Mamy grudzień, a tym samym z każdej strony zasypują nas przeróżne poradniki prezentowe. Co kupić na skromny prezent do 2000 złotych? Co dla kota pod choinkę? Czy prezent za dychę to obraza majestatu? Z tego typu poradnikami jest jeden zasadniczy problem – jest w nich wszystko i nic. Dlatego postanowiłem podejść do tego z innej strony. Mam kilka prezentowych polecajek, na które składają się produkty z jakich sam korzystam od dawna. Albo te, które testowałem w tym roku i wywarły na mnie takie wrażenie, że z czystym sumieniem mogę je polecić. Albo jeszcze takie, które kupiłem i uważam za najlepszy zakup roku. Jest smartfon, jest klawiatura, ale też coś z audio. I jest nawet książka, a co! To jaki prezent na święta warto kupić?
Logitech MX Keys
Na pierwszy strzał idzie klawiatura, którą używam od dobrych kilkunastu miesięcy i nie zamieniłbym jej na nic innego. No chyba, że na ten sam model. Klawiatura niezwykle lubiana, polecana i pożądana. Używam jej do pisania, do grania, a nawet do zdjęć w recenzjach jako element gdzieś w tle albo obok fotografowanego przedmiotu. MX Keys wyróżnia przede wszystkim solidna, bryłowa forma, ultra wygodne klawisze, połączenie z trzema urządzeniami na raz i jedyne w swoim rodzaju podświetlenie. Działa bezprzewodowo i wytrzymuje około 9-12 dni w zależności od tego jak jest używana. Mnie nigdy nie zawiodła, a wcale łatwo nie miała, bo korzystam z nią codziennie po kilka godzin.
Recenzję Logitech MX Keys przeczytacie tutaj. Oficjalna cena klawiatury na stronie producenta to 479 złotych. Można ją jednak często trafić w różnych promocjach, gdzie przykładowo była za 429 złotych z podpórką na nadgarstki.
Xbox Series S
To jeden z moich najświeższych zakupów i sam jestem trochę zaskoczony, że tak szybko się udało. Był to jeden z tych produktów, na które polowałem w trakcie Black Friday. Wszedłem do sklepu i pyk, wyszedłem z konsolą. Dlaczego uważam, że to idealny pomysł na prezent? Powodów jest kilka. Po pierwsze, to konsola nowej generacji, więc najnowszy sprzęt jaki aktualnie możemy mieć do grania. Po drugie, nie nadszarpnie budżetu, bo regularna cena to 1349 złotych, ale można ją znaleźć nawet bliżej tysiąca. Trzecie, nie ma problemu z dostępnością, więc można wejść do pierwszego lepszego elektromarketu i wziąć konsolę z półki. I po czwarte – czyż ona nie wygląda przepięknie? Xbox Series S może i jest słabsza od Series X, ale i tak odpali wszystko co nowe w odpowiednio wysokim klatkarzu. Grałem w Forzę, grałem w najnowsze Halo i działa to wszystko wybornie.
Green Cell Power Source
Power Source to multiportowa ładowarka, która jest już ze mną ponad dwa lata. Początkowo podróżowała ze mną gdzie tylko się da, ale od dłuższego czasu jest przyklejona do biurka i służy do ładowania wszystkiego co tylko potrzebuje trochę energii. Ma cztery porty z czego jeden to USB-C. Ładuję nią smartfony, zegarki, laptopy, a nawet lampkę biurkową i szczoteczkę Oclean. Ładowarka daje maksymalnie 75 W. Działa tak jak powinna i nigdy nie miałem z nią problemów. To jedno z tych akcesoriów, które powinien mieć każdy jeśli czasami ładuje więcej niż dwa urządzenia na raz.
Recenzję Green Cell Power Source możecie znaleźć tutaj. Wspomnę tylko, że dwa lata temu ta ładowarka kosztowała prawie trzysta złotych. Teraz można ją mieć nawet za niecałe 130 złotych, a nadal robi swoje.
Sonos Beam 2. generacji
W tym roku udało się sprawdzić kilka soundbarów, ale muszę przyznać, że to właśnie druga generacja Beama zrobiła na mnie największe wrażenie. Do tego stopnia, że w najbliższym miesiącach mogę dokonać spontanicznego dodania tego produktu do koszyka. Serio, mało jest produktów, o których cały czas się myśli, mimo tego, że od recenzji minęło trochę czasu. To jest aż niewiarygodne, że z tak kompaktowego urządzenia wydobywa się tak wiele dobrego dźwięku. Druga wersja Sonos Beam została dopracowana, pojawiła się między innymi technologia Dolby Atmos. Czuć na każdym kroku, że to sprzęt najwyższej klasy i coś z czego z pewnością będziemy zadowoleni. Coś co przekonało mnie do tego, że wcale nie trzeba mieć rozbudowanego systemu hi-fi za miliony, by usłyszeć wysokiej jakości, przestrzenny dźwięk w każdym filmie.
Co więcej, Sonos ma tak to wszystko przemyślne, że zestaw audio można rozbudować o inne głośniki, które będą się ze sobą świetnie dogadywały. Przykład? Kupujemy Sonos Beam, który stawiamy pod telewizorem i dodajemy do tego dwie satelity z tyłu w formie Sonos One. Robi nam się świetny set którego nie musimy spinać kablami. A jakby ktoś chciał rozbudować to jeszcze o coś mobilnego i mieć nad tym kontrolę w jednej aplikacji, to jest jeszcze Sonos Move, którego też przetestowałem.
Recenzję Sonos Beam 2. generacji możecie przeczytać na Galaktycznym. Fakt, soundbar swoje kosztuje i teoretycznie to można uznać za jakąś tam wadę. Ale i tak stwierdzam, że jest warty swojej ceny. Jak cena spadnie do poziomu Beama pierwszej generacji i tym samym nie będzie dwójki z przodu, to pewnie sam będę wyczekiwał kuriera w drzwiach.
realme GT
Realme GT nazwany przeze mnie smartfonowym Bumblebee to smartfon, który w tym roku zaskoczył mnie najbardziej. Najbardziej jeśli wziąć pod uwagę wszystkie smartfony, które się pojawiły i które choć na chwilę miałem w rękach. Bardzo miło go wspominam i to tak ogólnie, a nie ze względu na konkretne funkcje. Był to jeden z przyjemniejszym smartfonów jakie w 2021 roku miałem w rękach. Jeden z tych, który działał błyskawicznie, (bo między innymi miał Snapdragona 888), miał 120-hercowego AMOLEDA’a, a do tego długo trzymał na baterii. Jak to w takich smartfonach trochę kulał aparat, ale też nie było bardzo źle.
Smartfon wyceniono na 2299-2499 złotych, ale kilka razy był do zdobycia za mniej niż 2000. Teraz pojawił się już realme GT Neo 2. Jest w podobnej cenie, ale coś czuję, że i tak postawiłbym na „żółtka”.
Recenzję realme GT 5G przeczytacie tu.
Oculus Quest 2
Sądziłem, że nic mnie nie zaskoczy, ale doznania, poziom imersji i cała zabawa z tym związana sprawiły, że bez wahania kupiłbym to jeszcze raz. Ostatnią styczność z VR’em miałem za czasów samsungowego Gear VR, gdzie do okularów wkładało się smartfon. Wtedy była to zabawa na maksymalnie 15 minut. Teraz to już zupełnie co innego, bo możemy odpalić pełnoprawną grę z kilkugodzinną kampanią i świetną grafiką.
Dla mnie to najważniejszy technologiczny zakup 2021 roku. I jednocześnie najbardziej zaskakujący.
Zakładamy gogle, włączamy i już, a jak chcemy zagrać w coś bardziej zaawansowanego pokroju Lone Echo czy Half Life: Alyx, to łączymy się bezprzewodowo z komputerem dzięki Air Link. Nie sądziłem, że tak to wszystko poszło do przodu i że tak świetnie to będzie działać. Jak to powiedział mój znajomy po pierwszym razie z Questem 2 – wystarczy pięć minut żeby chcieć to od razu kupić.
Ja swoje gogle Oculus Quest 2 kupiłem za około 1700 złotych w wersji 128 GB. Na oficjalnej stronie producenta gogle kosztują 349 euro, więc wychodzi trochę taniej, bliżej 1600 złotych. W każdym razie, warto jak w mordę strzelił!
Bukiet kwiatów z LEGO Creator Expert
Ktoś tam w LEGO ma naprawdę łeb do tych klocków i jest odpowiednią osobną (albo osobami) na odpowiednim miejscu. Co chwilę pojawiają się mega fajne zestawy, na które chciałbym wydać swoje ciężko zarobione pieniądze. Okej, może niektóre są absurdalnie głupie jak but z Adidasa, ale ej, skoro ktoś to kupuje, to czemu nie. Ja od kilku lat na swojej liście mam Sokoła Millennium. Te kwiatki, które widzicie poniżej trafiły się mojej żonie. Jak dla mnie to idealny prezent dla kobiety. Wyglądają świetnie, a z daleka ciężko jest się zorientować, że to w rzeczywistości LEGO.
Klockowy bukiet kwiatów na oficjalnej stronie LEGO kosztuje 229,99 złotych. Bardzo często są jednak w promocji, gdzie można było je kupić za nieco ponad 140 złotych. Żona wygląda na zadowoloną. I przynajmniej podlewać nie musi ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Książka „Sex, disco i kasety wideo. Polska lat 90.”
No i jest książka, o której wspomniałem w pierwszym akapicie. Miałem kilka propozycji, ale wybrałem akurat tę, która może spodobać się zarówno starszym osobom jak i tym urodzonym po 2000 roku. „Sex, disco i kasety wideo. Polska lat 90.” autorstwa Wojciecha Przylipiaka. Dlaczego? Jednych mocno „kopnie w miętkie” i powieje nostalgią, a drugim pokaże, że „kiedyś to było”. Wciągnąłem całą książkę podczas lotu na Teneryfę i bawiłem się dobrze. Książka na 336 stronach pokazuje i opisuje jak wyglądały lata 90-te w Polsce, jak Polska nabierała kolorów, co się zmieniało i jak się zmieniało. Poniżej możecie przeczytać wycinek z oficjalnego opisu książki:
„Jak oswajaliśmy się z supermarketami i jak rozpalał emocje pierwszy McDonald’s nad Wisłą? Kto dyktował modowe trendy, jak wyglądały reklamy telewizyjne, co jedliśmy na mieście, jakich filmów szukaliśmy w wypożyczalniach i co groziło za oddanie nieprzewiniętej kasety? Po jakie komiksy chodziliśmy do kiosków? Jak zaczął się w Polsce hip-hop i kto sprzedawał po sto tysięcy płyt?”
Książkę kupicie za około 35 złotych.
W artykule pojawiły się linki w ramach kampanii Ceneo.
No Comments