzacza. Tutaj jednak istotna jest inna kwestia – jak taki Electrolux poradzi sobie podczas sprzątania samochodu? Mam nadzieję, że na to pytanie udało mi się odpowiedzieć, więc czytajcie dalej.
Jak sprawdza się w samochodzie?
Zazwyczaj, gdy nadchodził dzień sprzątania to zabierałem samochód na pobliską stację benzynową i korzystałem z tamtejszego odkurzacza na złotówki. Ale nikogo nie zaskoczę jak napiszę, że lepiej samemu wyzbierać palcami wszystkie ziarenka piasku niż tracić kasę na tak mało wydajną „technologię” jaką tam oferują. W przypadku Electroluxa w zasadzie nigdzie nie musimy jechać, bo wystarczy wypiąć sprzęt z korpusu (oczywiście sprawdzając wcześniej czy odkurzacz jest naładowany), zejść do samochodu, nawet jeśli ten stoi przed blokiem i zacząć sprzątanie.
Ale po kolei. Postanowiłem zrobić krótki test na zasadzie porównania, gdzie pokażę jak moje dywaniki w samochodzie wyglądały przed, a jak po sprzątaniu. Umówmy się, to przede wszystkim pod nogami (a przynajmniej tak jest u mnie) zbiera się najwięcej brudu i to właśnie wyczyszczenie tych miejsc zabiera najwięcej czasu. I czas też tutaj ma swoje znaczenie, bo odkurzacz działa bezprzewodowo, na wbudowanym akumulatorze, gdzie czas pracy jest jednak ograniczony. Producent deklaruje, że wytrzyma do 45 minut, ale jak się niżej dowiecie, było trochę inaczej. Stan zabrudzenia moich dywaników i miejsca obok nich oceniłbym na 6 w 10-stopniowej skali, bo przez kilka tygodni zdążyło się już nanieść sporo zanieczyszczeń w postaci piachu i paprochów, o które nie trudno w miesiącach takich jak styczeń czy luty.
Zanim jednak zabierzecie się na dobre za sprzątanie warto pomyśleć o zakupie dedykowanych końcówek do bardziej precyzyjnego odkurzania. Można to zrobić krótką ssawką z czerwonym włosiem dołączoną do zestawu, ale jednak wygodniej i lepiej jest z dodatkowym zestawem akcesoriów, który widzicie powyżej. Z jednej strony jest to trochę dziwne, że takich elementów nie ma w komplecie, ale z drugiej, nie jest to jakiś spory wydatek, więc można zamówić je osobno. Zestaw KIT360+ kosztuje około 75 złotych i zawiera elastyczną rurę, coś w rodzaju adaptera oraz szeroką i wąską ssawkę, a do tego jeszcze wszystko zapakowane jest w pudełko.
Ok, zaczynamy odkurzanie. Zmontowałem coś takiego jak widać poniżej, czyli trochę pomieszałem akcesoria, które miałem do dyspozycji – te, które znalazłem w pudełku z odkurzaczem i te z dodatkowego zestawu. Do odkurzacza doczepiłem rurę, a na jej końcu dołożyłem końcówkę ze standardowego zestawu. W razie konieczności zdejmowałem lub zakładałem nasadkę z czerwonym włosiem. Taki setup był według mnie najbardziej odpowiedni, by w miarę dokładnie wyczyścić dywaniki i mieć dojście do zakamarków np. w okolicy fotela. Mogłem też położyć odkurzacz na fotelu, by manewrować tylko samą rurą z końcówką, co było znacznie bardziej komfortowe.
Zacząłem może trochę na odwrót, bo od miejsca pasażera. Tam przeważnie jest mniej roboty, szczególnie dlatego, że znacznie częściej jeżdżę sam. Nie ukrywam, trzeba było przejechać kilka, a nawet kilkanaście razy w jednym miejscu, by wszystko ładnie wciągnęło, ale to jest też uwarunkowane tym z jaką dokładnością chcemy posprzątać i jak bardzo dywaniki były zabrudzone. Dopiero po około 10 minutach przerzuciłem się na miejsce kierowcy i tam było znacznie więcej „machania”. Brud wszedł na tyle głęboko, że trzeba było się trochę postarać by efekt był zadowalający. Tutaj lekkim utrudnieniem był też podwójny materiał, gdzie piach zbierał się przy krawędziach, ale kilka ruchów samą końcówką i jakoś się udało.
Efekt „przed i po” możecie zobaczyć na poniższych zdjęciach:
Odkurzaczowi nie brakowało mocy i skutecznie połykał kolejne partie zanieczyszczeń. Pracował równomiernie mimo tego, że w pojemniku już trochę drobinek się uzbierało. Wiadomo, że z profesjonalnym pistoletem do czyszczenia (tak zwanym tornadorem) nie może się równać, ale sprawdzi się jeśli w sobotnie popołudnie chcemy całkiem dokładnie przeczyścić wnętrze samochodu.
W tak zwanym międzyczasie, między jednym, a drugim dywanikiem, przejechałem też po fotelach. Tu jednak nie było wielkiej filozofii, bo fotele były skórzane, więc szybko wciągnęło kurz ze szczelin i zagięć. Tutaj przydała się wspomniana już czerwona szczotka.
Pewnie zastanawia was to, ile taki odkurzacz pociągnął na jednym ładowaniu i czy udało się odkurzyć całe auto? I tak i nie. Po pierwsze, nie musiałem zajmować się mniejszymi dywanikami z tyłu, bo po prostu były czyste i nie wymagały odkurzania. Jest to jednak sprawa mocno osobista, bo jak już napomknąłem, najczęściej przemieszczam się samochodem bez towarzystwa, a nawet jeśli, to rzadko kogo zapraszam do tyłu.
Odkurzacz wystarczył na około 25 minut pracy na „pełnych obrotach” i bez większej przerwy.
Po drugie, to właśnie czas pracy. Mnie 25 minut wystarczyło, by doprowadzić przestrzeń z przodu do naprawdę czystego efektu. Jestem zadowolony, ale też dokładny, więc zdaję sobie sprawę z tego, że gdybym chciał jeszcze w taki sam sposób odkurzyć miejsca z tyłu, na pewno zabrakłoby mi energii w odkurzaczu. Myślę jednak, że robiąc to w miarę regularnie, a nie „od wielkiego dzwonu” to jesteśmy w stanie odkurzyć całe wnętrze za jednym zamachem. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że razem z bagażnikiem.
Co chciałbym, żeby poprawiono?
Można pisać tutaj o jeszcze mniejszej wadze czy dłuższym czasie działania, ale prawda jest taka, że z roku na rok te parametry w takich odkurzaczach są ulepszane. Kiedyś pionowe odkurzacze działały tylko na kablu, teraz są bezprzewodowe, kiedyś działały 10 minut, a teraz nawet dwa, trzy razy dłużej i to na pełnej mocy. Nie jest to więc coś co usilnie chciałbym zmienić, ale mimo wszystko czekam na czasy, gdy po jednym ładowaniu taki odkurzacz będzie działał minimum godzinę.
Rzeczy, które chciałbym żeby w przyszłości ulepszono są tak naprawdę tylko dwie. Liczę na to, że czas ładowania kiedyś będzie znacznie krótszy, bo aktualne 4 godziny w przypadku testowanego Ergorapido to ciut za długo. Tym bardziej jeśli odkurzacz wyładuje się w trakcie sprzątania, a my szybko chcemy je dokończyć. Z drugiej jednak strony w niecałe pół godziny jesteśmy w stanie wysprzątać około 50-metrowe mieszkanie czy cały samochód, może nie super dokładnie jak przed świętami, ale możemy. Życzyłbym sobie też, by taki bezprzewodowy odkurzacz miał jeszcze większą moc ssania. Jeszcze, bo ta aktualna, akurat w tym modelu jest na tyle duża, że ja jestem jednym krokiem bliżej właśnie takiego bezprzewodowego sprzętu niż klasycznego odkurzacza z rurą i workiem.
A po odkurzaniu… obowiązkowe czyszczenie
Mam wrażenie, że sporo osób macha na to ręką, ale ja mam tylko jedną radę – warto wyczyścić pojemnik i filtr po każdym odkurzaniu, a nie odkładać tego „na potem”. Działa to jednak trochę inaczej niż w odkurzaczu z workiem w środku i moim zdaniem po prostu trzeba bardziej o to dbać. Zwłaszcza, że to wcale nie jest trudne i jakoś strasznie czasochłonne.
Wygląda to tak, że wyjmujemy pojemnik, odbezpieczamy filtr i wyciągamy go ze środka. Wysypujemy zanieczyszczenia do kosza i czyścimy filtr i siatkę. Możemy to zrobić nawet pod bieżącą, ciepłą wodą, ale musimy pamiętać, by przed ponownym użyciem wszystko (a przede wszystkim filtr!) dokładnie wysuszyć. Ja tak zrobiłem, dodatkowo jeszcze przecierając wnętrze pojemnika wilgotną szmatką i całość wygląda jak nowe.
Czy warto?
Przyznam szczerze, że ja się z tym odkurzaczem bezprzewodowym polubiłem i ciężko będzie się z nim rozstać. Jest nowoczesny, wygodny, funkcjonalny i mimo kilku rzeczy, które można jeszcze poprawić, chciałbym mieć taki w swoim domu. I rzecz jasna w samochodzie, bo test przeszedł śpiewająco, co zresztą mogliście zobaczyć na załączonych tutaj zdjęciach. Skoro tak sobie z tym poradził to śmiało można go używać nie tylko do sprzątania domu, ale też wnętrza w aucie.
Wpis powstał we współpracy z firmą Electrolux
EER7ALLRGY
Electrolux Ergorapido
Odkurzacz bezprzewodowy
Odkurzacz do samochodu
Odkurzacz na baterię
Odkurzacz w samochodzie
2 replies on “Odkurzacz Electrolux Ergorapido poradzi sobie nie tylko z podłogą. Za co pokochają go kierowcy?”
Artykuł sponsorowany. A odkurzacz beznadziejny. Odradzam zakup bo wyrzucone 1200 zł
Tak, tekst powstał przy współpracy z firmą Electrolux, co zresztą jest dokładnie napisane, ale to jedyna rzecz, która zgadza się z twojego komentarza. Możesz rozwinąć swoją myśl, dlaczego jest tak jak napisałeś? U mnie się sprawdził i ten tekst napisałbym dokładnie tak samo nawet gdyby nie była to współpraca partnerska. I poza tym, rzeczywiście 1200 złotych „wyrzuciłeś”, bo ten odkurzacz można kupić trochę taniej 🙂