Tak, mamy połowę 2020 roku, a to jest mój pierwszy kontakt z prawdziwego zdarzenia z czytnikiem e-booków. Nie biorę tutaj pod uwagę tego, gdy przyglądałem się czytnikom w jakimś elektromarkecie czy sytuacje, gdy mogłem wziąć je na chwilę do ręki, gdy akurat używali go moi znajomi. Wiem co to jest Kindle, ale wiem też, że jest kilka innych czytników, które są tak jakby bardziej przygotowane pod polski rynek. Jednym z nich jest inkBOOK Prime HD. Jak się z niego korzystało i czy przekonał mnie do e-czytania?
Prime HD to aktualnie najlepiej wyposażony model czytnika inkBOOK z 6-calowym ekranem. Jest jeszcze lepszy, który nazywa się Explore, ma 7,8 cala, wyższą rozdzielczość, ale kosztuje prawie 800 złotych. Zakładam jednak, że to właśnie sześciocalowce są częściej kupowane i taki też dane mi było sprawdzić. Testowany model wyceniono na 549 złotych i według mnie jest czytnikiem, który ma wszystko co aktualnie trzeba w nim mieć – dotykowy ekran, podświetlenie i wsparcie dla popularnych formatów e-booków.
Na pierwszy rzut oka, inkBOOK Prime HD wygląda po prostu jak… czytnik e-booków.
Co mam tutaj napisać, nie wyróżnia się niczym szczególnym, ma klasyczną taką „czytnikową” budowę i w sumie dobrze. Nie lubię jak coś jest na siłę udoskonalane i doposażane w rzeczy, które w konkretnym urządzeniu są po prostu zbędne. Dlatego też szanuję inkBOOKa za to, że z tyłu nie wsadził aparatu, bo takie „dodatki” już w e-czytnikach widziałem.
Prime HD jest dobrze zrobiony, nie trzeszczy, gdy nawet mocniej naciśnie się obudowę i nie zbiera paluchów, bo z obu stron jest matowy. Praktyczność ponad wszystko. Z tyłu są przetłoczenia, które – przynajmniej w teorii – mają poprawić chwyt, gdy trzymamy czytnik w jednej dłoni. Po kilku tygodniach muszę stwierdzić, że taki zabieg jest zbędny i równie dobrze czytnik mógłby mieć płaską powierzchnię z tyłu, bez udziwnień.
W kwestii wykonania mogę doczepić się tylko do dwóch rzeczy z czego ta pierwsza jest bardziej pewnego rodzaju złudzeniem niż rzeczywistą wadą. Patrząc na ekran ma się wrażenie, że powierzchnia nie jest idealnie płaska i wygląda trochę tak jakby nie przylegała przy bocznych przyciskach. Przesuwając jednak po tym miejscu palcem nic niepokojącego się nie wyczuwa. Druga rzecz to wspomniane już przyciski po obu stronach ekranu. Mogłyby być lepiej wykonane, lepiej spasowane i bardziej precyzyjne. Poza tym mam odczucie, że przycisk po lewej stronie jest bardziej rozchybotany niż ten po prawej.
A to co widzicie po prawej stronie od czytnika na górnym zdjęciu to etui. Trochę magnetyczne i trochę takie jakby wyjął je sam Batman spośród swoich gadżetów. Z jednej strony, fajnie, że taki ochronny dodatek istnieje. Z drugiej jednak, bardzo pogrubia czytnik, gdy wsadzimy go do środka. Te wszystkie nacięcia pozwalają przekształcić etui w swego rodzaju stojak, a ja nadal zastanawiam się w jakim celu. Przecież na czytniku filmów nie będziemy oglądać? Pomysłowe, ale też przekombinowane, dlatego uważam, że wystarczyłaby tylko skromna nakładka na magnes zakrywająca sam ekran.
Czytnik włączamy okrągłym przyciskiem z tyłu, który jest lekko wklęśnięty w obudowie. Trzymając czytnik na wprost oczu, przycisk zasilania jest w prawym górnym rogu, więc można go łatwo wybudzić palcem wskazującym prawej dłoni. Dopełniając kwestię przycisków, jest jeszcze jeden, ale dotykowy i znajduje się pod ekranem. Intuicja podpowiada, że przenosi do ekranu domowego, ale w istocie działa jako „wstecz”. Ma też podświetlenie, które rozświetla się na zielono przy dotknięciu, a na czerwono, gdy podłączymy czytnik do ładowarki.
InkBOOK Prime HD działa na Androidzie i to jest jego ogromną zaletą, ale też poniekąd wadą.
Androida tutaj nie widać dopóki nie wejdziemy do ustawień i sprawdzimy informacji o inkBOOKu. Jest w wersji 4.2.2 i skutecznie zakrywa go nakładka producenta. W chwili pisania tej recenzji system w Prime HD był w wersji 2.3.0, ale – jak dobrze pamiętam – zaraz po uruchomieniu czytnik dostał aktualizację oprogramowania.
Googlowy system daje możliwość zainstalowania aplikacji takich jak Tłumacz Google (była fabrycznie zainstalowana), Empik Go, Publio, Legimi, Storytel czy nawet Amazon Kindle. I ta część jest spoko, bo takie programy dają nam dostęp do ogromnej biblioteki elektronicznych książek. Przykładowo, przy zakupie Prime HD możemy wybrać Legimi na 60 dni za darmo. Ale w inkBOOK Apps, który jest takim e-bookowym odpowiednikiem Google Play, można znaleźć między innymi apkę Twittera, Facebooka w wersji Lite, Wikipedii czy nawet proste Sudoku. O ile jeszcze w Sudoku można pyknąć, by trochę odsapnąć od kolejnych wciągających opowieści Musso, to przeglądanie fejsa na czytniku z e-inkiem, według mnie, mija się z celem. Podobnie jak przeglądanie Internetu, bo taka opcja też jest – Prime HD ma fabrycznie zainstalowaną jakąś tam przeglądarkę. W czytniku z bądź co bądź toporną reakcją ekranu na dotyk i raczej opieszałą zmianą zawartości jest to mało wygodne, by nie napisać, że irytujące. Jest to urządzenie stworzone do przełączania kartek w e-booku czy podglądu prostego pliku PDF, a nie surfowania po sieci. Tym bardziej, że działa tylko po Wi-Fi.
Tylko jedną sytuację mogę sobie wyobrazić kiedy na czytniku e-booków korzystam z Internetu. Czytam książkę, coś mnie na tyle mocno zaciekawiło w treści, że chcę to sprawdzić. Przykładowo, położenie jakiejś miejscowości, znacznie jakiegoś przedmiotu i tak dalej. Prime HD ma nawet wbudowaną taką funkcję, że wystarczy przytrzymać palec na danym słowie i od razu pojawia się przybornik, gdzie jedną z opcji jest tłumacz i wyszukiwarka internetowa.
Jak się czyta na inkBOOK Prime HD?
U mnie z książkami jest raczej średnio i ostatnią książką jaką przeczytałem był kwietniowy numer CD Action. A tak poważnie, nigdy nie byłem „chodzącą biblioteką”, wszystkie lektury w szkole leciałem ze streszczenia i do tej pory nie przeczytałem całego Harry’ego Pottera. Dlatego dziwię się, że ostatnio trochę nadgoniłem i nawet kilka książek kupiłem. Biografia Stana Lee autorstwa Boba Batchelora, Dziennik Podróżny z Korei Południowej napisany przez Michaela Palina czy ostatni nabytek – Ameryka Według Złomnika. Fakt, wszystkie w formie papierowej, ale jednak.
Ale nie było tak, że inkBOOK leżał i tylko się kurzył, choć podchodziłem do niego bardziej „testowo” niż jak do urządzenia, które rzeczywiście mogłoby zastąpić książki. A na pewno nie wszystkie, bo z tego co widziałem, nie wszystko można dostać w elektronicznej wersji. W sumie jest to trochę dziwne, bo wydawać by się mogło, że człowiek-gadżeciarz będzie chciał mieć całą książkową kolekcję w jednym małym urządzeniu, a jakoś mnie do tego nie ciągnie. W sensie, fajnie jest mieć czytnik e-booków gdzieś pod ręką, ale prawdziwa książka to jednak coś tak zwykłego i dobrego, że nawet jak ktoś wymyśli piwo, które samo przyleci z lodówki, to i tak w drugiej ręce będę trzymał książkę. No, prawie zawsze, bo jakoś nie wyobrażam sobie czytania Trylogii Ojca Chrzestnego, która nie dość, że ma prawie 1100 stron to jeszcze ma twardą oprawę. Jakoś nie widzę też sensu, by Złomnik przerobił swoją amerykańską przygodę na e-książkę, bo w tej papierowej jest tyle świetnych, prawdziwych i przede wszystkim kolorowych fotografii, że po prostu można byłoby to śmiało nazwać zbezczeszczeniem.
W czytniku e-booków najważniejszy jest ekran, a ten w Prime HD to najwyższa półka.
Ekran w czytniku inkBOOK Prime HD ma trzy najważniejsze cechy – jest dotykowy, podświetlany i ma wysoką rozdzielczość. Pisząc o tym ostatnim parametrze mam na myśli 1448 x 1072 pikseli. Daje to bardzo dużą szczegółowość, nawet przy drobnej czcionce. Ekran ma 16 odcieni szarości, więc rzeczywiście możemy poczuć się trochę tak jakbyśmy w rękach trzymali wycinek z dobrze wydrukowanej czarno-białej gazety. Do wyświetlacza nie mam większych zastrzeżeń, bo sprawdza się tak jak powinien, no może poza jedną przypadłością o czym za chwilę. Jest widoczny w każdych warunkach, ma dobrą jakość i akceptowalną reakcję na dotyk. W sensie, precyzja jest ok, ale jak to w e-inkach, chwilę mu zejdzie zanim „przeładuje” zawartość.
Możemy zmieniać jasność i temperaturę barwową, ale jak dobrze kojarzę, tylko manualnie – nie ma wbudowanego czujnika oświetlenia. Zakres regulacji jest spory, ale mnie najbardziej pasowały ustawienia, które widać na poniższym zdjęciu. Dwie kreski jasności wystarczają, by komfortowo czytać, niezależenie od pory dnia, a przede wszystkim późnym wieczorem. Zauważyłem jednak, że ekran ma problemy z migotaniem doświetlenia, gdy ustawi się bardziej zimną barwę. I bliżej lewej strony na pasku, tym bardziej jest to widoczne i uciążliwe. Nie wiem czy jest to dysfunkcja mojego egzemplarza czy po prostu ten model tak ma.
Nie zauważyłem też, by czytnik kiedykolwiek się zawiesił, ale wiecie, tak, że trzeba byłoby go w jakiś magiczny sposób resetować. Zdarzały się sytuacje, że coś dłużej doładowywał, ale nie było to nic, co wprowadzałoby niepokój. Strony przerzucały/odświeżały się dobrze, nie zostawały „powidoki” z poprzedniej strony, a dłuższe, czyli około kilkusekundowe ładowania zdarzały się między rozdziałami.
Pozostała kwestia baterii i szczerze powiedziawszy mam z nią lekki problem. Po prostu ciężko jest tutaj zweryfikować ile dokładnie czytnik podziała na samym akumulatorze, bo raczej nie używa się go tak regularnie jak komputera, ale też nie tak często, by przez kilkanaście godzin trzymać go w ręce. Producent deklaruje czas działania do trzech tygodni, co ma zapewnić litowo-polimerowa bateria 2000 mAh. Ja, przykładowo, po przeczytaniu około 1/3 książki o Enzo Ferrarim i zrobieniu zdjęć czytnika do tej recenzji, miałem jeszcze 69% baterii. Zagłębiając się w statystyki, czytnik od pełnego naładowania był włączony od prawie 3 dni i miał 2 godziny 48 minut czasu na włączonym ekranie. Śmiem wątpić, że dociągnie kiedykolwiek do trzech tygodni, no chyba, że w standby. Przy codziennym czytaniu będzie go trzeba ładować przynajmniej raz w tygodniu.
Nie będę tutaj wyrzucał z rękawa przykładów jak można korzystać z czytnika e-booków, bo jeśli rzeczywiście ktoś rozgląda się za takim urządzeniem, to doskonale wie, do czego będzie je wykorzystywał. Już gdzieś tam w głowie ma plan co będzie na nim robił, co przeglądał, co, gdzie, jak i kiedy czytał. Tym bardziej, że Prime HD wspiera większość popularnych formatów w tym popularne EPUB’y, których np. taki Kindle nie obsługuje. Ja zauważyłem, że z PDF’ami nie radzi sobie tak świetnie jak z książkami, bo może i wyświetla jest poprawnie, ale z dostosowaniem zawartości do ekranu było już gorzej. Przy całej stronie na ekranie czcionka była zbyt mała, a gdy chciało się przybliżyć to działało to trochę tak jakbyśmy robili zoom na zdjęciu – tekst nie wypełniał ekranu i trzeba było przesuwać zawartość ekranu w każdym kierunku. Jeszcze poza migotaniem podświetlenia przy niektórych ustawieniach czy czasem pracy na baterii, który mógłby być jednak ciut dłuższy (wina leży pewnie po stronie Androida), nie mam się do czego doczepić.
Prime HD to dobry i pewny sprzęt.
To czytnik elektronicznych książek, który ma w zasadzie wszystko, co aktualnie taki czytnik powinien mieć. Jest zgrabny, dobrze zrobiony i funkcjonalny. Sądzę, że każdy kto się na niego zdecyduje, czyli przeznaczy te 500 złotych (albo więcej jak dobierze akcesoria), to będzie zadowolony. Albo inaczej, powinien być zadowolony.
6 replies on “Mój pierwszy raz z czytnikiem e-booków. Jak to było z inkBOOK Prime HD?”
A jak ten czytnik się ma do konkurencji?
Jakieś porównanie by się przydało.
Miałem w rękach Kindle Paperwhite 3, ale nie na tyle długo, by jakoś szerzej się do niego odnieść w tej recenzji. Jak się w przyszłości pojawi jakiś inny czytnik to spróbuję napisać co nieco w ramach porównania.
Rozumiem.
Tutaj mi chodziło rączej o takie „lekkie porównanie” +/- jak wygląda konkurencja.
Ekran
Akumulator
Obsługiwane pliki
System/wsparcie
Cena
Sam myślałem by kupić, lecz mam iPhone 8 Plus 256GB i iPad 2 mini 16GB, ten tandem daje radę, lecz jakbym miał coś nowszego/wszechstronnego to by było fajnie.
W iOS podoba mi się funkcja „odczytaj tekst” bo „za darmo” mam AudioBook z pliku pdf.
Tak, wszystko się zgadza, ale pamiętaj, że to mimo wszystko jest recenzja, a nie porównanie. Zbyt krótko miałem w rękach Kindle’a czy PocketBooka, żeby można było coś sensownego z tego tworzyć. Ale z różnych opinii i trochę z doświadczenia mogę napisać, że na pewno akumulator czy ekran mogą być lepsze w Kindlu, ale wszechstronność i ilość obsługiwanych plików na pewno w inkBOOKU.
Czy tylko ja mam problem, że ten czytnik w losowych momentach samoistnie włącza maksymalne podświetlenie ekranu?
U mnie tak nie było. Jedyne co mnie trochę drażniło to fakt, że przy niektórych ustawieniach minimalnej jasności podświetlenie ekranu „migotało” i tym samym przeszkadzało. Trzeba było ręcznie ustawić taki poziom, gdzie podświetlenie jest ok.