No dobra, karty na stół. Tak, te z chio gdyby ktoś pytał. Widzę, że realme kuje żelazo póki gorące i zaskakuje nas kolejnymi wariacjami swoich smartfonów. Dopiero co sprawdziłem realme GT neo 3, który do prawie pełna można było naładować w nieco ponad 22 minuty. Był tam też realme GT neo 3T, który stówkę przy baterii pokazał po pół godzinie. I to właśnie on posłużył do tego, by stworzyć dragonballową wersję. Tak też powstał realme GT neo 3T Dragon Ball Z.
Mam wrażenie, że realme bierze sobie jakiś smartfon, zmienia kolor obudowy i cyk, ma nową wersję. Zaczyna się rozpędzać z liczbą modeli i może niedługo dogoni rekordzistę w tej kwestii, czyli Xiaomi ( ͡° ͜ʖ ͡°). W przypadku edycji Dragon Ball Z bazą do powstania był realme GT neo 3T, smartfon ze średniego segmentu, który wyceniono na 2099 złotych. Za trochę nostalgii i flashbacki z podwórka, gdy po 16 leciało się na odcinek, trzeba dorzucić jeszcze 4 stówki. Właśnie na 2499 złotych została wyceniona niebiesko-pomarańczowa wersja z kanji Goku. I gdybym w trakcie pisania tego tekstu nie wyguglował innych smartfonów z motywem Dragon Ball, to żyłbym w przekonaniu, że to jedyna wersja. Otóż nie, był jeszcze jeden smartfon, też od realme.
Mowa tu o realme GT Neo 2, czyli poprzedniku, który w wersji Dragon Ball wyglądał… identycznie jak ten tutaj. No serio. Ta sama obudowa, nawet pudełko jest takie samo tylko ma zmienioną nazwę telefonu. A w środku? Tak, zgadliście, też ten sam zestaw naklejeczek i jednakowe etui. Ekhm, to tak jakby ktoś myślał, że kupując realme GT neo 3T będzie miał unikatowy fanowski telefon. Otóż nie, choć kluczową różnicą było to, że „dwójka” w tej wersji, w przeciwieństwie do GT neo 3T, nie była dostępna w Polsce.
Co się zmieniło w wersji Dragon Ball Z?
Już samo pudełko pokazuje, że to produkt dla największych fanów Dragon Balla. Równie dobrze można byłoby je postawić na półce w sklepie z gadżetami z anime i pasowałoby tam idealnie. Jest duże (tak samo jak pudełko od zwykłej wersji) i z każdej strony obklejone jest grafikami z Dragon Ball. Robi wrażenie i przyciąga wzrok, to pewne.
Sam telefon, jak już zdążyliście zauważyć, wygląda tak jakby ktoś przeniósł strój Goku na obudowę
Wyszło to bardzo w porządku, prezentuje się dobrze, a powierzchnia lekko połyskuje, gdy pada na nią światło. Zmienił się nie tylko tył, ale też cała ramka, która teraz jest w granatowym kolorze, a przyjemnym akcentem jest pomarańczowy przycisk zasilania. Z przodu z kolei mamy standard i do czasu aż ktoś nie włączy ekranu, zwykła wersja od dragonballowej niczym się nie różni.
Telefon jest identycznie wykonany jak klasyczna wersja, czyli dobrze. Spasowanie na najwyższym poziomie, jest sztywno, ale jeśli ktoś wam powie, że ten smartfon ma metalową obudowę, to można to schować między bajki. Ramka jest plastikowa, a z tyłu mamy matowe, przyjemne w dotyku szkło. Kropka. Nie zauważyłem jeszcze, by obudowa się porysowała, ale raz, że telefon ani razu mi nie upadł, a dwa, za krótko go używam, by powstały takie mankamenty.
Co jeszcze mamy w pudełku? Ze standardowych rzeczy można wymienić przewód USB-A/USB-C i 80-watową ładowarkę. Tak, tę samą ładowarkę, która pozwoli naładować baterię do pełna w około pół godziny. Jest też bardzo proste etui w szarym kolorze i to z nim mam duży problem. Czujecie to? Kupujecie telefon w limitowanej edycji, by pokazać jaki jest ładny, a jeśli chcecie go ochronić, to zakładacie szarego kondona, który wszystko zasłania. Brawo realme, a wystarczyło zrobić przezroczyste etui i nikt by się nie czepiał.
Tak, fani Goku i spółki dostaną też kilka naklejek, które mogą sobie przykleić na pralkę albo samochód, a do tego kartę z Shenronem, która wygląda jakby była turbo limitowana, a w żadnym stopniu nie jest. Tak naprawdę jedynym jasnym akcentem tego zestawu jest szpilka do wyciągania szufladki na karty SIM, która jest okrągła i ma napis Dragon Ball Z.
Zmiany widoczne są też w oprogramowaniu, a my możemy to zauważyć już podczas włączania telefonu
Mamy tematyczną animację na starcie. Są też tapety z Dragon Ball (uwaga – całe trzy!), zmieniona animacja ładowania, gdy podłączymy telefon pod ładowarkę i cały zestaw ikon. Osobiście nie przepadam za takimi abstrakcyjnymi, kolorowymi ikonami, bo kojarzy mi się to z symbianem i wgrywaniem różnych dupereli niż czymś, co z przyjemnością będzie się używać na co dzień. Tu jednak ogromny plus za to, że nie tylko ikony systemowe są zmienione, a wszystkie, nawet tych aplikacji, które zainstalujemy. Nie mogę w tym miejscu przemilczeć kilku apek-śmieci, które owszem, też mają zmienione ikony, ale nadają się tylko do wywalenia z telefonu. I to też polecam od razu zrobić.
Poza tym to znany i dobry realme GT neo 3T
Poza fanowską obudową i zmianami w systemie to kropka w kropkę realme GT neo 3T. Jest w wersji z 8 GB RAM, 256 GB pamięci wewnętrznej, z procesorem Snapdragon 870 i Androidem 12. Działa błyskawicznie dobrze i ani razu nie odczułem spowolnienia czy szarpnięcia w interfejsie. Do płynności działania i responsywności z pewnością dużo dorzucił tutaj 120-hercowy wyświetlacz AMOLED. Ekran ma 6,62 cala i reaguje od razu, podobnie jak czytnik linii papilarnych, który jest w nim ukryty i działa „od strzała”. Mam jednak pewne wątpliwości co do animacji i mam wrażenie, że realme tutaj przedobrzyło, bo chciało jeszcze coś zmienić. I gołym okiem widać, że np. animacja podświetlenia ekranu czy przejścia między ekranami/aplikacjami są wydłużone i na pewno dłuższe niż w zwykłej wersji GT neo 3T.
Wydajnościowo ten telefon też dojeżdża, ale zaskoczony byłbym gdyby było inaczej
Uruchomiłem na nim Diablo Immortal i działało zadowalająco dobrze, choć miejscami widać było jakieś chrupnięcie w animacji, co dziwne, podczas przemieszczania się, a nie walki. Po około półgodzinnej sesji obudowa telefonu była przyjemnie ciepła i miała nieco ponad 37 stopni. Widać zatem, że ten powiększony radiator coś tam działa. Pamiętam jak tę samą grę odpaliłem na vivo X70 Pro+, którego używam prywatnie i tam po podobnym czasie obudowa była gorąca.
Akumulator ma sympatyczne 5000 mAh i daje radę. We wspomnianym już Diablo, po pół godzinie zabrało jakieś 8% baterii.
Dla mnie to za mało. Aaaa i Naruto lepszy…
Tak, jestem rozczarowany, że realme trochę poszło na łatwiznę. I boli mnie to jeszcze bardziej, bo wykorzystało do tego moje ulubione anime z czasów dzieciństwa. Nie twierdzę, że to źle, że taki smartfon w ogóle się pojawił, ale szkoda, że nie przyłożyli się do tego bardziej. Zmieniona obudowa, trzy tapety w systemie i kilka naklejek w pudełku mnie nie przekonało. Tym bardziej, że za takie, umówmy się, licencyjne wypychacze, trzeba wyłożyć aż czterysta złotych więcej. I jeszcze to smutne etui, które psuje cały efekt. Widziałbym tutaj inne smaczki w systemie jak np. dedykowane dźwięki do różnych opcji, więcej animacji czy coś co naprawdę będzie w pewien sposób unikatowe. Wyobrażacie sobie dźwięk aury SSJ2, gdy podpinamy telefon do ładowarki? Albo wykrzykiwane „Kamehame-Ha”, gdy dzwoni żona? No właśnie. Telefon ewidentnie dla największych fanów, dla których liczy się przede wszystkim Dragon Ball na obudowie, ale jeśli miałbym coś polecić, to lepiej wziąć zwykłą wersję GT neo 3T, ustawić tapetę, wgrać pakiet ikon i zamówić etui z Goku czy Vegetą.
Ewidentnie lepiej poszło im z limitowaną wersją Naruto.
Fakt, chodzi tutaj o realme GT neo 3 (a nie GT neo 3T), za którego trzeba było zapłacić dużo więcej, ale raczej fani na to nie zważali, bo ta wersja wyprzedała się na pniu. W Polsce nie jest dostępna, ale no spójrzcie tylko na ten zestaw. Mega fajne pudełko w formie zwoju, jak dla mnie dużo lepszy wygląd samego telefonu i jeszcze niestandardowa ładowarka z kablem. I żeby była jasność, jeśli chodzi o anime, dla mnie zawsze Dragon Ball siedział mocniej w serduszku, ale w przypadku telefonu to wersja Naruto wygrywa.
No Comments