Są głośniki i są głośniki przez duże „G”. Z całą pewnością, nieco odkrywając karty o testowanym głośniku już na samym początku tekstu, mogę stwierdzić, że DOSS SoundBox XL śmiało można, a w zasadzie to nawet trzeba, zaliczyć do tej drugiej grupy. Nie jest to żadna autobusowa pierdziawka, którą można wygrać w chipsach, a porządny kawał sprzętu audio. W końcu zebrałem się w sobie i napisałem o tym jak ten głośnik radzi sobie w praktyce.

Jest bardzo prawdopodobne, że szukając głośnika bluetooth z „kopnięciem” (żeby nie napisać bardziej dosłownie) chociaż raz mignął wam przed oczami ten DOSS. Wokół tego głośnika wręcz zrodziły się legendy, że najlepszy, że najbardziej opłacalny, że jak się puści muzykę to sąsiedzi tłuką w ścianę. No wszystko, co najlepsze. Po wielu tygodniach z tym ustrojstwem muszę stwierdzić, że sporo z tych opinii się potwierdziło, ale wyszło też kilka rzeczy, które nie są fajne. Ale… po kolei.

DOSS SoundBox XL
DOSS SoundBox XL

Głośnik przychodzi do nas w takim opakowaniu, że nigdy nie pomyślelibyśmy, że może to wydawać z siebie jakiekolwiek dobre dźwięki. A w środku jest jeszcze gorzej. Poważnie, trąci nawet nie chińszczyzną, tylko chińszczyzną sprzedawaną przez jakiegoś wietnamczyka w latach 90-tych na bazarze, gdzieś między majtkami, a pistoletem na kulki. Nawet głośnik na grafice wygląda nieco inaczej niż to jak prezentuje się w rzeczywistości. Ale można założyć, że pudełko jest mało istotne, bo najważniejsze jest to co jest w środku. I w tym przypadku ta reguła się idealnie potwierdza.

Już sama nazwa głośnika sugeruje, że DOSS SoundBox XL nie należy do małych urządzeń, pomimo tego, że niektórzy określają go mobilnym. Ciężko jednak się z tym zgodzić, skoro urządzenie waży około półtora kilograma, a po najdłuższym boku można doliczyć się niemal 30 centymetrów. Zresztą, łatwo można to sprawdzić, bo głośnik ma praktycznie identyczną długość, co karta papieru A4 (tak, przykładałem i sprawdziłem). Stąd też na pudełku jest napisane, że to głośnik do zastosowań domowych (Home Speaker). Coś w tym jest.

DOSS SoundBox XL
DOSS SoundBox XL

Od razu po wyjęciu z pudełka zaskoczyła mnie jedna rzecz. Mimo tego, że głośnik był fabrycznie zapakowany, ofoliowany i pozaklejany to na jego obudowie znalazłem kilka drobnych zarysowań, głównie na matowej, górnej części w okolicy przycisków (widać to na jednym z poniższych zdjęć). Wyglądało to niesmacznie i taki niesmak pozostał na dłużej, bo z komentarzy w sieci wywnioskowałem, że nie tylko ja trafiłem na taką sztukę.

Na niektórych zdjęciach można zobaczyć głośnik bez przedniego grilla. Szczerze, to nie zabierałem się do tego by go zdjąć, nie grzebałem, więc nie wiem czy można to łatwo zrobić czy jednak trzeba pokręcić trochę bardziej śrubokrętem. W każdym razie, nie chciałem nic popsuć, więc jeżeli kogoś interesuje „co jest w środku”, może zerknąć na poniższą, pomocniczą grafikę:

DOSS SoundBox XL - budowa
DOSS SoundBox XL – budowa

Z zewnątrz głośnik DOSS wygląda prosto i minimalistycznie, ale patrząc na powyższe zdjęcie, wewnątrz wcale tak nie jest. Mamy dwa głośniki dwucalowe, każdy po 10 W, jeden o średnicy 3,5 cala jako subwoofer (12 W) i dodatkowo dwie membrany bierne (eng. passive radiators).

To wszystko przekłada się na dźwięk jakiego jeszcze nie słyszałem z głośnika tej wielkości.

Nie będę tutaj rzucał na lewo i prawo audiofilskimi terminami, bo nie o to chodzi. Pierwsze co zrobiłem to połączyłem smartfon z głośnikiem i uruchomiłem moją playlistę ze Spotify. I słuchałem, utwór po utworze, od rocka, przez pop, a kończąc na country. Akurat w tym czasie obok DOSS’a stało radio Regent i400s, które jakiś czas temu przetestowałem, więc miałem też możliwość bezpośredniego porównania „jak to gra”.

DOSS SoundBox XL gra bardzo czysto, nawet jeśli zarówno jego jak i głośność w telefonie ustawimy na maksimum. W porównaniu z innymi, które testowałem, ten był najgłośniejszy, ale też najmniej „szumiący”. Doskonale słychać wszystkie ścieżki i w zasadzie nadaje się do każdego typu muzyki. Bas jest obecny i bardzo pozytywnie zaskakuje patrząc na konstrukcję i wielkość głośnika. Jest przyjemny, nie przeszkadza, ale mam wrażenie, że bas w testowanym wcześniej Regencie był nieco cieplejszy, szczególnie podczas odsłuchiwania podcastów  – zapewne to zasługa systemu bass-reflex. Nie mniej, ciężko jest tutaj cokolwiek zarzucić jeśli chodzi o jakość odtwarzanego dźwięku.

DOSS SoundBox XL
DOSS SoundBox XL

Ewidentnie jest to głośnik stricte do muzyki, którą możemy puszczać podłączając odtwarzacz bezprzewodowo przez Bluetooth, przewodowo za pomocą mini jacka (jest przewód w zestawie) lub wkładając nośnik microSD. Nie będzie to dobre rozwiązanie dla asystenta czy połączeń głosowych z jednego prostego powodu – nie ma tutaj mikrofonu.

Obsługa jest prosta, choć jest jedna rzecz, którą z chęcią bym poprawił. Wszystkie przyciski mamy na górze, są okrągłe, błyszczące i łącznie jest ich siedem. Tylko jeden z nich lekko się wyróżnia, przycisk zasilania, który jest wklęsły. Ogólnie przyciski są widoczne, dobrze oznaczone i z pewnym klikiem, ale irytuje mnie w nich jedna rzecz. Przyciski nie działają, jak ja to określam, płynnie, co oznacza, że zwiększając głośność musimy klikać i tak samo w drugą stronę, jeśli chcemy przyciszyć. Jeśli przytrzymamy przycisk to nic się nie dzieje, a intuicja jednak podpowiada, że głośność powinna się zwiększać bądź zmniejszać.

DOSS SoundBox XL - przyciski
DOSS SoundBox XL – przyciski

Jeszcze kilka słów o baterii i ładowaniu, bo to też istotna kwestia. Jak już wspomniałem wcześniej, SoundBox XL raczej jest takim głośnikiem, który postawimy w jednym miejscu, w kuchni, pokoju czy balkonie (chociaż może nie, może nie tam, bo nie jest wodoodporny) i tak już zostanie. Owszem, można go przenosić, ale raczej na bliskie odległości jak przykładowo z pokoju do pokoju, no chyba, że chcemy dorzucić sobie do plecaka ponad półtora kilo, a do tego jeszcze kilkadziesiąt gramów w postaci zasilacza 12V 2,5A. Wychodzi, że jest przenośny, ale na pewno nie można go nazwać mobilnym, choć niektórym może się wydawać, że tak jest.

Głośnik ma w sobie baterię, ale patrząc na jej pojemność, potem spoglądając na wielkość głośnika i jeszcze raz na pojemność, to ma się tylko jedno pytanie – Czemu tak mało? Akumulator ma 2200 mAh i według producenta ma wytrzymać do 9 godzin na połowie głośności. Trzeba liczyć się z tym, że jeśli zrobimy głośniej, czas może się skrócić do około 4-5 godzin. U mnie wytrzymał cały „roboczodzień”, ale muzyka wydobywająca się z głośnika leciała sobie gdzieś w tle.

Ładowanie baterii trwa około 3 godzin, co i tak przy tym akumulatorze, nie jest jakimś rewelacyjnym wynikiem. Zasilacz wpinamy z tyłu, obok mini jacka i u mnie przez pewien czas było tak, że głośnik był stale podłączony do prądu, bo stał w w jednym miejscu na komodzie. Problemem dla niektórych może być krótki przewód od ładowarki, który ma niecałe półtora metra.

DOSS SoundBox XL – czy warto?

Od razu napiszę krótko – warto jak w mordę strzelił. SoundBox XL mimo kilku wizualnych wpadek robi to co do niego należy – gra czysto, głośno, przyjemnie, po prostu świetnie. Jego obsługa jest prosta, choć mogłaby być bardziej intuicyjna, można go połączyć ze smartfonem i odtwarzać z niego muzykę, choć szkoda, że nie można przez niego rozmawiać. Ale wychodzę z założenia, że producent obrał sobie za cel stworzenie bezkonkurencyjnego głośnika do muzyki i trzeba przyznać, że to zadanie wykonała na piątkę z plusem.

DOSS SoundBox XL
DOSS SoundBox XL

W mojej ocenie nie ma aktualnie głośnika do 300 złotych, który grałby lepiej. A jeśli trafimy na jakąś promocję to już w ogóle nie ma co się zastanawiać. Ostatnio można było go wyrwać za około 220 złotych z wysyłką z niemieckiego Amazonu. No właśnie, skoro tak napisałem to oznacza jedno – brak polskiej dystrybucji. Ale jak to się mówi, dla chcącego nic trudnego. Moja sztuka też przyjechała z Amazonu, dlatego też tam najlepiej go szukać.

Pros

Plusy
  • Świetny, czysty, pełny dźwięk
  • Dobra jakość wykonania i solidna konstrukcja
  • Adekwatna cena (szczególnie jak trafimy na promocję)
  • 32 W maksymalnej mocny muzycznej
  • Zasilacz z wtyczką EU i UK w zestawie
  • Bluetooth, mini jack 3,5 mm i microSD

Cons

Minusy
  • Opakowanie rodem z bazaru
  • Drobne zarysowania na obudowie po odpakowaniu
  • Brak NFC
  • Bateria mogłaby być większa, a przewód ładowarki dłuższy
  • Brak polskiej dystrybucji

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

11 replies on “To jest król głośników jak lew jest król dżungli. DOSS SoundBox XL – recenzja”

  • Kurdemol
    30 stycznia 2019 at 08:46

    „To jest król głośników jak lew jest król dżungli.”

    Serio, takie coś w tytule?

    • 30 stycznia 2019 at 11:46

      Tak. Dokładnie tak!

      • Piotr
        6 lutego 2019 at 11:30

        Czy to ciąg dalszy żartów? Po takim tytule zastanawiałem się czy to kpina z głośników, czy gramatyka polska na poziomie pierwszoklasisty. Jak Pan dostał pracę jako dziennikarz?

        • bolo
          23 marca 2023 at 15:37

          Niestety takich mamy dzisiaj „dziennikarzy”.

  • r29
    5 lutego 2019 at 23:27

    Trafiłeś na dobry egzemplarz. Na pepperze trwa teraz burza, po ostatniej promocji na Amazonie. Wychodzi na to, że niektórzy dostali sztuki po naprawie, a inni nadające się do naprawy.

    • 6 lutego 2019 at 08:48

      Aż tak? A ja się martwiłem, że kilka rysek na obudowie mam. Co było z nimi nie tak? Też zarysowania czy coś poważniejszego?

  • Waldemar Krefta
    26 lipca 2021 at 21:44

    Mam do was pytanie. W moim subiektywnym odczuciu po rozkręceniu i ponownym skręceniu głośnika zmniejszyły się bassy. Czy to możliwe ? Z tego co widzę pasywne głośniki w ogóle nie drżą……

    • 26 lipca 2021 at 21:58

      Ja nie rozkręcałem swojej sztuki i nie zamierzam dopóki działa. Może czegoś nie podpiąłeś?

  • 24 marca 2023 at 20:47

    Proponuję zapoznać się z filmem z poniższego linku i wyjąć kij z dupy 😉

    https://youtu.be/5teqXr_OZn0