Wchodząc na stronę oficjalnego sklepu Huawei, w chwili publikowania tej recenzji, można tam znaleźć 12 laptopów. Z różną specyfikacją, wielkością, ceną i przeznaczeniem. Co roku dochodzą nowe, a tytułowy Huawei MateBook D16 jest jednym z najnowszych. Jest też jak na razie jedynym z 16,1-calowym ekranem. Jak ten model sprawdza się w codziennych zadaniach i kto powinien go kupić?
Huawei z tym laptopem poszedł trochę „pod prąd”. Laptopy z większymi ekranami niż 15,6 cala są raczej w mniejszości. A tutaj mamy dokładnie 16,1-calowy ekran, co jest w pewnym sensie wyjątkowe. Laptop jest o około centymetr szerszy i kilka milimetrów wyższy od MateBooka D15, a udało się wcisnąć ekran o pół cala większy na przekątnej. Co więcej, współczynnik screen-to-body wynosi tutaj 90%, czyli więcej niż w piętnastce. I to widać na pierwszy rzut oka, bo ramka może nie jest rekordowo wąska, ale jest jedną z tych węższych.
MateBook D16 trafił do mnie w w wersji z procesorem AMD Ryzen 5 4600H, 16 GB RAM DDR4 i dyskiem SSD o wielkości 512 GB. I żadna inna wersja nie mogła się pojawić, bo innej na chwilę obecną nie ma. To jedyny wariat, całkiem hojnie obdarzony i wyceniony na 3999 złotych. Tak jak mogliście przeczytać w tytule, cała recenzja została napisana właśnie na MateBooku D16. Laptop przez kilkanaście dni służył mi do pracy i tego co zazwyczaj robię na komputerze.
Wygląda jak inne MateBooki, czyli dobrze.
Lubię styl laptopów Huawei, bo jest ładny i przede wszystkim prosty. Bez dziwnych przetłoczeń, wygięć, LED’ów czy innego dziwactwa. Wiadomo, ma to być komputer domowo-biurowy, jak najbardziej uniwersalny i pewnie dlatego właśnie tak wygląda. Do jakości samych materiałów czy wykonania nie mam kompletnie żadnych zastrzeżeń. Mamy całą obudowę z amelinium, wszystko jest świetnie spasowane. Można też zauważyć, że w przeciwieństwie do takiego MateBooka 13, obudowa w szesnastce jest nieco bardziej kanciasta. Nie twierdzę, że mi to przeszkadza, ale namacalnie to trochę czuć, jak np. przenosimy czy wyjmujemy laptopa z torby.
Laptop stoi na wysokich gumowych „listwach” i mimo tego, że widzę przynajmniej kilka plusów takiego rozwiązania, to chciałbym żeby tego nie było. Ok, podpórki sprawiają, że jest lepszy przepływ powietrza pod laptopem, ustawiają go też pod lekkim kątem przez co lepiej się na nim pisze. W ogóle laptop z profilu wygląda trochę tak jakby lewitował nad blatem. Ale znowu wracam do akapitu wyżej. Przez te nóżki laptop sprawia wrażenie „grubszego” niż jest w rzeczywistości. A przecież ma 18,4 mm grubości i waży trochę ponad 1,7 kilograma.
Ekranu nie rozłożymy na płasko (maksymalnie jest to jakieś 150 stopni) i nie podniesiemy górnej obudowy jedną ręką. Nie wiem czemu ta druga „funkcja” jest nadal zarezerwowana dla klasy premium. Większość laptopów w cenie od 2 do 4 tysięcy tego nie ma, ale przykładowo taki Surface Laptop już tak.
To najlepszy ekran jaki dostaniemy w laptopie tej klasy.
Zmieszczenie ekranu w obudowie, która jest maksymalnie kompaktowa niż wskazywałaby na to przekątna nie jest już jakimś super wyczynem. Robi się to od czasu pierwszy ultrabooków. Ale trzeba przyznać, że ponad 16 cali w laptopie, który kiedyś wymiarami wskazywałby raczej na piętnastkę pokazuje w pewnym sensie postęp i ruch w dobrym kierunku. O wyświetlaczu trzeba wiedzieć przede wszystkim to, że to dobrej klasy IPS, który ma rozdzielczość Full HD, jest matowy i wystarczająco jasny, by korzystać z niego w każdych warunkach. Akurat pracowałem przy nim mając okno zaraz po prawej stronie i wszystko było czytelne i widoczne.
Obudowa nie jest może tak sztywna jak w mniejszych MateBookach, ale takie minimalne wygięcia można określić jak coś normalnego. Mimo tego, że jestem zwolennikiem proporcji 3:2 to tutaj – przy stosunku krawędzi ekranu 16:9 – korzystało mi się z tego sprzętu zaskakująco przyjemnie. To nie jest topowy laptop Huawei, ale jeśli kiedyś mieliby szykować następcę, życzyłbym sobie wyższej rozdzielczości ekranu, np. 1440p. Przy tej przekątnej byłoby to nawet zalecane.
Jedyne co zauważyłem i na co można kręcić nosem jest to, że ekran pod kątem wpada w szaro-żółtawy kolor. Wystarczy spojrzeć bardziej od boku lub od góry, by to zauważyć.
Do klawiatury trzeba się przyzwyczaić.
Aż dziw mnie bierze, że to napisałem, ale tak – na klawiaturze nie pisałem tak bezbłędnie jak zazwyczaj to robię. A winowajcą są tutaj… głośniki. Te są umieszczone po obu stronach klawiatury, co doskonale widać na zdjęciach. Bardzo często było tak, że zamiast w klawisz Esc, prawy Ctrl czy Tab trafiałem w maskownicę głośnika. Nie wiem też czy to wina mojego egzemplarza, ale nie raz i nie dwa podczas pisania wbijało mi dwie spacje, co też jest trochę irytujące. Dlatego też jeśli w tekście natraficie na większe odstępy między słowami to już wiecie dlaczego tak jest. Głupie to, ale tak było, nie zmyślam. Nawet podczas pisania tej recenzji zdarzyło się to kilka razy.
Klawiatura jest podświetlana, ale ma tylko dwa poziomy jasności. Tutaj mogłoby być lepiej, a podświetlenie powinno być jaśniejsze, przynajmniej dwukrotnie od tego maksymalnego, które teraz jest. Huawei zdecydował się też na znany patent z kamerą, czyli schowanie jej w rząd przycisków multimedialno-funkcyjnych. Wystarczy kliknąć w „klawisz” między F6 i F7 żeby kamera się ujawniła.
O touchpadzie mogę napisać tyle, że jest dokładny i łatwy w obsłudze, ale przeszkadza mi w nim jego głośność działania. Słychać go tak jakby był wyciągnięty z jakiegoś budżetowca za 1500 złotych, a nie mocnego przedstawiciela średniej półki. Dla osób, które nie rozstają się z linijką, płytka dotykowa jest spora i ma 12 x 7,3 cm.
A propos głośników. Są to te elementy, które po otworzeniu laptopa odróżniają go od MateBooka D15. Według moich obserwacji raczej nikłe szanse, by udało się tu zmieścić część numeryczną bez drastycznego odchudzania klawiszy, stąd pojawiły się głośniki. Maskownice są potężne, a w tej prawej został wkomponowany jeszcze przycisk zasilania z czytnikiem linii papilarnych. Audio gra znośnie, bardzo czysto i mamy ładne stereo, ale szczerze powiedziawszy spodziewałem się czegoś więcej. A tak, nic mi nie urwało.
A jak z wydajnością MateBooka D16?
Już samo to, że na płycie głównej umieszczono procesor AMD Ryzen 5 4600H i aż 16 GB RAM może świadczyć o tym, że przy większości zadań mocy na pewno nie zabraknie. Ja głównie wykorzystywałem laptopa do biurowo-multimedialnych rzeczy i ze względów licencyjnych nie byłem w stanie rzucić mu czegoś poważniejszego jak rendering wideo. Ale uruchomiłem grę, jedną i było to GTA V. Nie miałem w planach testowania tego sprzętu pod kątem grania, bo wiem co ten układ AMD potrafi. Brak dedykowanej grafiki może znacznie ograniczyć możliwości, ale tu nie jest aż tak źle. Grand Theft Auto V udało się uruchomić w natywnej rozdzielczości przy średnio-wysokich detalach. FPS Monitor wskazywał przez cały czas 30 klatek na sekundę, więc załóżmy, że próg płynności został zachowany.
Dysk SSD też sporo potrafi.
Mamy tu nośnik SSD NVMe M.2 od Samsunga w rozmiarze 2280 i o pojemności 512 GB. Jest to dokładnie MZ-VLB512B, czyli typowy nośnik na pierwszy montaż. Co ciekawe, w szybkich testach osiągnął 3500 MB/s przy odczycie i prawie 2900 MB/s przy zapisie danych. Więcej niż deklaruje producent. Dla mnie największym dowodem na to, że dysk jest pioruńsko szybki to uruchamianie laptopa co trwa kilka sekund. Podobnie z wybudzaniem, wystarczy podnieść klapkę i już.
Mnie jednak zaskoczyło co innego. Po pół godzinie grania wentylator wkręcił się na obroty, ale raczej nie było to maksimum, a obudowa była zaledwie ciepła. Podnosiłem laptopa, przykładałem dłoń w kilku miejscach i chyba każdy testowany do tej pory sprzęt był wyraźnie bardziej „rozgrzany”. Wygląda na to, że podwójne chłodzenie i trochę większa obudowa (w porównaniu np. do MateBooka 13 czy D15) robi swoje.
Jak tu wygląda sprawa z rozbudową? Niestety – niezbyt kolorowo. Procesor i RAM są wlutowane, więc ani nie wymienimy APU (czego akurat można było się spodziewać) ani nie dołożymy pamięci operacyjnej. Nic więc dziwnego, że laptop wyszedł w wersji z 16 GB na start. Trochę szkoda, choć 16 gigabajtów w takim laptopie to i tak dużo. Można za to dorzucić drugi dysk SSD NVMe (PCIe 3.0 x4), bo jest wolny slot.
W mojej ocenie ilość portów jest wystarczająca, ale nie mogę Huaweiowi podarować tego, że usunął z laptopa gniazdo na kartę pamięci, choćby w standardzie micro. Nie ma i już. Są za to dwa USB-A (po prawej), dwa USB-C (po lewej), jack i nawet pełnowymiarowe HDMI. Akumulator ładujemy przez USB typu C i świetne jest to, że
Wiele dobrego można napisać o baterii.
Pod obudową schowano akumulator 56 Wh, który jak się okazuje, całkiem dobrze sobie radzi. Żeby to jakkolwiek zobrazować, po około 2 godzinach pracy przy tym tekście, z włączonym Wi-Fi, trybem najwyższej wydajności i maksymalną jasnością ekranu ubyło 18% baterii, a system pokazywał szacunkowo, że zostało jeszcze prawie 6 i pół godziny. Nieźle.
Huawei MateBook D16 – warto czy nie warto?
Oczywiście, że warto jeśli potrzebujemy wysokiej, ale nie najwyższej wydajności. W sprzęcie, który wygląda nienagannie, ma naprawdę świetny ekran, zapewni nam prawidłowe działanie przez długie godziny i sprawdzi się przy większości zadań. A i od czasu do czasu nawet jakąś grę pozwoli uruchomić, w którą będzie można w miarę komfortowo zagrać. Szanuje też to, że Huawei nie pcha do systemu różnego badziewia, a autorski PC Manager czy Huawei Share wprowadzają wiele dobrego i przede wszystkim pomagają, a nie szkodzą.
Owszem, ma kilka rzeczy, które można byłoby poprawić czy zrobić lepiej. Mnie brakuje tutaj najbardziej wyższej rozdzielczości, bo uważam, że przy 16,1-calowej przekątnej byłoby to przydatne i nawet wskazane. Przyznam się, że sam przez chwilę myślałem o tym, by pyknąć sobie ten sprzęt na raty, gdy jeszcze był oferowany z gratisowym 24-calowym monitorem w zestawie. Ale wiem, że za kilka miesięcy będzie pewnie jakaś promocja i cena zmniejszy się do 3499 złotych albo nawet bardziej zbliży się do trójki. Pewnie tak będzie, ale i tak twierdzę, że w zaraz-po-premierowej cenie (przypomnę, 3999 złotych) jest to bardzo opłacalny notebook. Tym bardziej, że po przedłużeniu mamy 3-letnią gwarancję producenta. Ciekaw jestem czy w przyszłości ten sprzęt pojawi się z 11. generacją procesorów Intel i grafiką Iris Xe?
Plusy
- Świetna jakość wykonania i ładny design
- 16,1 cala w kompaktowym laptopie
- Bardzo zadowalająca wydajność APU i szybki SSD
- Dodatkowy, drugi slot na dysk SSD
- Podświetlana klawiatura
- Wysoka kultura pracy i niskie temperatury
- Wydajne, podwójne, ciche chłodzenie
- Akumulator na długie godziny
- Dwa USB-C (i obydwa z ładowaniem)
- Łatwy dostęp do podzespołów
- PC Manager
Minusy
- Mogłaby być rozdzielczość 2K
- Brak możliwości rozszerzenia pamięci RAM
- Brak gniazda karty pamięci
- Głośniki powinny grać lepiej
No Comments