Co prawda sprzedaż tabletów w ostatnich latach nieubłaganie spada, ale wciąż znajdują się tacy, którzy decydują się na zakup „dachówki”. Do pracy. Do rozrywki. Dla najmłodszych i tych podeszłych wiekiem. Są bowiem takie sytuacje gdzie ośmio- lub więcej calowe urządzenie sprawdzi się znacznie lepiej niż najdroższy nawet smartfon. Mobilne granie jest jedną z nich.
Tabletów używam już od czasów kiedy reklama na Polsacie powiedziała mi:
Jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego.
Wiem, że wielu z was preferuje posiadanie jednego, dużego smartfona, który sprawdzi się w każdej sytuacji, choć w żadnej nie będzie „debeściakiem”. Można na tym oglądać film? Można! Coś poczytać? A jakże! Da się zabrać ze sobą na krótki jogging? Z pewnością!
Ja tam jednak wolę mały telefon, który wezmę ze sobą wszędzie i nawet tego nie poczuję oraz tablet, w moim przypadku Xiaomi Mi Pad 4. Prawie wcale nie „pykam” na telefonie, bo sporo kierowanych jemu tytułów to mobilne platformy do wyświetlania reklam i naciągania na mikropłatności. Wolę zapłacić raz, a dobrze i potem bawić się bez przeszkód, a z reguły takie rozbudowane tytuły mocno zyskują na większych ekranach. Im właśnie (grom, nie ekranom) poświęcony jest ten wpis – zapewniającym sporo godzin zabawy bez reklam i premiującym duże wyświetlacze.
Lista jest oczywiście wysoce subiektywna i oparta tylko o produkcje, przy których sam spędziłem minimum kilkanaście godzin. Jeśli macie coś do dodania to zapraszam do sekcji komentarzy.
Wszystkie porty Beamdoga
Ciężko wybrać ten jeden najlepszy. Czyli gry na silniku Infinity, odświeżone i przeniesione na Androida. Absolutny numer jeden jeśli chodzi o stosunek jakości do ceny! Znajdziemy tam zarówno ponury świat Planescape, klasyczne fantasy w cyklu Wrota Baldura, jak i nastawione na walkę mroźne Icewind Dale. Jeśli wiecie o czym mówię to pewnie już od dawna macie to wszystko na swojej wirtualnej półce. Jeśli nie, to proponowałbym rozpoczęcie przygody właśnie od Icewinda – jest dość łatwy do opanowania i może służyć za samouczek tudzież demo pozwalające się przekonać czy jesteśmy gotowi na całą resztę.
Co do sposobu rozgrywki to w każdej z powyższych gier mamy klasyczne CRPG, gdzie w rzucie izometrycznym prowadzimy drużynę (zebraną po drodze bądź stworzoną według własnego widzimisię) do zwycięstwa. Długo by opowiadać, zamiast tego zapraszam do mojej recenzji Wrót Baldura.
Gry od Kairosoft
Podobnie jak powyżej, nie ograniczę się do jednego tytułu, bowiem chyba wszystkie gry wychodzące spod młotka Kairosoftu to te same rozpikselowane symulatory różniące się jedynie tematyką. W Game Dev Story rozwijamy firmę produkującą gry wideo, w Ninja Village opiekujemy się osadą w średniowiecznej Japonii, zaś Dungeon Village to niemal to samo tyle, że w realiach fantasy. „Settingów” jest znacznie więcej i chyba każdy znajdzie coś dla siebie, jeśli oczywiście lubi takie zabawy ekonomiczne z japońskimi naleciałościami.
Każdą z produkcji można bardzo szybko opanować i jeszcze szybciej się uzależnić, ale tu pomaga fakt, że zazwyczaj wystarczy mniej niż dziesięć godzin by wszystko wymaksować i wrócić do rzeczywistości. Duży plus za to, że mamy do dyspozycji darmowe wersje demonstracyjne z pełną zawartością do odblokowania po uiszczeniu opłaty. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej to zapraszam tu – Rzemieślnicy z Kairosoftu.
This War of Mine
Niby gry mają bawić, ale ciężko użyć tego czasownika w stosunku do This War of Mine. Gra polskiego studia, które postanowiło pokazać okrucieństwo wojny za pomocą aplikacji stojącej na pograniczu visual novel i sandboxa. Zasady są proste – żyjemy w ruinach zbombardowanej kamienicy (sami, lub w niedużej grupie) i próbujemy przeczekać konflikt. Przeszkadzać nam w tym będą ograniczone zapasy, choroby, głód oraz pozostali uczestnicy konfliktu. Nie bez znaczenia są również nasze wybory moralne, które w ostateczności mogą doprowadzić nawet do samobójstwa. W tej grze nie opłaca się być ani aniołem, ani totalnym s*****synem.
Choć rozgrywka TWoM prowadzona jest w czasie rzeczywistym to całość opiera się na przechodzeniu kolejnych dni – z każdą dobą robi się co raz trudniej. Oprawa audiowizualna potęguje klimat, a zbieractwo i crafting wciąga, powodując syndrom kolejnej tury. Pojedynczy scenariusz to zabawa na 5 do 7 godzin, ale elementy losowe i różne postacie sprawiają, że po zakończeniu będziemy chcieli spróbować raz jeszcze. Tutaj znajdziecie pełną recenzję This War of Mine.
Stardew Valley
Gra relaksacyjna, którą już kilkukrotnie przeszedłem na PC radośnie przy tym marnując setki godzin, a obecnie ogrywam kolejny raz, tym razem na tablecie. Nawet jeśli na co dzień jesteś fanem samochodówek albo battle royale to i tak warto dać Stardew Valley szansę. Przenosimy się tam do tytułowej Doliny gdzie rozpoczynamy karierę farmera. Myliłby się jednak ten co przyrównałby SV do gier ekonomicznych pokroju Farming Simulator albo facebookowej mobilki Farmville. Czynnik ekonomiczny w Stardew pełni rolę drugorzędną, tu bardziej rozchodzi się o sielankowy klimat i relaks.
Bez znaczenia czy pracujemy od rana do nocy, czy leniwie łowimy ryby – nie chodzi o to, aby wygrać, tym bardziej, że nie możemy w żaden sposób przegrać. Deszcz za oknem, wygodna kanapa i kilka godzin do przetrwonienia to perfekcyjna kombinacja do zabrania się za Stardew Valley. Więcej o grze pod tym linkiem.
Kingdom: New Lands
Mówiąc najogólniej jak się da – Kingdom to tower defense w klimatach fantasy. Jako początkujący król zbieramy poddanych, rozbudowujemy królestwo i podbijamy nowe tereny. To wszystko oprawione ślicznym pixelartem skąpanym w niesamowicie wyglądających refleksach świetlnych. Gra za dnia prezentuje się po prostu uroczo, a prostota rozgrywki sprawia, że tytuł jest właściwie dla każdego. Sytuacja zmienia się diametralnie po zmroku kiedy to baśniowe wcześniej lasy nagle stają się jakby wyjęte z horroru, a potwory tylko czekają aż wychylimy się zza bezpiecznych murów królestwa. „Bezpiecznych” oczywiście na tyle na ile sami o to zadbaliśmy.
Niemal każdego dnia jesteśmy atakowani przez hordy chciwych stworów próbujących ograbić skarbiec i pozbawić nas korony i tylko przemyślana rozbudowa grodu pozwoli temu zapobiec. Kingdom: New Lands jest z początku bardzo łatwe, ale wystarczy mały błąd w strategii i nagle może okazać się, że wszystko stracone. To właśnie sprawia, że ta leniwa z pozoru gra okazuje się znacznie bardziej wymagająca niżby się z pozoru wydawało. Po więcej informacji zapraszam do recenzji.
Only One
Jeśli pamiętacie staruszka Pegasusa i to co oferował, to Only One może rozpalić w was iskierkę nostalgii za utraconą młodością. Ta gra równie dobrze mogłaby powstać 20 lat temu, a mimo to jest diabelnie grywalna. Zasada jest jedna: na arenie może zostać tylko jeden uczestnik. Wrogów możemy atakować mieczem oraz czarami, ale i tak najfajniej spycha się ich w przepaść. Poziom trudności rośnie lawinowo, ale jest uczciwie – z czasem nabywamy coraz to lepsze umiejętności pozwalające nam radzić sobie nawet z tłumem oponentów.
W porównaniu do pozostałych uczestników tegoż zestawienia Only One jest bardzo dynamiczna i jako taka może budzić pewne obawy co do sterowania. Właśnie z jego powodu nie polecam zabawy na mniejszych ekranach – tylko niepotrzebnie się sfrustrujecie. Dobrym rozwiązaniem jest za to zewnętrzny kontroler lub gra na tablecie. Recenzję Only One znajdziecie tutaj.
Majesty: Fantasy Kingdom Sim
Majesty to jedna z pierwszych strategii w jakie zagrałem na pececie, zaś jej mobilna wersja jest jedyną prawdziwą strategią, którą ograłem na Androidzie. Z reguły bowiem bez myszki i klawiatury ciężko gra się w takie tytuły, no chyba, że mówimy o uproszczonych, wieloosobowych wyciskaczach kabzy pokroju Clash of Clans. Rozgrywka toczy się w świecie fantasy w którym jesteśmy panem i władcą. Naszym zadaniem jest rozbudowa królestwa i najmowanie bohaterów, tak aby w kluczowym momencie zawsze był ktoś, kto ochroni nas przed potworami.
Największym wyróżnikiem serii Majesty było to, że to nie strategie per se, a symulatory. Oznacza to, że nie możemy kazać podwładnym wykonać jakiegoś zadania, a jedynie spróbować ich do tego zachęcić i modlić się aby posłuchali. Sztuczna inteligencja naszych wojaków zawsze była najmocniejszym elementem Majesty i podobnie jest na Androidzie. Niestety nigdy nie pokusiłem się o recenzję wersji mobilnej, ale tekst o oryginale znajdziecie tutaj.
Ciekawostka: jako, że wszyscy lubimy liczyć do dziesięciu to i ta lista początkowo miała być takim dekalogiem najlepszych z najlepszych.
W trakcie pisania okazało się jednak, że padłem ofiarą własnych kryteriów. Mimo, że na szybko wskazałbym i ze dwadzieścia tytułów, w które się zagrywałem, to tylko siedem z nich spełniło warunek minimum kilkunastu godzin grania. Co jednak nie znaczy, że cała reszta nie jest warta polecenia. Dlatego, jeśli powyższe gry wam nie odpowiadają, albo macie je już zaliczone to sprawdźcie również:
- Out There – kosmiczny rougelike podobny nieco do FTL (jednak bez walk), trudny bo losowy (+permadeath), ale urzekający atmosferą (tudzież jej brakiem, bo to przecież kosmos).
- Party Hard Go – symulator seryjnego psychopatycznego mordercy. Gra wybitnie tylko dla dorosłych, a ci szybko docenią skradankową mechanikę i rewelacyjną muzykę w rytmie disco/electro.
- Knights of Pen and Paper – turowy RPG w stylistyce fantasy z przymrużeniem oka, fajny i zabawny, szczególnie na krótkie posiedzenia.
- Pocket City – mobilne Sim City, gra ekonomiczna polegająca na budowaniu własnego miasta, tak aby wszyscy mieszkańcy (i sam prezes) byli zadowoleni.
- Little Stars 2.0 – prosta acz wciągająca gra logiczna, dobra również na telefon – opanowujemy kolejne planety aby przyspieszyć produkcję floty i wyprzedzić przeciwników w wyścigu o przejęcie kontroli nad całym systemem.
- Doom & Destiny – CRPG w japońskim stylu, czyli zwariowana historia, dziwaczne postacie, ratowanie świata i sporo grindu. W mojej opinii lepsza od D&D Advanced, ale jak podejdzie to można spróbować także sequel.
- Tiny Guardians – trzecia „minigierka” w tym zestawieniu. Mimo (opcjonalnych) mikropłatności całkiem przyjemnie mi się grało w tę tower offense. Ładna, czytelna grafika i krótkie misje to jej główne zalety.
- CastleMine – a tu z kolei tower defense. Są reklamy i są mikropłatności więc pomimo tony grywalności nie wrzuciłem CM do głównego worka. Ale mimo to radzę wypróbować, również na telefonie. W grze kopiemy lochy i stawiamy pułapki, bo z każdym kolejnym piętrem pojawiają się nowi, silniejsi wrogowie. Masa plansz i ulepszeń gwarantuje niemal natychmiastowe uzależnienie.
- Heroes 3 – wielki nieobecny na powyższej liście. Herosów zna chyba każdy, to przecież jedna z najlepszych gier wszech czasów. Do powyższej listy się nie załapała tylko z powodu ograniczonej dostępności. Co prawda, Ubisoft wydał wersję HD parę lat temu, ale nie ma jej w Google Play. Można użyć programu VCMI, jednakże nie wspominam tego najlepiej, dlatego wciąż pecet jest lepszym rozwiązaniem.
I na koniec.
Cen nie podawałem specjalnie. Rozumiem, że przedstawione powyżej gry do najtańszych nie należą, dlatego zawsze warto polować na promocje. Bardzo ułatwia to program AppSales, dzięki któremu dowolną apkę możemy dodać do obserwowanych i zostać powiadomionym w razie zniżki.
No Comments