Dawno nie miałem na warsztacie Motoroli. A szkoda, bo dobrze wspominam takie modele jak choćby Motorola One, Motorola One Vision czy Motorola One Zoom. Były to przyzwoite smartfony ze średniej półki, gdzie każdy z nich wyróżniał się czymś ciekawym. Od tamtego czasu portfolio zostało jakoś przebudowane i znowu zamiast „One”, mamy „G”. Tak jak w tym testowym przypadku. Jak to zatem jest z Motorolą Moto G 5G?
Przyznam, że wśród wszystkich smartfonowych wynalazków Motoroli zdążyłem się już pogubić. Nie wiem teraz, bez głębszego guglowania, czy Moto G8 Power jest lepsze od takiej Moto G9 Play czy na odwrót. Który więcej kosztuje i tak dalej. Jedno jest tylko pewne, przynajmniej w teorii, że wybierając coś co ma w nazwie „Power” możemy liczyć na większą baterię. A co za tym idzie, dłuższy czas działania. Z Motorolą Moto G 5G jest podobnie, przynajmniej jeśli chodzi o nazewnictwo. Tutaj nie trzeba długo główkować, by zorientować się, że jest to smartfon z technologią 5G. Co więcej, smartfon z 5G i to za 1499 złotych. No właśnie aż tyle czy tylko tyle?
Co pierwsze rzuciło się w oczy i nie tylko w oczy? To, że Moto G 5G jest strasznie plastikowym smartfonem. Nie jest źle spasowanym, choć na pewno miałem go zbyt krótko, by mieć pewność do tych słów, ale z całą świadomością muszę zaznaczyć, że smartfon sprawia wrażenie jeszcze tańszego niż rzeczywiście jest. Tył ma coś w sobie, szczególnie w kolorze jaki do mnie trafił – Frosted Silver. Jest lekko chropowaty (ale nie tak bardzo jakby mogły na to wskazywać zdjęcia) i z ciekawym wzorem, ale ramki są tak sztuczne, tak proste i nudne, że aż dziwnie się z tym czułem, gdy trzymałem ten smartfon w ręce. Poprawnie? Może tak, ale ja jednak oczekiwałbym nieco lepszego „feelingu”.
Dotyczy to też przycisków. Reprezentują podobny poziom co ramka w której zostały osadzone. Zapewne to samo tworzywo i taki bezpłciowy „klik”. Ale są i dobrze, że jest dedykowany też dedykowany przycisk asystenta głosowego (nie znalazłem opcji do przypisania innej funkcji).
Przód to trochę klasyka „średniopółkowców”. Dziura w ekranie i niesymetryczne ramki, chociaż w tym drugim aspekcie niewiele zabrakło, by było dobrze. Może nie byłby to poziom Pixela 5, ale wystarczyło przesunąć suwaczki podczas projektowania dolnej części, by było lepiej. Wyświetlacz jest? Tak, zgadliście, poprawny. Chodzi o to, że niczym nie zaskakuje, zarówno w jedną jak i drugą stronę. Widać lekkie „duszki” przy zaokrągleniach i wycięciu, ale w tej klasie sprzętu można przymknąć na to oko. Podobnie jak na to, że jest to IPS.
Technicznie to całkiem spora, bo 6,7-calowa matryca o wystarczającej rozdzielczości Full HD+. Reakcja na dotyk jest prawidłowa, a na komfort przesuwania paluchem (co tyczy się przede wszystkich gestów) dobry wpływ ma też płaski ekran, ale z nieco zaoblonym tym czarnym fragmentem szkła. Widziałbym tu 90 herców, ale niestety nie można mieć wszystkiego.
Moto G 5G ma być smartfonem przygotowanym na „nową erę”.
W sensie, jest smartfonem, którego można w pewnym sensie nazwać tanim, bo do tej pory, łączność 5G była dostępna w dwu- czy trzykrotnie droższych smartfonach. Ostatnio zaczęło to się zmieniać i „tanich” smartonów 5G jest coraz więcej. Ta Motka jest jednym z nich, ale co z tego skoro nawet nie mogłem tego sprawdzić? Nie chodzi o to, że smartfon był u mnie statystycznie krótko, ale ani w Radomiu, ani w Kielcach, ani też w okolicy 5G „nie złapało”. 5G jest na pudełku i 5G jest w opcjach, a Motorola to nie jakiś Ulefone i raczej w kulki nie leci. Można zatem wierzyć, że gdy 5G rzeczywiście będzie szerzej dostępne, to będzie działało. Problem w tym, że w 2022 ten smartfon będzie już klasyfikował się do wymiany na coś lepszego.
Bardzo dobrze, że zastosowano tutaj procesor Snapdragon, dokładnie 750G, czyli coś w miarę świeżego, pewnego i coś co oczywiście ma obsługę 5G. Ale pod względem podzespołów to chyba jedyna dobra wiadomość. Mamy tu raptem 4 GB RAM i 64 GB na dane. To stanowczo za mało w dzisiejszych czasach i jeśli chcemy więcej, to trzeba dorzucić trochę do wersji Moto G 5G Plus.
Szkoda. Szkoda, bo smartfon za półtora tysiąca, powinien mieć przynajmniej 6 GB RAM. Tym bardziej, że sytuacji nie ratuje czysty Android 10. Ok, działa znośnie, nie zacina się, ale tak zwana „oneplusowa” płynność, a ta z testowanej Motki to dwa różne światy. Pewnie potencjalny klient tego nie dostrzeże, a ja chyba za bardzo przyzwyczajony jestem do działania znanego z flagowców.
Motorola Moto G 5G pod względem softu to coś co dobrze znam.
I tu słowa pochwały i oklaski na stojąco. Motorola nie wpycha do oprogramowania badziewia, co pochwalam, a dodaje przydatne funkcje, co pochwalam bardziej. Co konkretnie? Największym „sztosem” w tej kwestii jest błyskawicznie włączanie i wyłączanie latarki – wystarczy potrząsnąć dwa razy telefonem by to zrobić. Podobnie można też uruchomić aparat, bo wystarczy dwukrotnie obrócić nadgarstkiem mając go w ręku. To też sprawia, że nie psioczę bardzo na to, że takich opcji nie można przypisać do dodatkowego przycisku z boku (tak gdzie jest asystent). Jest też przydatna „trójpalcówka”, która robi zrzut ekranu, wyświetlanie aplikacji na podzielonym ekranie czy opcja, która zapobiega wygaszeniu ekranu, gdy na niego patrzymy.
Wszystko przydatne na tyle, że cieszę, że jest w systemie. Tak samo jak gesty do obsługi. Może nie działa to tak dobrze i przyjemnie jak w OnePlusach czy smartfonach Huawei, ale dobrze, że jest. Można się do tego szalenie szybko przyzwyczaić, a jak już to zrobimy to nie wrócimy do zwykłych przycisków.
Aparat jest dla mnie rozczarowaniem.
To klasyczny przykład tego, że więcej nie znaczy lepiej. Mamy trzy aparaty, które wyglądają jak cztery (w jednym oczku jest LED). Z drugiej strony, gdyby wsadzili tylko jeden, ale za to lepszy, to byłoby gadanie, że: „Ale jak to tylko jeden! W 2020 roku?! Skandal!”. Dla uściślenia: mamy główny z trybem nocnym, mamy szeroki kąt i na deser – tryb makro. Czy to dobry zestaw foto? Niekoniecznie. Osobiście wolałbym mieć chociaż podwójne przybliżenie zamiast makro, bo efekt fotografowania z bliska
Kilka przykładowych, na szybko zrobionych zdjęć, możecie zobaczyć poniżej. Co tu dużo pisać, jakość zdjęć jest do przyjęcia jeżeli od tych zdjęć nie oczekujemy cudów. Na plaży w słoneczny dzień wyjdzie, ale na koncercie nie. I to wcale nie dlatego, że na koncercie się bawi, a nie robi zdjęcia! Klasyka – im gorsze warunki oświetleniowe, tym gorzej. Mnie najbardziej przeszkadza wszędzie obecne ziarno przy zdjęciach z szerokim kątem i zdjęciach z bliska.
Co jeszcze polubiłem w Moto G 5G, a co nie?
Jest tego trochę. Fajnie, że jest NFC, choć z drugiej strony jego brak w telefonie za te pieniądze były nie do przyjęcia. Dobrze, że jest mini jack, bo jeszcze sporo osób nie wyobraża sobie bez niego życia (mnie jest obojętny, bo nie pamiętam kiedy do telefonu podłączałem słuchawki na przewodzie). Lubię też czytnik palucha z tyłu, co jest pewnego rodzaju przyzwyczajeniem od czasów Huawei P9. W Motce działa to przyzwoicie, niemal za każdym razem, ale mimo wszystko jest zauważalny lag.
No i wreszcie – bateria. Tu 5000 mAh robi robotę i z palcem w miejscu, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę, mogę stwierdzić, że prawie dwa dni i około 7 h na ekranie to norma. Nie jest tak, że będziemy ładować baterię co trzeci dzień, choćby nie wiem co, ale nie jest też tak, że na następny dzień będziemy latać z jęzorem na wierzchu w poszukiwaniu ładowarki. Pomaga też szybsze 20-watowe ładowanie, ale wspominam o tym tylko z testerskiego obowiązku. Rekordzistą nie jest i nadal potrzebuje ponad 2 godziny, by dobić „do pełna”.
Motorola Moto G 5G na pewno nie jest złym smartfonem, ale też nie jestem w stanie jednoznacznie stwierdzić, jak bardzo jest dobrym.
W sensie, konkurencja nie śpi, a w tej półce cenowej jest przynajmniej kilka jak nie kilkanaście smartfonów, które mogą z Moto powalczyć. Raz z lepszym, raz z gorszym skutkiem, ale jednak. Może nie będą miały 5G, ale za to będą cykać lepsze zdjęcia. Może nie będzie baterii 5000 mAh, ale z kolei będą lepiej wykonane i szybsze w działaniu. Trafić się też może ekran 90 Hz, a już na pewno więcej pamięci, jednej jak i drugiej.
Szczerze powiedziawszy, wybrałbym coś innego, nawet kosztem tego wszędzie obecnego 5G. Ok, może Moto G 5G to jeden z najtańszych smartfonów z tą łącznością w Polsce, ale jeszcze – według mnie – liczą się inne aspekty w smartfonie niż to. Po prostu, poprawy smartfon, a taki OnePlus Nord, może Samsung Galaxy M51 czy nawet Xiaomi Mi 10 Lite (też ma 5G), no cóż, wypadają lepiej. Albo dorzucenie do Google Pixel 4a, o!
No Comments