Star Trucker to gra, która przenosi koncept tradycyjnego symulatora ciężarówki w kosmiczne przestrzenie, oferując unikalne podejście do gatunku. Wcielamy się tutaj w rolę kosmicznego truckera, przemierzającego bezdroża okolicznych systemów, zarządzając zarówno własnym pojazdem, jak i zasobami, co tworzy fascynujące połączenie symulacji i przygody. Gra dostarcza wrażeń, które oscylują między relaksem a intensywnymi wyzwaniami, co sprawia, że może przypaść do gustu i zwolennikom staro szkolnych symulacji kosmicznych, jak i fanom Eurotrucka. Wszystko zależy od wybranego poziomu trudności.
Mechanika i rozgrywka w Star Trucker
Rozgrywka w Star Trucker koncentruje się na zarządzaniu własnym statkiem, który pełni rolę kosmicznej ciężarówki i jak zdezelowana, użarta rdzą i wszystkim co nie pozwoli przejść przeglądu Scania wygląda już od menu głównego. Sterowanie wymaga sporej precyzji – od nawigowania w przestrzeni kosmicznej, przez dokowanie w stacjach, aż po omijanie asteroid i innego kosmicznego złomu, którego, bym zaryzykował, czasem jest aż za dużo. Trudniejsze manewry, takie jak cofanie w celu podpięcia przyczepy, mogą być frustrujące, ale z czasem dają satysfakcję, gdy gracz opanuje te umiejętności. Istnieje też możliwość wyłączenia asystenta jazdy, co pozwala na bardziej realistyczne i chaotyczne doświadczenie, wymagające od gracza większej kontroli nad statkiem. Jak się ktoś chce męczyć, to śmiało.
Osobiście twierdzę, model „jazdy” nie jest najgorszy i jak holujemy naczepę, w której jest 40 ton kosmicznych pomidorów, to jednak ten ciężar czuć. Nie fruwamy jakimś małym zwinnym „piczolotem” tylko opasłą kolubryną, zdolną ciągnąć ładunki, nie zawsze koszerne i na pewno nie zawsze legalne.
Jednym z ciekawszych elementów mechaniki jest zarządzanie zasobami, takimi jak tlen czy energia. Nie tylko trzeba dbać o dostarczanie ładunków na czas, ale również o stan techniczny pojazdu.
Uderzenia w przeszkody mogą powodować ubytki tlenu, dziury w pojeździe, a brak napraw może skutkować dużymi kosztami ratunkowymi, że o smutnej i cichej śmierci w odmętach kosmosu nie wspomnę. Dodaje to do gry zastrzyk adrenaliny, szczególnie gdy trzeba szybko reagować na nieoczekiwane awarie, bo Janusz jeden z drugim wywalili zawartość na pobocze, zamiast grzecznie odstawić do „pszoka”. I jasno trzeba powiedzieć, że „inteligencja” innych użytkowników kosmicznych autostrad niewiele się różni od tego, co można spotkać na naszych drogach. Są tacy, co wiedzą co robią, ale też są tacy, którzy kosmoprawko znaleźli w chrupkach. Zasada ograniczonego zaufania to jedna z rzeczy, które niestety nie spadają w hierarchii bólu jestestwa.
Nie jesteśmy uwiązani na amen do siedzenia trzypunktowym, możemy wstać, przetuptać się po kabinie, zdecydowanie obszerniejszej, niż na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać. Fakt, nasz „piczolot” wygląda z wierzchu jak ciągnik od Tira, ale przecież to nadal statek kosmiczny. Jest przestronnie. Nawet piętrowo. Na dole, bezpieczniki, generator grawitacji i regał na „bambetle”, po drodze szoferka, na górze śluza i skafander kosmiczny, niezbędny do wykonywania napraw, a tych będzie całkiem sporo, szczególnie w pierwszych chwilach gry. Wszystko zasilane bateriami, alternator szlag trafił ewidentnie, ale o tym później.
Jeśli chodzi o oprawę graficzną, Star Trucker zachwyca swoim kosmicznym krajobrazem
Przemierzając kolejne systemy, gracz ma okazję podziwiać malownicze mgławice, planety i gwiazdy, które naprawdę robią wrażenie. Choć początkowy pojazd wygląda dość nieatrakcyjnie, z czasem gracze mogą go personalizować i odblokowywać nowe, bardziej imponujące wzory malowań. Świat gry wygląda świetnie zarówno na PC, jak i konsolach (widziałem u kumpla, źle nie było), oferując płynną rozgrywkę, choć niestety brak wsparcia dla HDR może rozczarować niektórych graczy, wiecie, tych kasiastych, co ich na turbomonitor stać. Graficznie jest naprawdę nieźle.
Każdy system, jaki odwiedzamy, a będziemy latać po nich w kółko dość często jest na tyle graficznie charakterystyczny, że po jakimś czasie czujemy się jak rasowy kierowca patelni, na trasie między Pierdziszewem Mniejszym a Kudłaczami Dolnymi. Jak już się pozna topografię konkretnych tras, to zwyczajnie robi się łatwiej, a my, z czasem zadanie mamy mocno ułatwione.
Pod względem fabularnym, Star Trucker może nie zaskoczyć głębią, ale wciąż dostarcza satysfakcjonujących momentów. Naszym głównym zadaniem jest wykonywanie zleceń przewozowych w niekoniecznie najbliższej okolicy.
I nie, nie da się uniknąć porównań do Euro Truck Simulatora i pochodnych. No bo się nie da. Choć sama fabuła nie jest bardzo rozwinięta, to dialogi i interakcje z NPC-ami dodają grze charakteru. Twórcy zdecydowali się na stylizację świata na klimat amerykańskiego truckera – pełnego specyficznego humoru i slangu rodem z południa USA. Nie wszystkim graczom przypadnie to do gustu, zwłaszcza że niektóre rozmowy mogą wydawać się długie i zbędne. Choć początkowo rozmowy na CB radiu są zabawne, z czasem mogą stać się monotonne, mimo, że konkurs wiedzy, jaki mi zafundowała Sour Candy roześmiał mnie serdecznie.
Niektóre sekcje dialogowe, szczególnie te dłuższe, bywają trudne do pominięcia, co może irytować graczy nastawionych na szybsze tempo rozgrywki. Mimo to, dla osób lubiących zanurzyć się w klimacie kosmicznych podróży, te interakcje dodają smaku i podkreślają specyficzny styl gry. Również system radia, gdzie można słuchać muzyki w trakcie długich podróży, idealnie wpisuje się w klimat długich przewozów. A niestety pomidory same się nie dowiozą. Muzycznie bardzo na plus, chociaż, z drugiej beczki, faktycznie czasem kwestie dialogowe trącą średniej jakości kiszką. Nie jadę po aktorach, co podkładają głosy, bo akurat oni swoją robotę zrobili koncertowo. Zwyczajnie konwencja zaciągających po południowo-kowbojsku kierowców po kilku godzinach się nudzi, ale to pewnie tylko moje zdanie.
Gra oferuje całkiem rozbudowany system postępów
Możemy ulepszać nasz statek, system po systemie. Od reaktora, przez tarcze, po generator tlenu i cewki zapłonowo-różne. Ważnym elementem jest też możliwość wykonywania coraz bardziej wymagających zleceń, co pozwala na eksplorację nowych, trudniejszych obszarów kosmosu. Każda trasa niesie ze sobą ryzyko, co sprawia, że oprócz relaksujących momentów, gra potrafi zaskoczyć nagłymi zwrotami akcji, gdy na przykład musimy ratować się przed wyciekiem tlenu. Każde osiągnięcie, takie jak przejechanie odpowiedniej ilości kilometrów, tak, kilometrów w kosmosie, odblokowuje nam odpowiednie wzory do polakierowania naszego ciągnika. Odbywa się to w miarę bez wysiłkowo, w rozsianych po okolicy lakierniach, należących do niejakiego Diego.
Jeśli chodzi o wewnętrzne systemy, to oczywiście jest tego zdecydowanie więcej, niż to, co opisałem powyżej. Zaczynamy zabawę od sześciu „Esów” odpowiadających za zasilanie kolejno: reaktora głównego, zaczepu magnetycznego, na którym wieszamy ładunki i za pomocą którego dokujemy gdzie trzeba, generatora grawitacji, generatora tlenu, bo oddychać wypada, ładowarki do kombinezonu i kontroli temperatury, bo kosmos to cholernie zimne i mało litościwe miejsce. Każdy z tych systemów możemy w odpowiednich momentach włączać i wyłączać, żeby oszczędzać baterie, którymi wszystko jest zasilane. Alternator ewidentnie szlag trafił – to jedyne wytłumaczenie dlaczego wszystko jest na paluszki. Oczywiście wraz z postępami w grze wszystko można usprawnić i upgradować, żeby wydajność wzrosła na tyle, że staje się to mniej męczące, co jednak nie sprawia, że gra staje się łatwiejsza, bo zarządzanie tym wszystkim jest jedną z głównych mechanik z jakimi trzeba się zmagać. Latamy zatem od stacji do stacji i kupujemy a to filtry do wentylacji, a to bezpieczniki, a to baterie. Mozolne i męczące, ale nie na tyle, żeby uznać to za sztuczne wydłużanie gry.
Wady? Problemy?
Oczywiście, że są. Jak na razie to piałem z zachwytu nad tym tytułem, ale nie ma co ukrywać. Jak świat światem, nie ma gier idealnych. Jednakowoż – to, co mnie uderzyło nie jest aż tak istotne, żeby zaważyło jakoś przesadnie na ogólnej ocenie. Pierwsza rzecz, jaka rzuca się w oczy, a w zasadzie w uszy, to dialogi. Szkoda, że niektórych nie da się pominąć. Tak. Wiem, bzdura, ale jednak, po jakimś czasie masz ochotę po prostu przeklikać.
Druga rzecz, w ramach wyposażenia naszej kabiny, dostajemy na samym tyle szoferki, o ile tak można nazwać kokpit śliczny – regał magazynowy. Na rzeczonym regale ustawiamy sobie pudełeczka, w pudełeczkach, żeby się nie poobijały i żeby bałaganu nie było, ustrojstwa rozmaite. Od baterii, przez bezpieczniki, filtry i pozostałe „itepy i etcetery”. Wszystko ślicznie poukładane, uporządkowane, jak się kto spręży, to może sobie nawet kolorkami ułożyć. Do czasu pierwszego hamowania. Wszystko z prędkością nieszczęścia, po krzywej balistycznej ląduje, czasem, nawet na przedniej szybie.
Wychodzi zatem na to, że każdy poważniejszy „brzdęg” w turlające się w przestrzeni badziewie, każde ostrzejsze hamowanie okraszone magicznym zaklęciem „No jak ku*wa jedziesz pajacu!?” kończy się dodatkowo sprzątaniem całego, że tak to nazwę – zaplecza. Wkurza to niemiłosiernie, bo nie dość, że baterii mało, że zimno, że zapach średni, to jeszcze trzeba to układać za każdym razem. Ja rozumiem, że to też część mechaniki w całej rozgrywce, ale do jasnej i wszetecznej – kawałek sznurka załatwiłby sprawę, że o siatce ochronnej nie wspomnę. Reaktory, grawitacje, magnetyczne zaczepy i co? Zbieraj pachole za każdym razem, bo ktoś nie pomyślał, żeby cały ten bajzel zabezpieczyć.
Oczywiście gra, która wyszła niedawno, do tego zrobiona w sposób, w jaki została zrobiona, nie może się obejść bez klasycznych baboli wieku świeżego.
Tu i ówdzie zdarzą się spadki klatek, czasem pojawi się problem z klawiszami, które na złość działać nie chcą, szczególnie hamulce odmawiają posłuszeństwa przy pełnym gazie. Model jazdy, o ile jazda można nazwać radosne fruwanie też momentami pozostawia wiele do życzenia, bo o ile ciągnięta przez nas naczepa z tonami kosmicznych pomidorów, czy innego nieszczęścia ma prawo wpłynąć na sterowność naszego statku, tak zdarzające się czasem fikołki w sterowaniu są tak dziwne, że momentami aż śmieszne. O ile na początku gry można się cudów spodziewać, bo nasza cieżarówka przypomina ciut zdezelowane punto, tak pod koniec rozgrywki, pełna upgradów i z nowym lakierem, nie powinna takich strzałów dawać. Tak czy kwak – wady są, ale raczej nie będą jakoś przesadnie rujnować frajdy z jazdy po kosmicznych bezdrożach.
Zawsze staram się dodać odpowiednią liczbę punktów za starania. I tutaj też trzeba
Star Trucker nie tylko wygląda i prezentuje się świetnie, ale też jest kawałem solidnej rozrywki na długie, długie godziny. Sam za typowymi samochodówkami nie przepadam i przyznam, że po obczajeniu jakiś czas temu demka, jakie ukazało się na Steam, przepadłem w odmętach. Mimo tego, że gra sprawia wrażenie porządnie dopracowanej, choć nie bez wad rzecz jasna, to na szczególne uznanie zasługuje fakt, że od strony twórczo-programistycznej pracowało nad nią zaledwie 11 osób. Wychodzi na to, że indyk pełną gębą, a ma sens, wygląda i wcale nie żal w niego grać.
Star Trucker to interesująca propozycja dla fanów symulatorów, którzy chcieliby spróbować swoich sił w nietypowym, kosmicznym wydaniu. Pomimo drobnych mankamentów w fabule i dialogach, gra oferuje głęboki, satysfakcjonujący system zarządzania statkiem, piękną oprawę graficzną oraz wciągającą mechanikę. To produkcja, która może zapewnić zarówno spokojną, relaksującą zabawę, jak i bardziej intensywne momenty pełne wyzwań.
Jeśli szukasz gry, która łączy symulację kosmiczną z elementami przygody, a jednocześnie lubisz poczucie wolności, jakie daje eksploracja pobliskich systemów, Star Trucker jest tytułem wartym uwagi, tym bardziej, że wszedł na premierę do Game Passa i nijak nie umiem znaleźć wymówki, by w niego zwyczajnie nie zagrać. Jest też dostępny na Steam.
No Comments