Elektryczne samochody, deski, odkurzacze, hulajnogi, rowery, a pewnie za niedługo kosze, wózki same robiące zakupy, lewitujące smycze wyprowadzające psy, lodówki same zamawiające jedzenie… a nie, przepraszam, w sumie to ostatnie już jest. Przed przyszłością nie uciekniemy, a o zaletach i wadach elektrycznych, autonomicznych urządzeń można by napisać kilka tomów grubością rywalizujących z powieściami Tolkiena. Dzisiaj w tekście zagościł nietypowy rower elektryczny, który nazywa się Coswheel A-ONE.
Widziałem już kilka elektrycznych rowerów, ale taki widzę pierwszy raz. Chociaż pewnie niektórzy z Was zastanawiają się w jakim filmie go kiedyś zauważyli. I ja szybko odpowiem – w żadnym, ale rozumiem sytuację, bo trzeba przyznać, że rower wygląda jak z innej planety, jakby rzeczywiście był w jakiejś amerykańskiej produkcji science-fiction. Coswheel A-ONE wygląda bardzo futurystycznie, szczególnie w tym czarno-grafitowym kolorze. Panowie z Coswheel mieli naprawdę świetny pomysł, by stworzyć niewielki rower na akumulator, który sprawdzi się w awaryjnych sytuacjach, gdy przykładowo samochód wykrzaczy się nam na drodze czy będzie naszym osobistym transporterem do pracy i z powrotem. Ale nie pomyśleli o jednym – ten sprzęt raczej nie jest przygotowany z myślą o Europejczykach, gdzie średni wzrost wśród mężczyzn to ok. 180 cm. Rower jest niewielki (bo bez problemu ma zmieścić się do bagażnika) i dlatego trochę komicznie może na nim wyglądać przeciętny Europejczyk, nie wspominając już o tym, że zedrze kolana o kierownicę. Tak zakładam widząc to co jest na zdjęciach poniżej.
Ok, to jak już sobie trochę pomarudziłem, czas na trochę faktów. Coswheel A-ONE napędza 350-watowy silnik, który z tego co wyczytałem znajduje się w kole z tyłu i potrafi rozpędzić ten pojazd do maksymalnie 30-35 km/h (w zależności od wagi użytkownika). Według zapewnień producenta, jedno ładowanie akumulatora powinno wystarczyć na przejechanie 30 kilometrów, choć bardziej zaciekawiła mnie informacja, że ten rower elektryczny jest w stanie pokonać nawet 45 kilometrów w trybie „zwiększenia mocy”. Do tej drugiej wartości raczej podchodziłbym z dystansem.
Z roweru mogą korzystać osoby, których waga nie przekracza 150 kg, ale dla bezpieczeństwa raczej nie wsadzałbym osoby, które ocierają się o górną granicę. Akumulator ma 8800 mAh, jego żywotność to podobno 5 lat, a w razie tego jak się rozładuje, ponowne naładowanie powinno zająć nie więcej jak 5 godzin. System hamowania jest oparty o tarczę z tyłu, a do zwiększenia prędkości wykorzystujemy manetkę po prawej stronie na kierownicy. Rower waży trochę ponad 16 kilogramów, a najfajniejsze jest to, że możemy go szybko złożyć, by zajmował mało miejsca. Coswheel A-ONE ma na środku niewielki wyświetlacz LCD, który między innymi pokazuje aktualną prędkość i poziom naładowania baterii. Rower możemy też połączyć z aplikacją, dzięki czemu możemy zapisać przejechaną trasę czy zlokalizować rower przez GPS.
Teraz co dla tych, którzy dysponują workiem gotówki i myślą o tym, by taki rower sobie sprawić. Od razu napiszę, że tanio nie jest, choć mam wrażenie, że w ostatnim czasie cena tego gadżetu jeszcze się zwiększyła. W chwili pisania tego tekstu Coswheel A-ONE kosztował 1299 dolarów, czyli niecałe 5 tysięcy złotych. Być może niektórych przekona jeszcze fakt, że rower otrzymał wyróżnienie reddot award 2016 między innymi za niespotykaną konstrukcję i kompaktowe wymiary po złożeniu. Co ciekawe, sposób składania roweru został opatentowany.
No Comments