Audictus Conqueror, słuchawki, budżetowe, z całkiem ciekawymi możliwościami. Tak w telegraficznym skrócie można opisać sprzęt. Sam proces recenzji? Mozolny. Dlaczego? Bo naprawdę nie chcę popaść w tryb, który pieszczotliwie nazywam „No, ale za te pieniądze…” I nie ma co ukrywać, cena słuchawek Audictus Conqueror, to temat, obok którego nie da się przejść obojętnie. Dlaczego? Bo jakby nie chciał do tego, że tak zażartuję, ucha przyłożyć, to niecałe, momentami, 300 złotych, to argument jak najbardziej za. Ale czy poza tym, ze nie kłują w portfel mają jeszcze coś do zaoferowania?
Audictus Conqueror, czyli co?
Na pierwszy rzut oka, całkiem fajnie przemyślane opakowanie. Od eleganckiej obwoluty począwszy, przez czarne pudełko, które rzeczona zakrywa, po naprawdę ciekawie zrobiony futerał i akcesoria. No i znowu – w tych pieniądzach? Bomba.
Ale zupełnie poważnie. Osoba odpowiedzialna za opracowanie opakowania, to albo pasjonat, albo się ktoś w kadrach pomylił i zaszeregował mu/jej wypłatę za wysoko. Wcale nie paździerzowe nosidełko sprawdza się fantastycznie. Dostatecznie mocne, by się słuchawkom nic nie stało. Pomyślane w stronę przenoszenia kabelków tak, by nie wadzić nikomu i niczemu, a jednocześnie nie na tyle toporne, by wstyd było przed całą wsią, żeby z plecaka je wyjąć. Spokojnie mieszczą się w nim kable potrzebne do normalnego użytkowania, z ładującym USB-C na czele. Tylko pół metra, ale nie ma co narzekać. Jest też niepotrzebna zapewne nikomu instrukcja. Ja nie używam, ale kto wie? Może ktoś w niej coś ciekawego wyczyta dla siebie.
Słuchawki prezentują się bardzo dobrze. Szalenie eleganckie i zwyczajnie śliczne.
Ze skóropodobnymi wykończeniami (piękne słowo oznaczające dermę) i ślicznie udającymi aluminiowe „kołpaki” na nausznikach. Oj wyglądają dobrze, szkoda, że tylko z daleka, bo jak wziąć je do ręki, to jakość użytego plastiku na kolana nie powala. Nie zrozumcie mnie źle, nie jest ani słaby, ani źle wykonany. Po prostu jest brzydki. Jestem święcie przekonany, że na wspomnianą wyżej cenę ten element też miał wpływ i że można było użyć nieco lepiej się prezentującego, to teraz już nic nie poradzimy.
Całe szczęście elementy nie do końca widoczne na pierwszy rzut oka są już wykonane z metali, więc złamać się nie powinny. Do tego sprytnie przemyślane, bo i wyregulować je sobie można, niezależnie od wielkości kaczana, na który będziemy je nakładać. A i wszystkie przyciski rozłożone są tak, że nie ma się jak zgubić. Konstrukcyjnie jedyna wada, na jaką muszę zwrócić uwagę, to wykończenie nauszników. Dzięki temu, że wykonane jest ze sztucznej skóry, potrafi sprawić, że, w szczególnie ciepłe dni, małżowina się lubi zapocić.
A jak się w czasie użytkowania prezentują?
Zaskakująco dobrze. Przyznaję bez bicia, że podchodziłem do tematu ze sporą dozą sceptycyzmu, bo jak już wielokrotnie mówiłem, w tej kasie nie spodziewałem się wiele. ANC w tak tanim sprzęcie nie może być rewelacyjne. Jak to może grać? Koło basu pewnie nie leżało.
Na sam początek, żeby mieć to z głowy. ANC działa.
Czy działa dobrze? Słyszałem lepsze wytłumienie, ale tutaj trzeba przyznać, że sprawuje się nad wyraz poprawnie. Słowem, ANC działa, choć to takie przytłumione syczenie zawsze słychać. Passthrough nad wyraz poprawne. Z racji kształtu fajnie tłumią same w sobie, więc i ta opcja szalenie się przydaje.
Samo to jak grają testowałem na kilka sposobów. Na kabelku i bez kabelka. Zaskakująco, w obu przypadkach jakość grania była taka sama, czyli bardzo dobra. Muzyka użyta do testów, to ta sama lista, której używam za każdym razem:
- Charlie Para del Riego – The Total Biscuit Ballad
- FitnessGlo – Time Bomb
- The Lonely Island – Motherlover
- Darren Korb – A Proper Story
- Metalocalypse: Deathklok – Murmaider
- Adhesive Wombat – 8 Bit Adventure
- Wintergatan – Marble Machine
- Corky and the Juice Pigs – Eskimo
- Andy McKee – Rylynn
- Rednex – Cotton Eye Joe
- Miracle of Sound – Commander Shepard
- Vulvectomy – Brutal Rectal Impalement
- Gopnik McBlyat – Snakes in Tracksuits
- The Warp Zone – Batman
- Epic Rap Battles of History – Nikola Tesla vs Thomas Edison
- Stephen Lynch – Little Tiny Moustache
- Prototyperaptor – Bring back the funk
Czyli dla każdego coś dobrego. No i jakie wrażenia?
O bobasku! Jak to fajnie tupie, to aż uwierzyć nie mogłem. Jedne z najlepszych basów, jakie dane mi było w słuchawkach za te pieniądze usłyszeć. Mało tego, o wiele droższe od testowanych Conquerorów mogą im co najmniej wypucować ten, no, pałąk. Szalenie pozytywne zaskoczenie i ukłony w stronę Audictusa. Dobra robota, szczególnie kiedy mówimy o 40 mm „nieodymanych”. Poezja jednym słowem.
Ale, nie tylko basem słuchawki dają. Średnie i wysokie tony też brzmią jak należy, więc złego słowa nie powiem.
Gorzej trochę było z połączeniami telefonicznymi, bo oczywiście, jak na porządny Bluetooth 5.0 przystało, też się da. Mikrofon połączeniowy jest jakoś tak umieszczony, że moi rozmówcy wielokrotnie (choć podkreślam, nie zawsze) prosili bym mówił głośniej, bo bardzo słabo mnie słychać, Mimo, że wcale cicho nie mówiłem.
Testy na tym, na czym najchętniej testuję, czyli w grach też nie wypadły źle, choć za różowo też nie było. O jakimkolwiek 5.1 czy 7.1 można zapomnieć, więc na samo ucho nie rozpoznamy którędy tupta przeciwnik. Ale jak grać w coś, co nie wymaga od nas nie wiadomo jakiego zmysłu taktycznego, to również jest bardzo ok.
Kolejne pozytywne zaskoczenie odebrałem trochę jak wyzwanie.
Audictus chwali się, że zamknięta w Conquerorach bateria po pierwsze trzyma 30 godzin na pełnym ładunku, a dwa, że kilkuminutowe ładowanie pozwala na kilka godzin słuchania muzyki. Sprawdziłem. I z zaskoczeniem powiem, że nie kłamali. Faktycznie sprawdziło się, że 30 godzin wytrzymują. Co do ładowania na szybko, to wyszło mocno niemiarodajnie, bo przy kwadransie na ładowarce (przy całkowitym wygnieceniu baterii) raz pochodziły dwie godziny, a raz pięć. Nie wiem dlaczego, ale podejrzewam, że to przez fakt, że sztuka testowa nie chciała po wyjęciu z zaplombowanego pudełka, w ogóle wstać. Poleżało biedactwo za pierwszym podejściem dobę na ładowarce i ożyło, ale jaki to miało wpływ na ogólny stan akumulatora. Nie narzekam, nie marudzę. Takie rzeczy się zdarzają, więc absolutnie nie mam nic producentowi do zarzucenia w tej kwestii.
Z pozostałych kwestii technicznych pozostaje jeszcze zasięg. Testowane na dwóch smartfonach, laptopie i stacjonarce. Czy dokładnie zapowiadane 15 metrów zadziałało? Zależy od ilości ścian i materiału, z jakiego były zrobione, ale zastrzeżeń nie mam. Łatwo się łączą, równie łatwo przełączają między urządzeniami.
Audictus Conqueror – czy warto?
Podsumowując, ogólne wrażenia z użytkowania tych słuchawek mam diabelnie pozytywne. Grają nad wyraz dobrze, nie kosztują wiele, bateria trzyma jak stara Nokia. Do tego są lekkie, dobrze przylegają do mojego wcale niemałego łba, a że ciepłych dni ostatnio jak na lekarstwo, to i łeb nie zdąży się za bardzo spocić. Dobry produkt, w porządnej cenie. Polecam.
No Comments