Dzisiejsze komputery składają się ze znacznie mniejszej liczby podzespołów niż te za czasów mojego pacholęctwa. Akcelerator 3D, modem, karta rozszerzeń PCI – obecnie te nazwy brzmią jak czarna magia. Dość powiedzieć, że powolutku nawet karty graficzne odchodzą do lamusa, bo co raz więcej niedzielnych użytkowników decyduje się na „integry”. A co gdyby tak wrócić do przeszłości i zainwestować w, dajmy na to, jakąś kartę dźwiękową? Sprawdziłem coś takiego jak Plextone GS3 7.1.
Pomysł nie jest tak całkiem pozbawiony sensu, gdyż jeśli tylko jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami zestawu 5.1 (albo nawet 7.1 o ile należymy do burżuazji) to może się okazać, że zintegrowany chip Realteka zwyczajnie nie dowozi. Jaki jest sens podpinania głośników za grubą kasę do taniego modułu lutowanego na płycie głównej?
Wiele lat temu, kiedy jeszcze mieszkałem z rodzicami, udało mi się uzbierać trochę grosza na zakup przestrzennego zestawu od Creative. Pamiętam, że podłączyłem to bezpośrednio do mini jacków na płycie głównej, a efekt był… rozczarowujący. Potem dokupiłem Sound Blastera na PCI i po przełączeniu się na nową kartę przez bite pół godziny fruwałem „wirtualną muchą” w oprogramowaniu sterującym. Iluzja słyszenia prawdziwego owada latającego wokół mojej głowy była niesamowita!
Urządzenie z obrazka powyżej potrafi zdziałać cuda w kwestii odtwarzania dźwięku, o ile tylko sparujemy je z porządnymi głośnikami. Niestety, sporym minusem bywa cena – 700 złotych piechotą nie chodzi i wydanie takiej fortuny na „zabawkę” jest przeważnie poza zasięgiem zwykłych śmiertelników.
To może by tak coś tańszego?
Jakiś czas temu dziwnym zrządzeniem losu trafiła do mnie karta dźwiękowa o poetyckiej nazwie „GS3 7.1”. Wizualnie ustrojstwo przypomina jakiegoś „dongle’a” typu Chromecast i jest dość duże jak na coś co wpina się do portu USB.
Jakość wykonania jest adekwatna do ceny, czyli mizerna, ale umówmy się, że GS3 to nie dizajnerska noga do monitora, którą umieszcza się w centralnym miejscu salonu pod szklaną gablotą. Miejsce tego „tegesa” jest z tyłu komputera, gdzie nawet pająki niechętnie zaglądają. Wstydu nam nie przyniesie.
Obudowa z jednej strony zakończona jest płaskim i masywnym przewodem USB, zaś z drugiej trzema wtykami mini jack. Są to kolejno (patrząc od lewej):
- do słuchawek/głośników
- do zestawu słuchawki z mikrofonem
- do mikrofonu
Obok tego na wierzchu znajdziemy dwa przyciski: jeden włącza i wyłącza mikrofon, drugi zaś jest teoretyczny o czym napiszę za chwilę. Całość wieńczy pokrętło głośności, które obraca się gładko i płynnie.
Kartę (o ile to wciąż odpowiednie słowo) podpinamy do portu naszego komputera i gotowe. Windows 10 sam wyszukał sterowniki i wszystko zainstalował, pozostało tylko wejść w ustawienia i wybrać to urządzenie jako domyślne do odtwarzania i nagrywania dźwięku. Jako ciekawostkę dodam, że próbowałem podpiąć GS3 7.1 do telefonu za pomocą odpowiedniej przejściówki, ale bez skutku. Szkoda.
Fajnie, fajnie, tylko po co mi to?
Ogółem rzecz biorąc widzę trzy zastosowania opisywanego produktu:
jako koło ratunkowe, kiedy wysiadł ci oryginalny mini jack w komputerze.
jako „oczyszczacz” sygnału w sytuacji kiedy cierpisz na słabe ekranowanie standardowych złączy.
TEORETYCZNIE możemy nieco podkręcić jakość dźwięku płynącego z głośników dzięki funkcji 7.1 Channel Switch
Jak to „teoretycznie”?
Produkt sprawdzałem w parze z głośnikami Creative Inspire T12, które już same z siebie grają mocno przyzwoicie, z głośnikiem przenośnym Earson ER-151 oraz z tanimi słuchawkami dokanałowymi.
GS3 sama z siebie nie poprawia wyraźnie jakości dźwięków płynących z komputera, a przynajmniej mi nic takiego nie udało się zauważyć na żadnym z testowanych grajków. Mimo to ewidentną zmianą na plus było całkowite wyciszenie szumów spowodowanych słabym ekranowaniem zintegrowanego modułu dźwiękowego. Szczególnie dobrze słychać to było na słuchawkach. Głośność pozostała jednak na podobnym poziomie, więc zapomnijcie o wykorzystaniu produktu Plextone jako budżetowego wzmacniacza.
Kartę zakupiłem w kwietniu tego roku i od tego czasu zwlekałem z tekstem tłumacząc sobie, że o takim drobiazgu nie warto nawet wspominać. W końcu jednak nadszedł sezon ogórkowy, wyczerpały się chwytliwe tematy, blogerzy piszą o czym się da. Tylko czekać na recenzję nogi od stołu. Ale dajmy już temu spokój, bo czas na ciekawostkę.
Mogę przysiąc, że kiedy pierwszy raz bawiłem się Gie-Es-Trójką przycisk „7.1” funkcjonował jak należy podbijając głośność, przestrzenność i basy sygnału źródłowego, a efekt był jak najbardziej pozytywny. Znaczy się w grach i muzyce, bo filmy z tym brzmiały raczej dziwnie. Tymczasem, kiedy teraz wziąłem się na poważnie do testów to jedyne co otrzymuję po wciśnięciu w/w klawisza to kompletne wyciszenie wszystkich dźwięków (mute).
Początkowo zwaliłem to na karb aktualizacji Windowsa 10, ale przeszukałem całe ustawienia i nic nie znalazłem. Potem podpiąłem kartę do komputera działającego na Windowsie 7, ostatnio aktualizowanego w okresie jurajskim. To samo.
Poszukałem sterowników po sieci, ale urządzenie niby jest Plug and Play i takowe ma wbudowane w system operacyjny. Poszperałem w internecie i faktycznie u niektórych funkcja dźwięku przestrzennego działa jak należy. Ale u mnie nie.
W tym miejscu wypadałoby napisać coś w stylu: „Jestem zadowolony, polecam!”, ale jakoś nie chce mi to przejść przez klawiaturę. Wciąż czuję się jakbym testował kabelek od ładowarki, albo jakąś przejściówkę. Tu nie ma co filozofować tylko trzeba jasno powiedzieć:
Działa dobrze, warto mieć bo może się kiedyś przydać.
Za Plextone GS3 7.1 zapłaciłem w Chinach 48 juanów co przelicza się na około 27 złotych. Tymczasem oferty na Aliexpress zaczynają się w okolicach 10 dolarów. To dosyć niedużo i o wiele mniej niż trzeba wydać na produkty uznanych marek.
UWAGA: Opisywany tutaj model nosi brand „Plextone”, ale możecie znaleźć wiele takich samych kart z innym logiem, czasem sporo tańszych. Oferują pewnie to samo, ale nie gwarantuję, że będą działać równie bezproblemowo co mój egzemplarz.
No Comments