Dawno żadnej myszy nie testowałem. Dawno też dobrej myszy nie testowałem. Czy Cooler Master, firma ewidentnie kojarząca się z czymś całkowicie odmiennym od myszek wypuściła kolejną… myszkę?. Tym razem następca modelu MM520 – Cooler Master MM530. Czy nadaje się do czegokolwiek? Albo inaczej. Do czego się nadaje?
No i teraz tak. Pierwszy rzut oka poszedł niestety w stronę mocno negatywną. Nie zajrzałem tak naprawdę nigdzie. Ani w instrukcję, ani w oprogramowanie, po prostu dorwałem się do myszy jak spragniony rottweiler do klozetu w szalenie upalny dzień, podłączyłem, odpaliłem i ze stęknięciem niezadowolenia stwierdziłem, że ciężko będzie napisać recenzję tak, by się nie pastwić. Poważnie. Mimo naprawdę fajnego wykonania, MM530 ma kilka wad, które na pierwszy strzał, dla mnie, ją zdyskwalifikowały do używania gdziekolwiek poza excelem. I jakże mi głupio z tego powodu…
Ale od początku.
Zacznijmy od tektury. Bo nie będzie za wiele do opowiadania na jej temat. Ot, karton. Czarny, z okienkiem, przez które można sobie okiem rzucić i palcem macnąć. Zdjęcia powinny dość dosadnie opisać jak niewiele można napisać o pudełku.
W ramach zawartości, to też na kolana nie powaliło. Oprócz głównej bohaterki tego tekstu, znajdziemy kawałek instrukcji drukowanej, świstek w ramach zgodności europejskiej, czy coś. Kto by to czytał? Zajmijmy się zatem.
Oj… Pany z Cooler Master. Gryzonia gamingowego na rynek puszczacie i tak bez wstydu, krzty ambicji i wbrew świętościom wszystkim przewód jedynie gumowany? No bez przesady. Oplot nie kosztuje aż tyle. Szczęściem końcówa USB jest pozłacana, więc to trochę broni, ale dosłownie o włos.
A całkiem poważnie, to mierzący 1,8 m przewód nie tylko z wyglądu nie prezentuje się najładniej, to jeszcze w dotyku jest nieco – z braku lepszego słowa – delikatny. Do tego sztywny jak dwudniowy nieboszczyk. Mój ty panie, kto to wypuścił? Daj gwintówkę, parafrazując klasyka, bo czyż nie dobija się koni? Do tego ciężkie toto jakieś, ze 100 g będzie miało, wcale nie tak lekką ręką. Wyważone jak ja po kilku zimnych. Szkoda trochę.
Ciężkie poszły argumenty na początek, nie? Wyszło takie nieszczęście z pudełka i weź się człowieku zepnij, żeby po takim pierwszym wrażeniu zmusić się, by znaleźć coś wartego uwagi. Ale nic to – Naczelny kazał, to i ja z tego przysłowiowego kamienia sok wyciskać zacznę. Pozytywy? Jak najbardziej! Cały tekst na pudełku to złoto. Bez marketingowego bicia piany i chwalenia się cudami ze strefy ze znanym numerem. Są ledy? Są, więc napisali. Rewelka, w dodatku zwięzła. Jednakże rozpieszczony gryzoniami marek rozmaitych widocznie zacząłem skreślać rzeczy nieco za szybko. Zacznijmy więc jeszcze raz…
Podtrzymując to co napisałem wyżej, choć prawda kole w me oczęta śliczne i zielone, to jednak trzeba, mysz nie prezentuje się aż tak źle. Mimo nieco sztywnego przewodu prezentuje się całkiem nieźle. Po „zapowpięciu” w bungee do myszki działa naprawdę nieźle. Na firmowych ustawieniach światełka też jakoś przesadnie nie biją po oczach, jak już zdejmiemy rękę z gryzonia. Nie jest źle na początku.
Z teoretycznych wad, MM530 jest przeznaczona wyłącznie dla graczy praworęcznych.
Niestety, ale leworęczna część populacji będzie musiała znaleźć coś innego. No chyba, że ktoś jest mocno uparty, to na pewno sobie jakoś poradzi, ale uprzedzam, że łatwo nie będzie. No, ale jak ktoś jest praworęczny, to powinien się ucieszyć jak prosiak na ulewę. Czy wygodna? Oj tak. Trochę, przynajmniej w moim przypadku, przewód ciągnął biedną na lewo i przy gwałtowniejszych ruchach przeszkadzał, ale to nie było coś, z czym nie da się żyć. Wymiarowo należy do tych nieco większych, ale jak sam producent napisał, jest przeznaczona raczej do chwytu palm, a nie claw, jak lubię, ale wcale nie jest większa od takiego, recenzowanego wcześniej Tracer Torn, więc można się spokojnie przyzwyczaić.
Żeby się nam Cooler Master MM530 lepiej w łapce trzymał, zbudowany jest z bardzo przyjemnego plastiku, który sprawia, że mysz nie „śliźnie się” w nawet najbardziej spoconej dłoni. Do tego, jakby było mało, po obu stronach jest ubrana w „plastromiodowy” wzór gumy. Jak dołożyć do tego możliwości związane z DPI, to konia z rzędem temu, co na najwyższych obrotach ją zgubi.
Dwa klawisze po lewej stronie, oczywiście konfigurowalne, są rozłożone w tak zmyślny sposób, że nawet moje zgrabiałe i wcale niezręczne paluchy mieściły się gdzie trzeba. Nie było mowy o przypadkowych klikach, które mogłyby kosztować nas życie w emocjonującej grze, albo, co jeszcze gorsze, odpaleniu spotifaja, który nie wiem czemu dopiął się do jednego z nich. Jak spojrzeć na spód, widać sensor i dwa sporych rozmiarów ślizgacze. Ot i mysz. Niby nic, nie? A co zrobić, jak jej zajrzeć do środka?
Trochę specyfikacji, ale żeby tabelek nie przepisywać, bo nie na tym to polega, to w skrócie rzeczy istotne.
Sensor to Pixart PMW3360, naprawdę mocno polecany, który oprócz naprawdę fenomenalnej precyzji nie ma, jakże popularnego w sensorach Avago, charakterystycznego „pływania”. Akceleracji też się nie uświadczy, stąd bardzo dobry wybór dla kogoś, kto chce spróbować czegoś innego, niż to co mają wszyscy.
Klikacze, a to przecież najważniejsze, to konstrukcje Omron, z przewidywaną żywotności 20 milionów kliknięć. Wiem, wiem, niektórzy i niektóre z Was z przekąsem zaczynają klepać w komentarzach, że 20 milionów klików, to się do południa robi, ale dajmy jej szansę. Wrażenie namacalne robią równie pozytywne co wersja na papierze, więc czas pokaże, czy było się z czego śmiać.
Środek uzbrojony we własną pamięć i procesor pamięta nasze ustawienia w aż pięciu profilach, które są mocno, ale to mocno konfigurowalne. Czego chcieć więcej? Bez wad nie jest, ale jak to mówili w Czarnobylu w 1986 – dobrze nie jest, ale źle też nie. Tyle dobrego w myszy za jakieś 150 złotych polskich?
MasterMouse MM530 – oprogramowanie
Dopiero po zainstalowaniu softu, którego trzeba było poszukać samodzielnie, bo przecież recenzent instrukcji czytać nie raczył, można odkryć co tak naprawdę w Cooler Master MM530 siedzi. A siedzi niemało.
Profili, to ustawiania się pod konkretne, ulubione tytuły jest aż pięć, więc na spokojnie można ustawić sobie wszystko tak, by każdy niemal gatunek gier był obsłużony jak w Amsterdamie. Każdy profil, czy rodzaj gier ma mieć swój kolor? A proszę bardzo. Trzy strefy podświetlenia, każda ustawiana osobno. Jak ktoś potrzebuje, to śmiało, działać, konfigurować. Rzecz jasna każdy z przycisków można sobie ustawić jak się chce. Tylko co zrobić, gdy sześć klawiszy to za mało?
TactiX!
W każdym z profili jeden z klawiszy można przypisać, ba, wręcz trzeba pod funkcję TactiX. Dzięki zastosowaniu takiego rozwiązania, każdy klawisz dostaje dwie opcje, a nie jedną. Dobrze mieć więcej klawiszy niż ich faktycznie jest, prawda?
Strasznie fajne rozwiązanie, chociaż wymaga odrobiny wprawy i jak mam cokolwiek doradzać, to sugeruję z całego serduszka, by wybrać w każdym profilu ten sam, bo się człowiek w ferworze pomyli, a potem niczemu niewinna mysz leci w ścianę.
Sensor, dzięki temu, że polecany z prawa i lewa i po prawdzie, naprawdę dobrze działające ustrojstwo, pozwala na ustawienie się od 100 do 12000 DPI, w odstępach po 100, zarówno dla osi X jak i Y, dzięki czemu jak ktoś będzie chciał przejść Dark Souls przy użyciu stopy, to śmiało. Na pewno da się ustawić. Ale to nie wszystko. Cooler Master MM530 pozwala na ustawienie, jakże zapomnianej momentami, czułości poza grą. To jak nam kursor śmiga w windowsie też jest ważne i nie zawsze musi być na sztywno spięte z tym, jak działa mysz gamingowa. Bardzo pozytywna opcja, stąd zasłużony plus.
To wszystko? A gdzie tam! A jakby się komuś mocno chciało grać, w takiego Warframe’a. A dlaczego to ważne? A bo w tej grze, w niektórych przypadkach, poruszanie się bez ustawionych na sztywno makr jest tak złośliwie trudne/nudne, że szkoda się za nią brać. A tu patrz. Cooler Master MM530 ma nagrywarkę osobnych makr, dla każdego profilu osobno, takich, że można sobie spokojnie dodać i kliknięcia i klawisze i nawet ruch myszką. Niesamowicie wygodna sprawa, szczególnie, że nie jesteśmy związani tym co w profilu. Jest osobna biblioteka do magazynowania tego, co nam akurat będzie potrzebne. No, żebym spuchł jeszcze bardziej, to nie mam się czego czepiać.
A jak się tego używa?
No i zależy do czego i na jakich ustawieniach. Powtarzam od zawsze i chyba zawsze będę powtarzać, że granie na 12000 DPI to kompletne nieporozumienie, stąd dla mnie wszystko powyżej 7000-8000 raczej nie ma większego sensu. Należy pamiętać, że każdy ma nieco inne potrzeby i przyzwyczajenia, więc jak komu potrzebne, to niech używa nawet więcej. Ustawiłem tyle ile mi trzeba i przeszedłem przez krótki, acz intensywny, okres testów. Do gier – bomba, choć nie bez wad. Możliwość ustawienia sobie w shooterach tego co chcę pod klawiszami myszy to wspaniała sprawa, szczególnie, dzięki użyciu TactiX’a. W grach nieco mniej wymagających w zakresie szybkości, naprawdę fenomenalna. Z jedną jedyną wadą.
Ta mysz, jest zwyczajnie za ciężka.
Ja rozumiem, że co kraj to obyczaj, ale w gryzoniu, który jest przeznaczony dla graczy, średnio wyważony jeśli o środek ciężkości idzie i bez możliwości dynamicznej zmiany wagi – to zbrodnia. Rozwiązanie? Tak. Jest. Tyle, że chyba gwarancję na myszkę szlag trafi, ale nic to, muszę się podzielić.
Okazało się, że waga tego modelu nie wynika z tego, że maszyneria w środku to odlewany mosiądz, albo ekstrakt z sumienia zbrodniarza wojennego. Jeśli jesteśmy w stanie przeżyć, że jak się coś skiepści, to zostajemy sami ze sobą, to można na spokojnie zerwać ślizgacze (w zestawie są nowe, nieużywane, NORMALNIE jakby ktoś wpadł na to, co proponuję) rozkręcić myszkę i… odkręcić blaszkę, która ważąc jakieś 15-20 gramów (nie ważyłem, podaję na oko) dociąża nam akcesorium, bo cięższe zwyczajnie wydaje się lepsze.
Cooler Master MM530 – czy warto?
Dzięki osobnej opcji regulacji prędkości kursora w Windowsie nie było sytuacji, że po zakończeniu grania, a do tego MM530 został stworzony, trzeba było bić się ze sterownikiem i ustawiać wszystkiego od nowa. Fenomenalna sprawa, mocno zaniedbywana momentami, jeśli o innych producentów chodzi. Oczywiście nie mogę nie wspomnieć o wadach. Sztywny przewód, brak oplotu, dla mnie ważne, bo staram się myszki zmieniać tak rzadko, jak to tylko możliwe, a to znacząco wpływa na żywotność całej konstrukcji. Klawisze ok, ale scroll nieco dziwny. Działa idealnie, ale materiał, z którego został wykonany jest nieco bardziej toporny niż bym chciał. To akurat coś, co trzeba samemu pomacać, ale jak dla mnie nieco za twardo, zbyt kanciasto (kanciaście?).
Bez oprogramowania prezentuje się dość poprawnie, mocne 6/10.
Tak przynajmniej wychodziło z pierwszej oceny, na świeżo. Jak już poinstalowałem co trzeba i rozpędziłem mysz na obroty, na których powinna chodzić od początku, okazało się, że nie taki diabeł czerwony, jak go oczerniają. Dzięki temu zabiegowi, klepnięciu się w zatłuszczoną klatę i wyjęciu własnego łba z otworu, w którym nie powinien się znaleźć – spokojnie ze dwa punkty w górę.
Ja polecam. Jak się komu nie podoba, to śmiało, ale to nie ja będę żałował.
No Comments