Niechaj pierwszy rzuci kamieniem ten komu nigdy telefon nie rozładował się w kryzysowej sytuacji. Nawet posiadając baterię z czterema i więcej ampero-godzinami może się okazać, że to jednak za mało. W takich momentach warto mieć przy sobie dobry powerbank, na przykład taki jak ZMI Aura.

Nie każdy musi kojarzyć ZMI, ale wiecie co to Xiaomi, z którą jest ona spowinowacona. Działa to na tej samej zasadzie co z Amazfitem/Huami produkującym wearables. ZMI zajmuje się głównie produkcją wszelkiej maści kabelków, ładowarek oraz – jak widać – baterii.

Powerbanki Xiaomi/ZMI pojawiły się na rynku już parę lat temu i od tego czasu zdążyły wyrobić sobie porządną opinię. Firma nie oszukuje na pojemności, baterie są bezpieczne, prezentują się całkiem niegłupio i kuszą ceną. W dokładnie takie tony uderza również Aura. Rzućmy okiem na specyfikację:

  • Pojemność deklarowana: 20000 mAh/3.7 V (74 Wh)
  • Pojemność użytkowa: 12600 mAh/5.1 V
  • Prądy ładowania: 5.1V/2.4A 5.1V/3.6A 9V/2A 12V/1.5A

Aura prezentuje się jak duży brat powerbanka Xiaomi o tej samej pojemności (na zdjęciach). Jest nieco dłuższy i nieznacznie cięższy (363 g vs 338 g). Kolor ten sam, ale faktura powierzchni już nie. Poprzednik oferuje chropowatą obudowę, podczas gdy ZMI postawiło na gładkość połączoną z taką niby-mozaiką po bokach. Całkiem spoko, szczególnie jak na powerbank, który rzadko kiedy kupujemy dla szpanu. Chociaż i takie modele są w ofercie ZMI, tylko spójrzcie na to cacko!

Nikomu chyba nie trzeba tłumaczyć jak działa powerbank. Ładujemy go, a potem on ładuje inny sprzęt – ot cała filozofia. Problemy pojawiają się przy przeliczaniu miliamperów na procenty. Dlatego właśnie w specyfikacji podałem pojemność deklarowaną – tyle amperogodzin musimy „włożyć” do akumulatora, aby uzyskać satysfakcjonujące 100%. Pojemność użytkowa z kolei mówi nam ile miliamperów możemy z baterii wypompować. Standardowo stosunek jednej do drugiej utrzymuje się w okolicach 60% i dokładnie tak jest w Aurze. Przy teście ładowania tabletu Mi Pad 4 uzbrojonego w ogniwo 6000 mAh udało mi się dopakować go sumarycznie na 236%, czyli nawet więcej niż oczekiwałem. Nie ma lipy.

Powerbank obsługuje Quick Charge 3.0, ale zadziała ono z pełną mocą tylko jeśli ładujemy jedno urządzenie w danej chwili.

Bardzo przydatne jest także to, że sama Aura ładuje się z wykorzystaniem tejże technologii. Od „zera do setki” wyciąga w 6 godzin i 43 minuty. Jak na 20000 mAh, to niezły wynik.

Powerbank ZMI Aura 20000 mAh
Powerbank ZMI Aura 20000 mAh

W porównaniu do modelu od Xiaomi nowszy model wyróżnia się trzema bonusami, które szybko docenimy:

Wyświetlacz

Xiaomi powiadamia nas o stanie naładowania jedynie czterema białymi diodami. Niby wystarcza, ale ja jednak wolę cyferki – takie jak na wyświetlaczu u ZMI.

Trzeba tu jednak zauważyć, że stan naładowania obniża się w sposób… logarytmiczny? Znaczy się – na początku procenty idą szybko, a potem co raz wolniej. Dla przykładu, podładowanie mojego telefonu (o około 3000 mAh) zabrało 25% przy początkowych 100% oraz 13% kiedy startowałem z połowy.

Cztery porty

Głównym powodem, dla którego nabyłem Aurę było przestarzałe microUSB w poprzedniku. W sytuacji kiedy zarówno telefon mój, mojej żony jak i tablet wyposażone są w USB-C zmuszało mnie to do pamiętania o dodatkowym kabelku tylko do ładowania powerbanka. A dodatkowo okazywało się jeszcze, że zabrany przewód nie wspomagał szybkiego ładowania i proces trwał całą wieczność.

Dodam jeszcze, że w opakowaniu dostajemy krótki kabelek ze zdejmowaną nasadką – microUSB lub USB-C do wyboru.

Wsparcie dla wearables

Drugą wadą powerbanka od Xiaomi był jego „próg aktywacji”. Znaczy to tyle, że po podłączeniu np. słuchawek BT, albo Mi Banda (które ładują się dość słabym prądem) urządzenie po chwili zwyczajnie się wyłączało. Aura nie sprawia takich problemów, ale… tylko na prawym porcie USB. Ten jest w pewien sposób uprzywilejowany gdyż umożliwia funkcjonowanie nawet bezprzewodowej ładowarki (Qi), która w spoczynku karmi się prądem 0,02 A.

Powerbank ZMI Aura 20000 mAh
Powerbank ZMI Aura 20000 mAh

Kadzę temu powerbankowi jak kawaler pannie na wydaniu, ale sami musicie przyznać, że jest nieźle. ZMI Aura to urządzenie w zasadzie kompletne i chyba tylko na siłę mógłbym mu wytknąć, że nie ma wbudowanej bezprzewodowej ładowarki. Biorąc pod uwagę wszystkie te zalety i cenę w okolicach 30-35 dolarów ciężko o lepszą ofertę.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

One reply on “Czyżby powerbank bez wad? ZMI Aura 20000 mAh – recenzja”

  • Bartosz Szurka
    30 grudnia 2018 at 16:11

    Bezprzewodowe ładowanie z powerbanka nie ma sensu,a to dlatego ze chcemy szybko podładować telefon. Co z indukcją raczej nie ma sensu.