Pewnie się powtórzę, ale po prostu lubię laptopy od Huawei. Kiedyś miałem w swoich rękach MateBooka 13 i przyznam się, że po recenzji przez pewien czas śledziłem jego ceny w sklepach internetowych. Był smukły i lekki, świetnie wykonany, wydajny, dobrze przemyślany i z pewnością plusy przewyższały raptem kilka minusów. MateBook X Pro to topowy model laptopa od Huawei i właśnie pojawiła się jego nowa wersja na 2020 rok. Nowa czy odświeżona? Co się zmieniło i czemu tak drogo?
Huawei na swojej internetowo-zoomowo-onlajnowej konferencji przedstawił tyle informacji i pokazał kilka produktów, że gdyby odbywało się to na jakiś targach, to spokojnie można byłoby wszystkie nowości dawkować przez kilka dni. Jedną z nowości był flagowy notebook MateBook X Pro w jakże nowym i flagowym, zielonym kolorze. O ile akurat nowa kolorystyka osobiście mnie nie rajcuje (choć trzeba przyznać, że mocno się wyróżnia i oko przyciąga) to znacznie istotniejsze było to, co i jak zmieniło się w środku. Bo z zewnątrz… nowy jest w zasadzie kolor. I spoglądając na nowego MateBooka X Pro można stwierdzić, że Huawei nie zmienia tego co już jest… dobre.
Nowy MateBook X Pro to tak naprawdę lekko odświeżona wersja tego co już widzieliśmy.
Z zewnątrz? Kropka w kropkę jak w 2019 roku, poza oczywiście wspomnianym już zielonkawym kolorem. W środku z kolei 8. generacja procesorów od Intela została zastąpiona 10. generacją, więc pojawiły się dwa procesory: Core i5-10210U i Core i7-10510U. Bardzo podoba mi się to, że wszystkie wersje zamiast 8, będą miały aż 16 GB pamięci RAM i w zależności do wariantu 512 GB lub 1 TB na dane w formie hiper-szybkiego dysku M.2 NVMe. Szalenie szanuję też to, że ekran z proporcji 16:10 przeszedł na 3:2, co jest zmianą w dobrym kierunku. Z pewnością wygoda przeglądania czegokolwiek będzie większa.
Nie rozumiem tylko tego, dlaczego wsadzili przestarzały już układ MX250, a nie zdecydowali się na nowszy GeForce MX350. Tym bardziej, że różnica w wydajności jest zauważalna. Sprzęt jest kierowany do klasy biznesowej, ale wcale nie przeszkadza to w tym, by zainteresowali się nim graficy, informatycy, (tfu!) influencerzy czy osoby, które pracują z fotografią i wideo. Mocy raczej nie zabraknie, a i matryca jest niczego sobie.
Jaki ja mam problem z tym laptopem? Dlaczego w tytule pojawiło się to „ale”? Powód jest prosty – cena.
Za „słuszną” wersję trzeba w przedsprzedaży w Polsce wydać 8499 złotych. To sporo, nawet dla kogoś kto zarabia znacznie więcej niż to, ile ten laptop kosztuje. Przez chwilę myślałem nawet, że sytuację ratuje dodawany w przedsprzedaży smartfon Huawei P30, bo przecież jego oficjalna cena oscyluje w okolicy 2099 złotych. Taki „gratis” jest spoko, ale mam wrażenie, że dodawany jest tylko po to, by podbić wyżej cenę samego laptopa. Zobaczycie, że krótko po przedsprzedaży cena spadnie. Kto powinien go zamówić? Może ktoś, kto akurat planuje zakup drogiego, topowego laptopa i porządnego smartfonu. I ma firmę. I jest koniec miesiąca. Wtedy nad takim duetem można się zastanowić.
Nie twierdzę, że ten laptop jest zły, bo przecież to (przynajmniej w teorii) najlepszy laptop od Huawei, który się pojawił. Ale nie jestem tego w stanie jeszcze zweryfikować, bo testy dopiero przede mną. W każdym razie, nieco dziwnie patrzy się na najnowszą odsłonę, gdy ta starsza i z nadal świetną specyfikacją kosztuje mniej i w dodatku jest w promocji. Przykładowo, MateBooka X Pro 2019 z procesorem Core i7 możemy mieć za niecałe 6 tysięcy złotych, a wariant ze słabszą i-Piątką przeceniono z 5999 złotych na 5499 złotych. Nieźle co? No to popatrzcie jeszcze raz na cenę odświeżonej wersji z Core i5 – biorąc pod uwagę startową cenę to ta jest o tysiąc złotych (!) wyższa od ceny odpowiednika z 2019 roku. I nikt mi nie powie, że to kwestia większej ilości RAM’u…
Gdyby ktoś był zainteresowany to przedsprzedażz Huawei P30 w zestawie trwa od 7 do 20 maja.
No Comments